samochodow, szostka chlopcow uzbrojonych w reczne granatniki przeciwpancerne RPG-7, walczacych na przedmiesciu Burdz el Baradzne, na poludnie od Bejrutu. Obok budynku mieszkalnego stal izraelski czolg Merkava i chlopcy, z ktorych najstarszy mogl miec szesnascie lat, starali sie zniszczyc go strzalami z granatnikow. Zblizali sie raz za razem, pod oslona ruin, i strzelali pociskami z glowica kumulacyjna, ktore albo nie trafialy do celu, albo nie mogly przebic pancerza. Wreszcie, jak olbrzym, ktorego zbudzono ze snu, merkava obrocil powoli wiezyczke, wystrzelil jeden tylko pocisk i zabil dwoch Palestynczykow. Potem w tym miejscu pojawila sie izraelska piechota, strzelajac z czego sie da – karabinkow automatycznych Galii i karabinow maszynowych, i wtedy Philipot, fotograf z agencji Sygma, powiedzial, ze nie warto dac sie zabic dla jakiegos zdjecia -sefaire tuer, powiedzial – i rzucil sie do ucieczki, i Barles zaczal uciekac, i wszyscy uciekali, a Barles i Philipot nie zatrzymali sie, dopoki nie dotarli do hotelu Com-modore, gdzie Tomas Alcoverro z “La Vanguardii' czekal na nich w barze, zeby jeszcze raz im opowiedziec, jak to jego zona zostawila go dla Pabla Magaza z dziennika “ABC'.

Tak czesto dzieje sie w tym zawodzie. Ty, na przyklad, uciekasz przed libijskim czolgiem w Ndzamenie, a twoja prawowita malzonka idzie przed barcelonski sad z pozwem o rozwod. Ale jest prawda, ze wiekszosc czlonkow owego plemienia nigdy nie miala zonom tego za zle. W sumie oni bawili sie w bohaterow, chodzac ulicami pod ostrzalem, a one musialy odprowadzac dzieci do szkoly, placic raty za telewizor, rachunki za gaz, zyc samotnie. Tomas Alcoverro byl tego swiadom i pocieszal sie jak mogl. Byl najstarszym z korespondentow na Bliskim Wschodzie i ktorejs nocy, na jednej z plaz w Emiratach, zwierzyl sie Barlesowi, ze ma nadzieje umrzec w Bejrucie, bo w Hiszpanii juz nie ma znajomych. Tak samo bylo z Julio Fuentesem z “El Mundo', ktory, mowiono, w czasach kiedy byl piekny i mlody, przelecial Blanke Jagger podczas wojny w Nikaragui. Albo to ona przeleciala jego, wersje byly sprzeczne. Potem, jak Tomas i wielu innych, Julio mial dziewczyne, ktora powiedziala: czesc, pa, bo miala dosc tego, ze on spedza zycie w Sarajewie. Straszliwe barbarzynstwo podniecalo Julio Fuentesa, wygladal, jakby zachwycala go ta prawdziwa halucynacja w kolorze, jakby wojna dawal sobie w zyle. Pedro Jota, jego szef, postanowil wiec przeniesc go na stanowisko korespondenta do Wloch, gdzie teraz chodzil w krawacie, jezdzil sportowym samochodem i mial nowa dziewczyne. Niestety, czasem w srodku nocy zrywala go ze snu mysl, ze jest w Bosni. Trzy razy R: roztrzesieni, rozwiedzeni, rozpici.

Barles otworzyl usta, zeby krzyknac do Marqueza, ze widzi czolg, ale w tym momencie uslyszal eksplozje pierwszego pocisku. Tym razem nie byl to mozdzierz, ale strzal bezposredni, ktorym trafiono w poblizu mostu. Rzucil sie na ziemie, slyszac, jak pocisk przelatuje nad glowa, wysoko, z dzwiekiem przypominajacym rozdzierany material i uslyszal, jak wybucha z tylu, za gospodarstwem. Nissan, pomyslal. Zeby tylko sukinsyny nie trafily w nissana. Potem pomyslal o Jadrance. Zeby tylko sukinsyny nie trafily w nia.

Podniosl sie, zeby pokonac te dziesiec metrow dzielace go od Marqueza i wtedy zobaczyl dwoch Chorwatow pedzacych od strony lasu ku drodze. W rekach trzymali kalasznikowy i wygladali, jakby im sie bardzo spieszylo. Na drugim brzegu rzeki czolg poruszal sie wolno, jak na zwolnionym filmie, ale Barles doskonale wiedzial, ze to tylko zludzenie optyczne spowodowane odlegloscia. Czolgi zawsze poruszaja sie szybciej niz trzeba.

Upadl obok Marqueza, na skarpie, dokladnie w chwili kiedy kolejny pocisk przelatywal nad ich glowami, w tym samym kierunku. Kamerzysta mial wlaczona kamere i filmowal most w planie ogolnym, jednak lewym okiem obserwowal czolg zblizajacy sie do nich poza kadrem. Niewyrazne figurki poruszaly sie na drodze w poblizu czolgu.

– Piechota – powiedzial Barles.

– Widze.

Dwaj Chorwaci dotarli do nich. Jeden byl bardzo mlody i pot lal sie z niego strumieniem spod ogromnej kuloodpornej kamizelki, jakich uzywaja saperzy – ze zwisajaca pola z przodu, oslaniajaca jadra, ale i przeszkadzajaca w biegu. Drugi byl wysoki, z wasikiem. Obaj bardzo zdenerwowani, wbiegli az do polowy skarpy, zywo gestykulujac.

– Mowia, zebysmy znikali – przetlumaczyl Barles.

Marquez skupiony na kamerze i na moscie nie raczyl odpowiedziec. Mlodszy zolnierz wspial sie jeszcze troche i dotknal jego buta.

– Pocaluj mnie w dupe i splywaj – odezwal sie Marquez.

Trzeci pocisk uderzyl miedzy skarpa a lasem, dokladnie w miejscu, przez ktore zolnierze przebiegli przed chwila i kilka kawalkow darni spadlo na droge. Wszyscy rozplaszczyli sie na ziemi, poza Marquezem, ktory nie odrywal wzroku od mostu. Nie przejmujac sie tym, co by ludzie powiedzieli, Barles nalozyl helm.

Mlody Chorwat, patrzac na Marqueza, powiedzial glupan, co po serbsko-chorwacku znaczy mniej wiecej dupek, i odszedl wraz z drugim wzdluz drogi, pod oslona skarpy, w kierunku gospodarstwa.

– Wola sie ulotnic – powiedzial Barles.

Mial szalona ochote rzucic sie do ucieczki, ale pewnych rzeczy sie nie robi. Kiedy dopasowywal pod broda pasek helmu, zobaczyl, jak dwoch kolejnych Chorwatow biegnie z lasu przez pole, tez w kierunku gospodarstwa. Teraz jeszcze karabin maszynowy kalibru 12,7 mm strzelal z drugiej strony rzeki, a czerwone punkciki kul w oddali najpierw lecialy wolno, przyspieszajac w miare jak sie zblizaly, podobnie jak srodkowa linia na drodze, kiedy szybko jedziesz samochodem.

– Jasna cholera – powiedzial Barles.

Czerwona smuga przeleciala wysoko, jakies dziesiec metrow nad ich glowami, a potem skrecila na lewo i zgasla, mniej wiecej w miejscu, gdzie lezal Sekssymbol. W dziedzinie efektow pirotechnicznych wojna jest oszalamiajacym spektaklem. Kiedy pierwszy raz iranskie rakiety spadly na Bagdad we wrzesniu 1980, Barles spedzil cala noc, zafascynowany, na tarasie hotelu Mansur, razem z Pepe Virgilio Colchero z “Ya' i z Fernando Dorrego z “ABC', lezac na plecach i rozmawiajac, rownoczesnie przygladajac sie, jak lataja kule i pociski ziemia- powietrze. Jedenascie lat pozniej Barles doswiadczyl tego jeszcze raz wspolnie z Pepe Colchero w Az-Zahranie, kiedy amerykanskie rakiety Patriot niszczyly nad Arabia Saudyjska irackie rakiety, na Zachodzie nazywane Scud, a wszyscy patrzyli na spektakl z maskami przeciwgazowymi pod reka. Rzeczywiscie, wojna w Zatoce Perskiej byla dosc dziwna: piec miesiecy oczekiwania, miesiac operacji powietrznych i tydzien wojny na ladzie. Istnieje stara regula w tym rzemiosle: specjalni wyslannicy biegna w peletonie, ale finiszuja kazdy z osobna. Tak tez bylo w nocy ataku aliantow, kiedy wszyscy maskowali swoje zamiary, siedzac w centrach prasowych i w hotelu Meridien w Az-Zahranie. Ze trzeba by sprobowac ktoregos dnia pojechac do Kuwejtu. Ze moze lepiej poczekac. Ze wlasciwie to chyba zaczekamy. Bo teraz podrozowanie jest zbyt ryzykowne. I tak dalej. Kiedy tylko powiedzieli sobie dobranoc, kazda ekipa telewizyjna z osobna, Pierre Peyrot i ludzie z EBU, Achile d'Amelia z ekipa RAI, TV3, TVE i wszyscy inni w tajemnicy zaladowali wode, paliwo i zywnosc do swoich jeepow, wczesniej zaopatrzonych w znaki rozpoznawcze aliantow – odwrocone V na bokach i pomaranczowy pas na dachu – i wyruszyli przez pustynie na polnoc, z mapami i kompasami, pomiedzy polami minowymi. Nastepnego dnia spotkali sie wszyscy w Kuwejcie, zarosnieci i zakurzeni, bez cienia zdziwienia i bez wymowek: takie sa zwyczaje w tym plemieniu. Barles i Josemi Diaz Gil przyjechali na czas, zeby sfilmowac koncowe walki miedzy ostatnimi Irakijczykami i wojskami amerykanskimi, ograbiony sklep firmowy Rolexa pelen pustych pudelek, ruiny Sheratona, Hikona zniszczonego i pograzonego w ciemnosci, Kuwejtczykow calujacych wszystkich na ulicach, i horyzont w ogniu, szyby naftowe plonace pod niebem czarnym od popiolu, podczas gdy Don McLean spiewal Vincent na kasecie w landcruiserze, a irackie czolgi dymily po obu stronach drogi.

Barles dostrzegl, ze drugi czolg pojawil sie za zakretem i zrozumial, ze mostowi zostala mniej niz minuta. Lezac na skarpie, spojrzal za siebie, rozgladajac sie za mozliwa droga ucieczki. Pod ogniem nikt nie biegnie po prostej, ale w mysli rysuje trase, zanim jeszcze sie ruszy: od tego kamienia do drzewa, a potem do parowu, stosujac sie do starej zasady never in the house: nigdy do domu. Kiedy musisz uciekac, domy sa niebezpiecznymi pulapkami: nigdy nie wiesz, co jest w srodku, a jesli w nim zostaniesz, to zawsze kule przechodza przez sciany, ktore na koniec pod bombami zawalaja sie na ciebie. Wchodzisz, myslac, ze jestes uratowany i juz nigdy nie wychodzisz.

Karabin maszynowy kalibru 12,7 mm nadal strzelal z przerwami, a odcinek drogi do Sekssymbola byl zbyt odsloniety, musial wiec go wykluczyc. Moze lepiej siedziec na skarpie, jak to zrobili dwaj Chorwaci, a potem przebiec jak najszybciej w kierunku zagrody, do nissana. Barles zarzucil plecak na ramie, zacisnal zeby, czujac nieprzyjemne mrowienie w pachwinach i w brzuchu. Robie sie za stary na te rzeczy, pomyslal. Lepiej jest byc

Вы читаете Terytorium Komanczow
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату