pozycji. Czasem obrazy nakladaly sie na siebie i trudno byloby mu okreslic, w jakim miejscu, w ktorym momencie w przeszlosci pojawil sie ktory. Zabici znajomi i zabici bezimienni: Kibreab, Belali, Alberto, Jasir, Erytrejczycy zabici w dolinie Tessenej, chlopak w Esteli, Georges Karane w Aszrafiji, Iranczycy nad rzeka Karun Rud, Pedro Aristegui w Hadath, sandinistka Maria Asuncion w Paso de la Yegua, Jasmina w kostnicy w Sarajewie, policjanci z rolexami na rece, osmaleni na drodze do Basry. Albo tamtym razem, kiedy zajrzal do zniszczonego czolgu w Ndzamenie, a w srodku lezal libijski zolnierz, bardzo mlody, jakby spal w ogromnej kaluzy krwi, cale litry krwi najzywszej i najczerwienszej jaka Barles widzial w zyciu; otworzyl wszelkie luki i wlazy, zeby miec dosc swiatla, by zrobic zdjecie. Tego samego dnia zrobil jeszcze zdjecie, ktore poszlo na pierwsza strone w “Pueblo': dwoch partyzantow obok zabitego przeciwnika, jakby byl mysliwskim trofeum; jeden z palcami w znaku V, a drugi ze stopa na glowie zabitego. A moze to zdjecie zrobil innego dnia, moze to nawet byla inna wojna, Moze zabity nie byl Czadyjczykiem, ale Etiopczykiem i moze nie zdarzylo sie to w Ndzamenie, ale w Tessenej, w Erytrei, gdzie 4 kwietnia 1977 Barles byl przez pol godziny sam posrod trupow w dolinie, a kiedy skonczyl ostatnia rolke filmu i przestal patrzec na zabitych przez obiektyw aparatu, przerazil sie i zaczal uciekac w gore po zboczu, jakby sie obawial, ze juz nigdy nie wroci do swiata zywych.
Tak czy inaczej, Barles cieszyl sie, ze od dziesieciu lat pracuje dla telewizji, a jego stare pentaxy rdzewieja na dnie szafy. Jest lepiej, kiedy obrazem zajmuja sie inni.
Jeszcze spojrzal na zabitego. Kieszenie mial wywrocone; zapewne koledzy zrewidowali go w poszukiwaniu amunicji, pieniedzy i papierosow, zanim go tu zostawili. Odpedzil stopa muchy znad twarzy, ale zaraz wrocily. Przez chwile Barles wyobrazil sobie, ze ktos gdzies na niego czeka. Moze jakas kobieta. Zabity byl mlody, moze wiec ma matke albo dziewczyne. W kazdym razie ten ktos, oczekujacy listu czy wiadomosci, sluchajac radia – intensywne walki w centralnej Bosni – jeszcze nie wie, ze osoba, o ktorej mysli, jest juz strzepem miesa gnijacym na drodze miedzy Bijelo Polje i Cerno Polje. Bo tak naprawde kazdy zabity jest przyszlym bolem tych, ktorzy na niego czekaja, nie wiedzac, ze juz nie zyje.
Barles odwrocil sie od Sekssymbola i z plecakiem i helmem w rece podszedl do Marqueza. Tak czy inaczej, biali, czarni czy zolci, wszystko jedno z ktorej strony, wszyscy zabici, ktorych mogl sobie przypomniec, byli zawsze tym samym zabitym w tej samej wojnie, w jego pamieci i poza nia. Kiedys zrobil sprawdzian: przygotowywal material do “Przegladu Tygodnia' na temat Angoli, gdzie zabitymi byli czarni, i wlaczyl kilka ujec z archiwum sprzed dwoch lat, z zabitymi bialymi, z Salwadoru. Antolin, montazysta materialow wideo, byl przerazony. Zobaczysz, z tego beda klopoty, mowil. Ale nikt nie zauwazyl roznicy.
III. SZAMPAN, DZIEWCZYNY, FAKTURA, NO PROBLEMA
Wybuch wstrzasnal drzewami po drugiej stronie rzeki i ogien karabinowy, ktory juz slabl pomiedzy plonacymi dachami, przez chwile znow sie wzmogl. Po pierwszej detonacji nastapily kolejne, posrod ktorych Barles rozpoznal huk dziala kalibru 100 mm jakiegos starego czolgu T-54 zdobytego przez Muzulmanow. Na drugim brzegu dachowki musialy latac w powietrzu, a ostatni chorwaccy zolnierze w kazdej chwili mogli przerwac obrone i opuscic Bijelo Polje. Jesli czolgi juz tam dotarly, pomyslal, kleszcze zaraz zacisna sie wokol wsi. Wkrotce pojawia sie za zakretem, na wprost mostu, postanowil wiec wrocic do Marqueza.
Kilka kul wysoko przelecialo z gwizdem, kiedy przechodzil przez droge. Wystrzelono je zza rzeki i musialy to byc zagubione kule, z tych, ktore lataja bez konkretnego kierunku i czasem spadaja z trzaskiem na asfalt. Dzwieczaly tak jak dlugi drut poruszony w powietrzu. Ziaaang. Ziaaang. Instynktownie pochylil nieco glowe, slyszac, jak przelatuja. Kula, ktora cie zabija, to ta, ktorej nie slyszysz. Kula, ktora cie zabija, to ta, ktora z toba zostaje, nie mowiac ci: Tu jestem.
Wojna w rzeczywistosci jest wlasnie tym, myslal, podchodzac do Marqueza: to kilogramy, setki kilogramow, tony kawalkow metalu latajacych we wszystkie strony. Kule, odlamki, pociski o trajektoriach prostych, linearnych, krzywych lub wymyslnych, kawalki stali i zelaza lecace zygzakami, odbijajace sie tu czy tam, krzyzujace sie w powietrzu, przebijajace skore, wyrywajace kawalki miesa, lamiace kosci, plamiace krwia ziemie i sciany. Po dwudziestu latach pracy korespondenta wojennego Barles ciagle dawal sie zaskoczyc dziwnym zachowaniem tych kawalkow metalu: od skaczacej miny przeciwpiechotnej, ktora zamiast wybuchnac na ziemi, kiedy stawal na niej Sekssymbol (wskaznik smiertelnosci 60 procent), eksplodowala w powietrzu (wskaznik smiertelnosci 85 procent), po granaty i amunicje kalibru 5,56 mm, ktora w ostatnich czasach pojawiala sie na wszystkich frontach w Bosni, w miare jak przemytnikom broni udawalo sie zadomowic na rynkach.
Ziaaang. Ziaaang. Gwizdzac, przelecialy wysoko dwie kolejne kule, ale tym razem nie pochylil glowy, dlatego ze spodziewal sie ich i dlatego ze Marquez lezacy na skarpie, z kamera w reku, patrzyl na niego. Pocisk 5,56 mm tez ma swoja specyfike, pomyslal Barles. Jest lzejszy niz jego bracia innego kalibru, a na dodatek ma te zalete, ze wystrzelony, leci na granicy rownowagi i jesli napotyka ludzkie cialo, zmienia trajektorie. Wtedy, zamiast wyjsc prosto, zaczyna koziolkowac, wylatuje gdzie indziej, a po drodze sukinsyn lamie kosci i niszczy organy wewnetrzne. To prawda, ze zabija na miejscu rzadziej niz pociski kalibru 7,62 NATO czy krotszy naboj kalasznikowa; ale to wszystko jest wykalkulowane. Co do kul, to zabici wrogowie sa zabici i koniec. Ale naprawde skutecznosc polega na tym, zeby przeciwnik wiecej niz zabitych mial ciezko rannych i okaleczonych: ich ewakuacja z pola walki, leczenie i pobyt w szpitalu wymagaja wiele wysilku, komplikuja logistyke wroga, rozbijaja mu organizacje i obnizaja morale. Teraz juz sie nie zabija wroga. Teraz lepiej przysporzyc mu wielu beznogich, bezrekich i sparalizowanych i niech sobie z nimi radzi, jak potrafi. Do tego wniosku, sadzil Barles, musialy dojsc sztaby glowne po przeczytaniu raportu – skrzyzowania statystyk z Wietnamu, kampanii napoleonskich i kto wie, czego jeszcze – ktory jakis wykwalifikowany specjalista opracowal po przeanalizowaniu czynnikow, tendencji i parametrow. Barles wyobrazil sobie goscia w koszuli, ktory ma na imie Mortimer albo Manolo, sekretarka przynosi mu kawe, dziekuje, co slychac, dziekuje, dobrze, tutaj siedem tysiecy zabitych, tam dziesiec tysiecy, dodaje piec, do licha, bardzo goraca ta kawa, posluchaj, moja droga, badz tak dobra i przynies mi dane procentowe o oparzeniach napalmem. Nie, to dotyczy ludnosci cywilnej, a ja mialem na mysli zolnierzy piechoty. Dziekuje, Jennifer albo Maripili. Pojdziemy na drinka po pracy? Nie zartuj, no to co, ze masz meza? Ja tez jestem zonaty!
Barles doskonale wiedzial: fakt, ze serbski artylerzysta, na przyklad, wystrzeli z mozdzierza naboj PPK-S1A, a nie PPK-SSB i trafi w kolejke po chleb w Sarajewie, stanowi o roznicy, czy Mirjan albo Liljiana beda zyly, umra, zostana lekko ranne, czy tez zostana kalekami do konca zycia. A uzywanie czy dostep do PPK-S1A lub PPK-SBB mniej zaleza od woli czy checi serbskiego artylerzysty, a wiecej od obliczen statystycznych dokonanych przez Mortimera czy Manola, ktory miedzy jedna kawa a druga kombinuje, jak by tu przeleciec sekretarke. Swawolna kula kalibru 5,56 mm, taka ktora w ciele czlowieka koziolkuje i zamiast wyleciec ktoredy powinna, wychodzi gdzie indziej, po drodze niszczac watrobe, zachowuje sie w ten sposob dlatego, ze jakis utalentowany inzynier, spokojny czlowiek jakich wielu, moze praktykujacy katolik, milosnik Mozarta i ogrodnictwa, spedzil wiele godzin na analizowaniu calego zagadnienia. Moze nawet dal temu nabojowi jakies imie – Luiza, Mala Euzebia albo podobnie – bo akurat w dniu, kiedy go zaprojektowal, byly urodziny jego zony czy corki. Kiedy plany zostaly ukonczone, czujac satysfakcje z dobrze wypelnionego obowiazku, ze spokojnym sumieniem morderca o czystych rekach zgasil swiatlo nad deska kreslarska, gdzie zrobil projekt, i pojechal z rodzina do Disneylandu.
Dotarl do skarpy i polozyl sie obok Marqueza. Kamerzysta zapalil kolejnego papierosa i spokojnie sie zaciagal, od czasu do czasu spogladajac na plonace dachy wioski.
– Slyszales czolgi? – zapytal.
– Tak, chca to szybko skonczyc.
– Nie sadze, zeby ktos jeszcze mial tedy przejsc.
– Ja tez nie.
Barles spojrzal na zegarek, zniecierpliwiony. Nienawidzil zegarkow. Od dwudziestu jeden lat jego zycie przebiegalo pod ich dyktando, bylo zalezne od godziny zwanej w zargonie deadline. To ta chwila, kiedy zamyka sie