— Nie moglbys sie troche pospieszyc? — rzucil oschle.
Corneliusowi krew naplynela do twarzy.
— Gdyby mial pan zlozona maszyne rezerwowa, zamiast luznych czesci… — powiedzial i zamilkl. Wzruszyl ramionami, wyjal niedopalek cygara i przypalil go na nowo; ich zapas musi mu wystarczyc na dlugo. Anglesey zastanawial sie, czy te kleby smierdzacego dymu byly wydmuchiwane z ust Corneliusa rozmyslnie. Nie lubie cie, panie Ziemianinie Cornelius, i jest to niewatpliwie uczucie odwzajemnione.
— Nie bylo potrzeby dopoki nie przyleca inni espmeni — odrzekl ponuro Anglesey. — A instrumenty kontrolne wykazuja, ze ta jest w doskonalym stanie.
— Niemniej jednak — powiedzial Cornelius — w nieregularnych odstepach czasu ulega gwaltownym oscylacjom, od ktorych pala sie lampy K. Pytanie brzmi: dlaczego? Chcialbym, aby pan wyprobowal tamta maszyne, jak tylko bedzie gotowa. Chociaz, szczerze mowiac, nie sadze, zeby problem w ogole lezal w elektronice — czy nawet w zjawiskach fizycznych, ktorych nie mozna przewidziec.
— A zatem w czym? — Anglesey poczul sie razniej, kiedy dyskusja przeszla na sprawy czysto techniczne.
— Niech pan uwaza. Czym wlasciwie jest lampa K? Sercem esprojektora. Wzmacnia panskie naturalne impulsy psi, wykorzystujac je do modulowania fali nosnej, i emituje cala wiazke w dol na Joego. Odbiera tez od niego impulsy i wzmacnia je dla pana. Cala reszta to zespoly wzmacniajace lampe.
— Oszczedz mi wyktadu — burknal Anglesey.
— To tylko powtorka z rzeczy najprostszych — rzekl Cornelius — poniewaz od pewnego czasu dzieje sie tak, ze najprostsze rozwiazania znajduje sie najtrudniej. Moze to nie lampa zle sie sprawuje. Moze to pan?
— Co? — Biala twarz wytrzeszczyla oczy. Fala narastajacej wscieklosci przeszla po jej wystajacych kosciach.
— To nic osobistego — dodal szybko Cornelius. — Ale wie pan, jaka chytra bestia jest podswiadomosc. Zalozmy, wylacznie jako hipoteze robocza, ze w glebi duszy pan nie chce byc na Jowiszu. Moge sobie wyobrazic, ze jest to raczej przerazajace srodowisko. Kto wie, czy nie wchodzi tu w gre jakis utajony czynnik freudowski. Albo, calkiem zwyczajnie, panskiej podswiadomosci moze wydawac sie, ze smierc Joego pociagnie za soba automatycznie panska smierc.
— Hm, hm, hm. — Mirabile dictu, Anglesey zachowal spokoj. Tarl podbrodek koscista dlonia. — Mozesz sie jasniej wyrazac?
— Tylko ogolnie — odrzekl Cornelius. — Swiadoma czesc panskiego umyslu sle impulsy motoryczne do Joego wiazka psi. Jednoczesnie czesc podswiadoma, przerazona ta sytuacja, emituje impulsy gruczolo- naczyniowe-sercowo-trzewiowe towarzyszace stanowi leku. One dzialaja na Joego, ktorego rosnace podenerwowanie jest przenoszone po wiazce psi z powrotem. Czujac fizjologiczne objawy leku przejawianego przez Joego, panska podswiadomosc staje sie jeszcze bardziej niespokojna, wzmagajac tym samym objawy. Teraz jasne? To dokladnie przypomina zwyczajna neurastenie, z ta roznica, ze poniewaz bierze w tym udzial potezny wzmacniacz — lampa K — oscylacje w jednej chwili moga narosnac lawinowo. Powinien pan byc wdzieczny lampie, ze sie spala — w przeciwnym razie czekaloby to panski mozg!
Przez chwile Anglesey milczal. Potem rozesmial sie. Byl to mocny, okrutny smiech. Cornelius drgnal, gdy zaczely mu pekac bebenki.
— Ciekawy pomysl — powiedzial espmen. — Ale obawiam sie, ze nie bedzie pasowal do faktow. Widzisz, mnie sie tam na dole podoba. I lubie byc Joem.
Przerwal na moment, a pozniej ciagnal niemilym, bezosobowym tonem: — Nie osadzaj tego srodowiska na podstawie moich notatek. Tam sa same idiotyczne rzeczy, takie jak szacowania predkosci wiatru, wahan temperatury, zasobow mineralnych — bez znaczenia. To czego nie potrafie wyrazic slowami, to obraz Jowisza w czulych na podczerwien oczach Jowiszanina.
— Calkiem odmienny, jak sadze — zaryzykowal Cornelius po chwili nieprzyjemnej ciszy.
— I tak, i nie. To trudno powiedziec. Ja niektorych rzeczy nie potrafie, bo czlowiekowi brakuje pojec. Chociaz… nie, nie jestem w stanie tego opisac, sam Szekspir by nie umial. Prosze tylko nie zapominac, ze wszystko co dla nas na Jowiszu jest zimne i trujace, dla Joego jest
Anglesey stopniowo sciszyl glos, jakby zaczal mowic do samego siebie.
— Wyobraz sobie spacer pod rozjarzonym fioletowym niebem, tam gdzie ogromne rwace obloki omiataja cieniem ziemie, a pod nimi wielkimi susami pedzi ulewa. Wyobraz sobie spacer po stokach gory niczym szlifowany metal, kiedy czysty czerwony plomien wybucha ci nad glowa i smieje sie ustami ziemi. Wyobraz sobie zimny szalejacy potok i niskie drzewa o ciemnych, miedzianych lisciach, i wodospad metanospad, jesli sobie zyczysz — skaczacy w przepasc, a gwaltowny, zywy wiatr rozwiewa jego grzywe, cala w teczy! Wyobraz sobie wielki las pograzony w ciemnosci i oddychajacy gleboko, a tu i owdzie miga ci bladoczerwony bledny ognik, ktory jest promieniowaniem zycia jakiegos zwinnego, niesmialego zwierzaka i… i…
Anglesey zachrypial i umilkl. Wpatrywal sie w swoje zacisniete dlonie, po jakims czasie zamknal mocno oczy, a po twarzy pociekly mu lzy.
— Wyobraz sobie, ze jestes silny!
Nagle chwycil helm, nalozyl go na glowe i przekrecil galki regulacji. Na dole Joe spal od dawna w mroku nocy, ale za chwile Joe mial sie obudzic i… tak dlugo ryczec pod czterema wielkimi ksiezycami, az caly las przestraszy sie go?
Cornelius po cichu wymknal sie z pokoju.
W dlugich promieniach mosieznego blasku zachodzacego slonca, pod ciemnym walem chmur nadciagajacej burzy, wchodzil dlugimi krokami na zbocze gory z poczuciem dobrze przepracowanego dnia. Z obu stron jego plecow zwieszaly sie wyplatane kosze, jeden napelniony cierpkimi owocami ciernistego drzewa, a drugi grubymi jak palec pnaczami do sporzadzenia liny. Siekiera przy boku chwytala ostatnie promienie dnia i odbijala je oslepiajaco.
Robota nie byla ciezka, ale zmeczenie opanowalo jego umysl i nie usmiechaly sie mu czekajace nan zajecia — gotowanie, sprzatanie i inne. Dlaczego nie przyslali mu jeszcze nikogo do pomocy?
Jego oczy z oburzeniem przeszukiwaly niebo. Piaty chowal sie w cieniu; tutaj na dnie oceanu atmosfery widzialo sie tylko Slonce i cztery ksiezyce galileuszowe. Nie wiedzial nawet, gdzie mogl byc teraz Piaty wzgledem niego. Chwileczke, tu jest zachod slonca, lecz gdybym przeszedl do kopuly widokowej, widzialbym Jowisza w ostatniej kwadrze, ale bym… ach, do diabla, jeden obrot wokol planety i tak zabiera nam tylko pol dnia ziemskiego.
Joe potrzasal glowa. Mimo ze uplynelo juz tyle czasu, niekiedy diabelnie trudno bylo mu utrzymac jasnosc mysli. To ja, zasadniczy ja, znajduje sie tu wysoko na niebie, wedrujac na Piatym wsrod zimnych gwiazd. Pamietaj o tym. Otworz swoje oczy, jesli chcesz, i przyjrzyj sie wymarlej sterowni polozonej na zywym zboczu gory.
Nie zrobil tego, mimo wszystko. Obserwowal szarosc zniszczonych przez wiatr glazow na grubym kobiercu roslinnosci stoku. Nie bardzo przypominaly ziemskie kamienie, tak jak i gleba pod jego stopami nie byla podobna do humusu.
Przez chwile Anglesey rozmyslal nad pochodzeniem tych krzemianow, glinianow i innych skladnikow kamieni. Teoretycznie rzecz biorac, wszystkie takie materialy powinny byc na zawsze uwiezione w jadrze planety, gdzie ogromne cisnienie z latwoscia zgniatalo i niszczylo atomy. Nad jadrem powinno lezec tysiace mil alotropowego lodu, a potem warstwa metalicznego wodoru. Tak wysoko mialo nie byc zadnych zlozonych mineralow, a jednak byly.
No trudno, byc moze Jowisz uformowal sie zgodnie z teoria, ale pozniej wessal przez swa ogromna gardziel grawitacji wystarczajaco duzo kosmicznego pylu, meteorow i gazow, by utworzyc skorupe grubosci kilkunastu kilometrow. Coz oni wiedza, coz moga wiedziec te miekkie, sluzowate robaki z Ziemi?
Anglesey wlozyl palce do ust — palce Joego — i gwizdnal. Zarosla rozbrzmialy ujadaniem. Dwa ciemne jak noc monstra skoczyly ku niemu. Usmiechnal sie i poglaskal ja po lbach; z tymi malymi czarnych gasienic, ktore wzial, nauka szla znacznie szybciej, niz sie spodziewal. Beda z nich straznicy dla niego, pastuchy, sluzacy.
Na grani wzgorza Joe budowal sobie dom. Wykarczowal hektar lasu i wzniosl palisade. Teraz wewnatrz ogrodzenia stala szopa dla niego i jego zapasow, studnia z metanem i zaczatki wielkiej wygodnej chaty.
Lecz pracy bylo za duzo dla jednej zywej istoty. Mimo pomocy na wpol inteligentnych gasienic i posiadania