chlodni do miesa, wiekszosc czasu wciaz pochlanialo mu zdobywanie zywnosci. Zwierzyny tez nie wystarczy na wiecznosc; musial sie wziac za uprawe ziemi przed koncem przyszlego roku — roku jowiszowego, dwunastu lat ziemskich, pomyslal Anglesey. Byla chata do wykonczenia i umeblowania; chcial postawic na rzece mlyn wodny — nie, mlyn metanowy — do napedzania calego tuzina maszyn, ktorych pomysl przyszedl mu do glowy; zamierzal eksperymentowac ze stopami lodu oraz…
Oraz calkiem niezaleznie od koniecznosci posiadania kogos do pomocy, dlaczego mialy pozostawac samotny, byc jedyna myslaca istota na calej planecie? Fizycznie byl plci meskiej, z meskimi instynktami — ostatecznie jego zdrowie musi ucierpiec, jesli bedzie zyc jak pustelnik, a w tej fazie sukces calego projektu zalezal od zdrowia Joego.
To nie bylo w porzadku!
Alez ja nie jestem samotny. Wraz ze mna na satelicie znajduje sie piecdziesieciu ludzi; kiedy chce, moge rozmawiac z kazdym z nich. Tylko ze ja teraz rzadko chce. Wole byc Joem.
Niemniej jednak … to ja, kaleka, odczuwam cale zmeczenie, gniew, bol, frustracje tej cudownej maszyny biologicznej zwanej Joem. Tamci tego nie rozumieja. Gdy burza amoniakalna obdziera go ze skory, krwawie ja.
Joe polozyl sie na ziemi, wzdychajac. Kly blysnely w paszczy czarnej bestii, ktora wygieta w palak stanela nad nim, zeby go polizac po twarzy. Burczalo mu w brzuchu, ale odczuwal zbyt duze zmeczenie, by sie zajac posilkiem. Jak tylko wytresuje psy…
O wiele bardziej oplacalaby sie edukacja drugiego pseudo…
Niemal to widzial w ogarniajacej jego znuzony mozg ciemnosci. Tam w dole, na rowninie pod wzgorzem, ogien i grzmot, kiedy statek sie zatrzymuje. I stalowe jajo otwiera sie z trzaskiem, stalowe ramiona — rozpadajace sie juz, nedzna robota ziemiorow! — podnosza istote ze srodka i klada ja na ziemi.
Poruszy sie, krzyczac przy pierwszym oddechu jowiszowym powietrzem, rozgladajac sie dookola pustymi, obojetnymi oczami. I Joe pojdzie po nia i zaniesie ja do domu. Bedzie ja karmil, troszczyl sie o nia, pokaze jej, jak sie chodzi — to nie potrwa dlugo, dorosly organizm nauczy sie tych rzeczy bardzo szybko. Po paru tygodniach bedzie juz mowila, bedzie miala osobowosc, dusze.
Czy pomyslales kiedykolwiek, Edwardzie Angleseyu, w czasach kiedy tez mogles chodzic, ze twoja zona bedzie szary, czworonozny potwor?
Mniejsza z tym. Najwazniejsze to sciagnac tutaj innych jemu podobnych, samice i samcow. Ograniczony planik Stacji zmuszal go do czekania jeszcze dwa ziemskie lata, nim przysla mu najwyzej jedna marna imitacje, taka jak on sam, marny umysl ludzki, patrzacy oczami sprawiedliwie nalezacymi sie Jowiszaninowi. Nie wolno tego tolerowac!
Gdyby nie byl taki zmeczony…
Joe usiadl prosto. Sennosc uciekla z niego w tej samej chwili, kiedy obudzila sie swiadomosc. To nie on byl zmeczony. To Anglesey. Anglesey, ludzka strona jego natury, ten co od miesiecy zapada jedynie w drzemki, ktorego spokoj zostal ostatnio zaklocony przez Corneliusa — to cialo ludzkie opadalo z sil, dawalo za wygrana i emitowalo do Joego wraz z wiazka psi jedna po drugiej lagodne fale snu.
Napiecie somatyczne powedrowalo ku niebu; Anglesey drgnal i ocknal sie.
Rzucil przeklenstwo. Kiedy tak siedzial z glowa w helmie, wraz ze zmniejszeniem sie jego koncentracji psychicznej, zanikala plastycznosc obrazu Jowisza, jak gdyby planeta stawala sie coraz bardziej przezroczysta, a potegowalo sie poczucie obecnosci stalowej klatki, ktora bylo jego laboratorium. Tracil kontakt. Dzieki doswiadczeniu sprawnie wprowadzil sie z powrotem w faze zgodna z nerwowymi pradami drugiego mozgu. Sila woli zmuszal Joego do spania, dokladnie tak samo, jak czlowiek czesto zmusza samego siebie.
I jak wszyscy cierpiacy na bezsennosc, poniosl porazke. Cialo Joego bylo zbyt glodne. Wstalo z ziemi i poszlo przez obozowisko w kierunku swojej chaty.
Lampka K oszalala i spalila sie.
W noc poprzedzajaca odlot statkow Viken i Cornelius pozno poszli spac.
To nie byla oczywiscie prawdziwa noc. Przez dwanascie godzin malenkim ksiezycem miotalo wokol Jowisza miedzy ciemnoscia a powrotem do niej, aczkolwiek blade slonce moglo z powodzeniem ukazac sie nad jego skalami, gdy zegary oznajmily, ze w Greenwich nastala godzina duchow. Lecz wiekszosc zalogi o tej porze spala.
Viken mial kwasna mine.
— Nie podoba mi sie to — powiedzial. — Zbyt nagla zmiana planow. Za wysoka stawka.
— Ryzykujecie tylko — no ile? — trzy samce i tuzin samic — odparl Cornelius.
— Oraz pietnascie statkow jowiszowych. Wszystkie, jakie mamy. Jesli idea Angleseya nie urzeczywistni sie, mina miesiace, rok albo i wiecej, zanim uda nam sie zbudowac nastepne statki i przystapic na nowo do badan atmosferycznych.
— Lecz jesli sie urzeczywistni — odrzekl Cornelius — to nie beda wam potrzebne zadne statki jowiszowe poza dostarczajacymi na dol nastepne pseudo. Bedziecie zbyt pochlonieci rozpracowywaniem danych naplywajacych z powierzchni, zeby w gornych warstwach atmosfery zajmowac sie glupstwami.
— Oczywiscie. Nie spodziewalismy sie jednak tego tak wczesnie, zamierzalismy sprowadzic wiecej espmenow, by poprowadzili jeszcze kilka osobnikow…
— Przeciez oni sa
— Nie wiadomo jednak — upieral sie Viken — czy Anglesey jest w stanie samemu wyszkolic wszystkie te marionetki jednoczesnie? Przez wiele dni beda bezbronne jak noworodki. Uplyna tygodnie, nim naprawde zaczna myslec i dzialac bez pomocy z zewnatrz. Czy Joe moglby w tym czasie je pielegnowac?
— Ma nagromadzona zywnosc i opal na wiele miesiecy — powiedzial Cornelius. — A co sie tyczy umiejetnosci Joego, no coz, hm, musimy zdac sie na sad Angleseya. Tylko on ma informacje z pierwszej reki.
— A kiedy wreszcie ci Jowiszanie stana sie naprawde indywidualnosciami — niepokoil sie Viken — to czy na pewno pojda w slady Joego? Prosze pamietac, ze poszczegolne osobniki nie sa swoimi wzajemnymi kalkami. Zasada nieoznaczonosci gwarantuje kazdemu jedyny w swoim rodzaju zestaw genow. Gdyby w tej calej masie obcych na Jowiszu mial sie znajdowac tylko jeden ludzki umysl…
— Jeden ludzki umysl? — Ta watpliwosc byla prawie nieslyszalna. Viken otworzyl pytajaco usta. Cornelius szybko dodal:
— Och, prosze mi wierzyc, Anglesey moglby kontynuowac dominacje nad nimi. Jego osobowosc jest na swoj sposob … potezna.
Viken wygladal na zaskoczonego.
— Naprawde pan tak mysli?
Psionik skinal glowa.
— Owszem. W ostatnich tygodniach poznalem go lepiej niz ktokolwiek inny. A moja profesja, rzecz jasna, zwraca mnie raczej ku psychologii czlowieka anizeli jego cialu czy manierom. Pan widzi zlosliwego kaleke. Ja dostrzegam umysl, ktory odreagowal swoje ulomnosci fizyczne przez wytworzenie takiej piekielnej energii, takiej sily koncentracji, ze to mnie przeraza. Dac tej psychice krzepkie cialo na jej potrzeby; a swiat stanie przed nia otworem.
— Moze ma pan racje — szepnal po pewnym czasie Viken. — To nie znaczy, zeby odegrala jakas role. Decyzja zostala podjeta. Rakiety jutro leca na dol. Mam nadzieje, ze wszystko dobrze sie skonczy.
Umilkl na chwile. Szum wentylatorow w jego malym pokoju wydawal sie nienaturalnie glosny, a barwy wiszacej na scianie fotografii dziewczyny — szokujaco jaskrawe. Nastepnie bez pospiechu powiedzial:
— Pan nie lubi mowic o sobie, Janie. Kiedy spodziewa sie pan ukonczyc wlasny esprojektor i przystapic do