matczynej milosci, prawda kochanie? Mam nadzieje, ze do mnie napiszesz i powiesz mi to.

Musze dodac, iz ze wzgledu na to, ze tak bardzo dlugo nie pisales, bedzie prawdopodobnie lepiej (poki cie nie zawiadomie, abys robil inaczej), zeby twoje listy przychodzily pod adresem ciotki Eleonory. Bedzie mi je przekazywala natychmiast. Rozumiesz?

Caluje Cie tysiac razy, moje ukochane dziecko.

Matka”

Rozumialem wszystko doskonale, i jezeli ojciec nie mogl plakac, ja moglem. I plakalem.

I wreszcie zasnalem… I natychmiast zbudzil mnie alarm. Pognano nas na poligon, mielismy symulowane cwiczenia, bez amunicji. Bylismy w pelnym uzbrojeniu, wlacznie ze sluchawkami na uszach. Ledwie uformowalismy szyk rozwiniety, padl rozkaz, by zamrzec w bezruchu.

Trwalismy tak przynajmniej z godzine — naprawde ledwie oddychajac. Cos przebieglo tuz obok mnie, chyba jakis kojot. Ani drgnalem. Bylo mi okropnie zimno, ale nie przejmowalem sie tym. Wiedzialem, ze to ostatni raz.

Nastepnego dnia nieomal przespalem pobudke. Ledwie zdazylem na gimnastyke. Nie bylo sensu skladac rezygnacji przed sniadaniem, bo musialem najpierw zobaczyc sie z Zimem. Poprosilem Bronskiego o pozwolenie zameldowania sie u dowodcy kompanii, a on odpowiedzial:

— Alez oczywiscie, prosze bardzo — i nawet nie zapytal mnie po co.

Ale nie mozna widziec sie z kims, kogo nie ma. Po sniadaniu wyruszylismy w droge, a on wciaz sie nie pokazywal. Obiad dostarczono nam helikopterem — nieoczekiwany luksus. Razem z posilkiem przybyl sierzant Zim i przywiozl poczte… Nie oczekiwalem zadnego listu. Zdumialem sie, kiedy wywolal moje nazwisko i wreczyl przesylke. Stuknalem obcasami, odebralem i odszedlem.

Zdumialem sie jeszcze bardziej, gdy okazalo sie, ze byl to list od pana Dubois, mego wykladowcy historii i filozofii moralnosci. Juz predzej oczekiwalbym listu od swietego Mikolaja.

Potem, gdy go czytalem, w dalszym ciagu wydawalo mi sie, ze to jakas pomylka. Musialem jeszcze raz sprawdzic adres, aby sie upewnic, ze to rzeczywiscie do mnie.

„Moj drogi chlopcze, chcialem napisac do Ciebie znacznie wczesniej, by wyrazic radosc i dume, jaka mnie ogarnela, gdy dowiedzialem sie, ze nie tylko zglosiles sie na ochotnika, ale ze takze wybrales te sama sluzbe co ja. Nie dziwi mnie, ze poszedles do wojska — oczekiwalem tego po Tobie. Dodatkowa i bardzo osobista przyjemnosc sprawilo mi to, ze wybrales Piechote Zmechanizowana. Wybor takiego kierunku kariery nie zdarza sie zbyt czesto, tym bardziej wiec koronuje wszystkie wysilki nauczyciela. Z koniecznosci przesiewamy wiele kamykow, mnostwo piasku, by znalezc jedna brylke zlota stanowiaca dla nas jakze cenna nagrode.

W tej chwili juz chyba rozumiesz, dlaczego nie napisalem wczesniej. Wielu mlodych ludzi, niekonieczne wskutek wlasnych, godnych nagany uchybien, odpada w okresie szkolenia rekruckiego. Oczekiwalem (mam zreszta wiadomosci za posrednictwem wlasnych kanalow), az przejdziesz przez najgorsze, przekroczysz Rubikon i bedzie pewnosc, pomijajac nieszczesliwy wypadek czy chorobe, ze odbedziesz szkolenie i sluzbe obowiazkowa. Przechodzisz obecnie najciezszy okres swej sluzby — najciezszy nie fizycznie, ale duchowo, glebokie wewnetrzne przemiany i przewartosciowania, konieczne, by uksztaltowac z Ciebie przyszlego obywatela. Albo raczej powinienem powiedziec, ze masz juz za soba najgorszy odcinek tej drogi, mimo iz sa jeszcze przed Toba bardzo ciezkie proby i przeszkody, ktore bedziesz musial pokonac. Ale wlasnie to, co sie liczy, to te proby i przeszkody — i znajac Cie, mlodziencze, wiem, ze czekalem dosc dlugo, by miec pewnosc, ze najgorsze poza Toba. W przeciwnym razie bylbys juz teraz w domu.

Teraz, kiedy osiagnales juz te wyzyny duchowe, odczuwasz cos zupelnie nowego. Byc moze brak Ci slow, by to okreslic (ja tez nie potrafilem, kiedy bylem rekrutem), pozwolisz wiec, ze pomoze Ci starszy kolega. Oto sa te slowa: Najgodniejszym celem zycia czlowieka jest mozliwosc postawienia swego smiertelnego ciala w obronie ukochanego domu przeciw potwornosciom wojny. To oczywiscie, jak rozpoznales, nie sa moje wlasne slowa. Zawiera sie w nich jednak prawda, ktora, mimo przeobrazen swiata, pozostaje nie zmieniona przez wszystkie wieki, wszedzie, dla wszystkich ludzi i narodow.

Jesli znajdziesz wolna chwile w swym cennym wolnym czasie, by ja poswiecic staremu czlowiekowi, to napisz do mnie pare slow. A jezeli przypadkiem spotkasz ktoregos z mych dawnych towarzyszy broni, to przekaz mu moje najserdeczniejsze pozdrowienia.

Powodzenia, piechurze! Jestem z Ciebie dumny!

Jean V. Dubois podpulkownik P.Z., w stanie spoczynku”

Podpis byl rownie zdumiewajacy jak caly list. Stary nudziarz — podpulkownikiem? Przeciez dowodca naszego pulku byl tylko majorem. Pan Dubois nigdy w szkole nie uzywal stopnia wojskowego. Przypuszczalismy, ze musial byc jakims kapralem, ze go zwolniono, gdy stracil reke, i dostal posadke wykladowcy przedmiotu, z ktorego nawet nie trzeba bylo skladac egzaminu. Wiedzielismy oczywiscie, ze byl weteranem, poniewaz historie i filozofie moralnosci moze wykladac tylko ktos posiadajacy obywatelstwo. Ale Piechota Zmechanizowana? Nie wygladal na to. Pedantyczny, pogardliwy, typ nauczyciela tanca, a nie jeden z nas — goryli. W taki jednak sposob sie podpisal.

* * *

Rozmyslalem nad tym, co mowil kiedys pan Dubois: Najlepszych, najpiekniejszych rzeczy w zyciu nie mozna nabyc za pieniadze, ich cena jest serdeczna meka, gorace oddanie sie… a cena za rzecz najcenniejsza w zyciu — jest samo zycie. Najwyzsza cena za najdoskonalsza wartosc.

Rozmyslalem takze nad jego niezwyklym listem w czasie drogi do obozu. Potem przestalem myslec, bo orkiestra zaczela grac, a my zaczelismy spiewac francuskie piosenki…

I nagle zdalem sobie sprawe, ze czuje sie calkiem dobrze. Czy dlatego, ze za pare godzin bedziemy na miejscu i bede mogl zlozyc rezygnacje? Chyba nie.

Kiedy zdecydowalem sie rzucic wojsko, rzeczywiscie jakos uspokoilem sie wewnetrznie, tak ze moglem zasnac. Ale teraz to bylo cos innego i nie wiedzialem z jakiego powodu.

Nagle zrozumialem: pokochalem swoj garb.

Najgorsze bylo poza mna — jak napisal pulkownik Dubois. Teraz rozposcierala sie przede mna prosta droga. Rynsztunek przestal mi tak bardzo ciazyc i zniknely gdzies wszystkie troski.

W obozie juz nie chcialem rozmawiac z sierzantem Zimem, nie bylo o czym. Za to on skinal na mnie.

— Slucham, panie sierzancie?

— Mam do was osobiste pytanie… Nie musicie odpowiadac.

Zatrzymal sie, a mnie przyszlo do glowy, ze pewnie podejrzewa, iz podsluchiwalem, jak go kapitan ochrzanil, i zrobilo mi sie strasznie glupio.

— Otrzymaliscie dzisiaj list — powiedzial. — Zauwazylem, przez czysty przypadek, nazwisko nadawcy. Jest to dosc pospolite nazwisko w niektorych regionach, ale, to naprawde osobiste pytanie i nie musicie odpowiadac, czy osoba, ktora napisala ten list, nie ma przypadkiem obcietej lewej reki przy nadgarstku?

Opadla mi szczeka.

— Skad pan wie, panie sierzancie?

— Bylem w poblizu, kiedy to sie stalo. To pulkownik Dubois, prawda?

— Tak, panie sierzancie. — I dodalem: — Byl moim wykladowca historii i filozofii moralnosci w gimnazjum.

Chyba wtedy, jeden jedyny raz, zrobilem wrazenie na sierzancie Zimie. Brwi podjechaly mu do gory, a oczy rozszerzyly sie.

— Ach, tak? Mieliscie niezwykle szczescie. — I po chwili: — Gdy bedziecie odpisywali na ten list, o ile nie sprawi wam to roznicy, to zechcijcie dolaczyc wyrazy szacunku od sierzanta Zima ze statku kosmicznego.

— Tak jest, panie sierzancie. Och… Sadze, ze on przeslal panu wiadomosc, panie sierzancie.

Вы читаете Kawaleria kosmosu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату