– Alez tak! Wszyscy panienke kochaja: mama…
– Mama? Ona uwaza, ze ma ze mna same klopoty. Zalezy jej jedynie na Malcolmie. Ugania sie za nim, a potem zlosci sie na mnie, ze sie tego domyslam. A ciocia Inez bez przerwy mi wymysla. Pilnuje mnie jak straznik wiezienny! – I westchnawszy znowu w bezgranicznym poczuciu osamotnienia, dodala po chwili: – Tylko Malcolm jest dla mnie mily. Kiedy dorosne, wyjde za niego za maz.
Poniewaz Catharina nie zareagowala na jej slowa, z uporem ciagnela swoj wywod:
– Tak, zrobie to, moge go poslubic, bo nie jestesmy ze soba spokrewnieni. On zreszta czeka, az bede pelnoletnia.
– Skad panienka o tym wie?
– Wiem! Byl zareczony z jakas stara prukwa z Norrland, ale jej nie chcial. Wyrzucil wszystkie listy i podarunki, jakie od niej dostal. To znaczy, ze nic go nie obchodzila. Zreszta skoro do tej pory sie z nikim nie ozenil, to znaczy, ze czeka na mnie!
– A ile panienka ma wlasciwie lat?
– Pietnascie.
Catharina westchnela, w glebi ducha nie mogac pozbyc sie wspolczucia dla tego dziecka.
– Ciocia Inez uwaza, ze jestem niemadra, robiac sobie nadzieje – powiedziala Elsbeth i wyjrzala przez okno. – Twierdzi, ze wcale mu na mnie nie zalezy, bo interesuje sie kims innym, Ale kim? Mama? Przeciez ona jest juz stara i ma zmarszczki.
– Nieprawda, zmarszczek nie ma – zaprotestowala Catharina. – Mysle jednak, ze kiedy nadejdzie pora, pan Malcolm sam dokona wlasciwego wyboru.
– Tak, w kazdym razie zerwal z ta glupia baba z polnocy.
– A skad panienka wie? i
– Sam mi kiedys powiedzial przy obiedzie. Mama i ciocia poparly jego decyzje. Powiedzialy, ze postapil wlasciwie, bo mogloby sie zle skonczyc, gdyby sie z nia ozenil. Przyznalam im racje. Gdyby tu przyjechala, osobiscie bym ja udusila!
– Alez, panienko Elsbeth?!
– Ech, zartowalam tylko. Czesto tak mowie. Kiedy mama urodzila dzieci, to nagadalam takich okropnosci, ze wszyscy patrzyli na mnie z przerazeniem. To bylo nawet zabawne! Tylko ze pozniej bardzo sie na mnie gniewali, twierdzac, ze zrobilam dzieciom krzywde, ale ja zupelnie tego nie pamietam.
– Ale przeciez drugie dziecko urodzilo sie martwe – stwierdzila Catharina, drzac na calym ciele.
– Nie, wypadlo z wozka i umarlo.
Catharina poczula mdlosci, szybko pochylila sie nad lozkiem, by dokonczyc scielenie. Po chwili jednak powiedziala stanowczo:
– Nie wierze, zeby panienka mogla to zrobic. Jestem pewna, ze i tym razem przylozyla sie do tego Agneta Jarncrona.
– Mnie sie tez tak wydaje.
Rozmowa z Catharina najwyrazniej przyniosla dziewczynce ulge. Gdy sypialnia byla juz sprzatnieta, Elsbeth laskawie pokiwala glowa wscibskiej sluzacej. Catharina opuscila pokoj przygnebiona. Zrozumiala, dlaczego najblizsi postanowili roztoczyc nadzor nad dziewczynka w domu. Przeciez ona kompletnie nie kontrolowala swego zachowania, nie pojmowala niczego. Czy bylaby w stanie zrozumiec, dlaczego rodzina wyslala ja do okropnego zakladu, w ktorym panowalby glod i smrod, gdzie spotkalaby wylacznie ludzi chorych psychicznie?
A dzis wieczorem Malcolm zamierza wydac na nia okrutny wyrok! Tylko po to, by Catharina mogla spokojnie zyc w Markanas.
Serce scisnelo jej sie z bolu, dreczyly ja wyrzuty sumienia.
Wiedziala jednak, podobnie jak i Malcolm, ze jesli wyjdzie na jaw, iz to ona jest ta okropna baba z Norrland, Elsbeth znow uderzy, nie zdajac sobie sprawy ze swego czynu.
Uporawszy sie szybko z przedpoludniowymi obowiazkami, Catharina postanowila wybrac sie na krotki spacer. Do spotkania z Malcolmem i Joachimem na wzgorzu pozostalo jeszcze kilka godzin.
Skierowala kroki do pobliskiego kosciolka. Zamierzala wyjasnic pare spraw zwiazanych z pewna dama, ktorej ponoc tam wlasnie nalezalo szukac.
Idac w strone kosciola Catharina widziala wokol slady wichury. Na drodze lezaly suche liscie i galezie, a takze sloma i deski z pozrywanych strzech okolicznych chat.
Nie bylo chlodno. Wial lagodny wiosenny wietrzyk. Pomyslala o swych rodzinnych stronach. Ciekawe, czy snieg juz stopnial, czy tez wciaz pokrywa ocienione zbocza. Nie tesknila za domem, jeszcze nie. Zamierzala najpierw wyjasnic do konca tajemnice Markanas i znalezc takie wyjscie, ktore byloby korzystne dla jego mieszkancow, takze dla Elsbeth. Tylko czy dziewczynka kiedykolwiek ja zaakceptuje?
Wszystko sie w Catharinie buntowalo na mysl, ze trzeba by te mala umiescic w zakladzie. Ciagle nie mogla do konca uwierzyc w wine dziewczynki, mimo ze fakty zdawaly sie na to wskazywac. Przychylala sie raczej do irracjonalnej wersji, ze wine za wszystko ponosi na wskros zla Agneta Jarncrona.
Ale Elsbeth moze okazac sie bardzo klopotliwa, glownie z tego powodu, ze tak bardzo jest zauroczona Malcolmem i mysli tylko o tym, ze go kiedys poslubi.
Zamyslona Catharina dotarla do kosciolka z bialego kamienia i nacisnela klamke drzwi wejsciowych. Bylo otwarte, weszla wiec do srodka i rozejrzala sie wokol. Kiedys koscioly budowano w sasiedztwie wielkich dworow. Jego mieszkancy mieli zwykle wlasna lawke tuz przy oltarzu i krypte, w ktorej chowano zmarlych.
Jest! Catharina bez trudu odnalazla w bocznej nawie odgrodzone kratami zejscie do podziemi, gdzie znajdowalo sie miejsce spoczynku przedstawicieli rodu Jarncrona.
W pustej swiatyni rozlegal sie gluchy odglos jej krokow. Catharina, ogarnieta naraz nieprzyjemnym uczuciem, zapragnela, by procz niej ktos jeszcze byl w kosciele. Skoro jednak juz znalazla sie na miejscu, postanowila wszystko dokladnie obejrzec.
Podeszla do kraty i rozpoznawszy herb szlachecki Jarncronow, pozbyla sie ostatnich watpliwosci. Lekko szarpnieta klodka dala sie otworzyc bez trudu. Czy popelniam swietokradztwo, zaklocajac spokoj tego miejsca? pytala sama siebie. Niech sie dzieje, co chce! Wchodze.
W podziemiach zobaczyla ustawione trumny. Kiedys zostana tu umieszczone takze szczatki Malcolma, pomyslala i odpedzila natychmiast te przykra mysl. Wieka trumien zdobily podobizny zmarlych, na niektorych umieszczono czaszki, symbol ulotnosci ludzkiego zycia. Catharina odczytywala tabliczki z imionami i datami. 1780 rok – zbyt pozno, to nie moze byc trumna Agnety, 1701 – blisko…
Catharina zwolnila kroku, czujac nagly dreszcz, i juz wiedziala na pewno, ze ciemna trumna jest ta, ktorej szukala. Wziela sie w garsc i podeszla blizej. Z trudem odczytala wyryty napis: „Agneta Jarncrona, 1608-1675”. A wiec tutaj spoczywa ta okrutna dziedziczka.
Catharina zakryla dlonia usta, jakby chcac powstrzymac slowa, ktore jej sie cisnely na usta, a potem nie bez pewnych oporow zlozyla dlonie jak do modlitwy i wyszeptala:
– Kochana Agneto, blagam, okaz mi laske. Jesli wszystko dobrze sie ulozy i bede mogla wprowadzic sie do Markanas, chce, bys wiedziala, ze pragne jedynie dobra i prawdy. Moim najwiekszym marzeniem jest uczynienie Malcolma szczesliwym. Bede troszczyc sie o dwor, o to, by zawsze panowal tu porzadek, bede czcic twa pamiec. Pozwol zyc mnie i moim bliskim w szczesciu i pokoju, a jesli to mozliwe, spraw, by mala Elsbeth odzyskala rozum.
W pospiechu omal nie powiedziala: Amen, ale w pore uswiadomila sobie, ze to nie jest modlitwa. Wyszla z krypty i uklekla przed oltarzem, po czym uzywajac prawie tych samych slow skierowala swe prosby do lagodnego, milujacego wszystkich ludzi Pana.
Kiedy opuscila swiatynie, odurzyl ja zapach wiosny.
Nadeszla pora obiadowa. Catharina czula sie troche zaklopotana, podajac do stolu. W jadalni byl juz Malcolm, ale nie rzucil nawet jednego spojrzenia w jej strone. Pozwolono tez zejsc Elsbeth. Wyczuwalo sie napieta atmosfere, tylko panna Inez rozprawiala swobodnie o zwyklych codziennych sprawach.
Pani Tamara z pobladla twarza odpowiadala monosylabami. Catharina domyslala sie, ze przejela sie tym, co poprzedniego wieczoru powiedziala jej siostra, ze dluzej tak nie moze trwac. Elsbeth jak zwykle byla naburmuszona i okropnie grymasila przy jedzeniu. Catharine korcilo, by nia solidnie potrzasnac, i zdaje sie, ze nie ja jedna.