by stac sie czlowiekiem twardym i stanowczym, takim, jaki winien byc dziedzic. Ale nadal nie potrafil nikogo skrzywdzic, czego dowodem byla jego postawa w obliczu tej trudnej sytuacji, w jakiej oboje sie znalezli. Mial nadzieje znalezc takie wyjscie, ktore by wszystkich zadowolilo.
Ocknela sie z zamyslenia i spostrzegla, ze Malcolm nie spuszcza z niej wzroku. Przelknela nerwowo sline.
– Dziekuje ci, Catharino, ze tu przyjechalas. Jestem szczesliwy, ze moglem cie blizej poznac, choc teraz o wiele trudniej przyjdzie mi zniesc rozlake.
– Och, Malcolmie – zalila sie nieszczesliwa.
Bezwiednie wzial ja w ramiona i przywarl ustami do jej warg. Dreszcz wstrzasnal jej cialem. Chciala sie uwolnic z jego objec, ale on ja lagodnie przytrzymal. Ulegla wiec i z zarem, ktory ja sama zaskoczyl, zarzucila mu ramiona na szyje i odpowiedziala dlugim pocalunkiem.
Wreszcie niechetnie oderwali sie od siebie.
– Powiedz – szepnal do glebi wzruszony, – Dasz mi dziecko?
– Tak – wyszeptala w odpowiedzi. – Jesli tego pragniesz!
Usmiechnal sie.
– Chcialbym, by sie to stalo od razu, bo o niczym wiecej nie marze, jak spoczac w twoich objeciach, ale powinienem cie wpierw poprowadzic czysta do oltarza.
Sama nie wiedziala, skad wziela sie w niej taka odwaga, moze to sprawila namietnosc, ktora rozpalila w niej prawdziwy ogien, w kazdym razie z zapartym tchem szepnela:
– Nie musimy czekac do slubu… Bede twoja, kiedy tylko zechcesz.
– Nie mow tak – ostrzegl. – Jestem za ciebie odpowiedzialny, ale boje sie, ze strace glowe. Tak dlugo bylem samotny. Odkad wyjawilas mi, kim jestes, chodze jak bledny. Jestes taka pociagajaca!
Catharina rozpromienila sie.
– No coz, nie wiedzialam, ale chetnie poslucham takich wyznan.
– Zdaje sie, ze zwariowalem na twoim punkcie – wyznal z usmiechem. – Od dawna juz powinnas byc moja zona.
– Kochany – szepnela zalosnie w odpowiedzi. – Przez wszystkie te lata tesknilam do ciebie, ale nie da sie tego porownac z tesknota, jaka bede odczuwac teraz, gdy przyjdzie nam sie rozstac.
– Ze mna bedzie tak samo – odpowiedzial z gleboka powaga.
Catharina wtulila twarz w jego ramie, ale on uniosl jej glowe i dlugo patrzyl w oczy. Potem przywarl mocno ustami do ust ukochanej. Cofnal sie gwaltownie, przerazony sila swego pozadania.
Ale bylo juz za pozno, rozpalil ich bowiem taki zar, ze nie byli w stanie usluchac glosu rozsadku.
Odnalazl na nowo usta dziewczyny i z niepohamowana namietnoscia calowal jej szyje i twarz. Niecierpliwe dlonie sunely w dol. Nie przestajac calowac ukochanej, chwycil ja na rece i zaniosl do swego lozka.
Catharina poczula nagla chec ucieczki, ale kiedy polozyl sie obok niej i delikatnie zaczal piescic jej cialo, drzac od powstrzymywanej tesknoty, zamknela oczy i usmiechnela sie lekko. Objela go i przyjela z miloscia.
Nie padlo ani jedno slowo, nawet wowczas, gdy juz spokojni lezeli w swych ramionach. W milczeniu chloneli siebie i rozkoszowali sie swa bliskoscia.
Wreszcie Malcolm pocalowal Catharine w czolo i wstal. Zamknal drzwi do garderoby na wszystkie klodki i zamki.
– Dlaczego to robisz? – zapytala.
– Zeby ochronic ma tajemnice – odpowiedzial, odwracajac sie do ukochanej. – I zeby ochronic ciebie. Robilem tak przez wszystkie te lata. Bo moja milosc jest dla ciebie niebezpieczna. Gdyby zostala odkryta, popadlabys w nielaske.
„W nielaske?”
– Malcolm, czy ty naprawde wierzysz w duchy? Wierzysz, ze Agneta Jarncrona straszy w Markanas?
– Agneta? Alez, Catharino, to jakies stare bajdy. Daj spokoj, mam dosc zmartwien z zywymi!
A wiec Elsbeth miala racje, to pani Tamara zastawila sidla na Malcolma.
– Czy jest klopotliwa? – zapytala ze wspolczuciem.
– Klopotliwa? To dosc lagodne okreslenie. Ona jest grozna! Chorobliwie mnie uwielbia i nie znosi rywalek. Sytuacja jest beznadziejna, nie moge nic zrobic, bo ona ma takie same prawo jak ja, zeby tu mieszkac. Zreszta wole ja caly czas miec na oku, bo wiesz, Inez widziala, jak ona zabila moja bratowa.
Catharina wpatrywala sie w niego rozszerzonymi zrenicami.
– Ale w takim razie nie pojmuje, dlaczego…
– Przeciez to jeszcze dziecko. Co mamy zrobic? Wyslac ja do zakladu dla oblakanych? Tamara by tego nie przezyla,
– Alez, Malcolmie, o kim ty mowisz, na milosc boska, o Elsbeth?
– Oczywiscie, a myslalas, ze o kim? Kiedy ojciec umieral, przysiaglem mu, ze pozwole jej tu zostac, ze wzgledu na Tamare. Wowczas jednak nie zdawalismy sobie sprawy, ze z nia jest tak zle…
Catharina, wstrzasnieta do glebi, tylko pokrecila glowa.
– My tez nie moglismy w to uwierzyc – powiedzial Malcolm cicho. – Ale Inez, ktora jest jej opiekunka i pielegniarka, zreszta bardzo oddana, byla swiadkiem niejednego. Nie pozostaje wiec nawet cien watpliwosci. Za kazdym razem, gdy uczyni cos zlego, zwala cala wine na ducha Agnety.
– Tak, slyszalam – wyjakala Catharina.
– Ale czy potrafisz zrozumiec Tamare, ze mimo wszystko nie ma serca odeslac swego dziecka do zakladu?
– Rozumiem az nazbyt dobrze. Kiedys odwiedzilam taki zaklad i nie zapomne do konca zycia tych biednych ludzi… Nie, nie obwiniam za to Tamary.
– Rozumiesz wiec takze, dlaczego nie moglem cie tu sprowadzic. Gdyby Elsbeth wiedziala, kim jestes, nie cieszylabys sie dlugo zyciem. Musialem ukryc w tym tajemniczym schowku najdrozsze memu sercu przedmioty i listy i postraszyc troche dziewczynke, ze czasami wychodzi tedy duch Agnety. Wszystko to zakrawa na groteske. Catharino! Nie wyjezdzaj jutro – prosil w przyplywie rozpaczy.
– Przeciez to ty kazales mi wyjechac – przypomniala mu cicho.
– Ale teraz, po tym co razem przezylismy, nie zniose mysli o rozstaniu. Jutro wieczorem porozmawiam z Tamara. Uswiadomie jej, ile osob cierpi dlatego, ze ona chce zatrzymac we dworze chora corke. Nie moze oczekiwac ode mnie wiecej wyrzeczen. Chyba wolno mi troche pomyslec o dobru innych i o sobie samym.
Catharina nie wiedziala, co mu odpowiedziec. Serce krajalo sie jej na mysl o biednej matce, choc rozumiala reakcje Malcolma.
Kilkunastoletnia Elsbeth zamknieta na reszte zycia w zakladzie dla oblakanych… Catharinie nie chcialo sie wierzyc, by to, co uslyszala, bylo prawda. Nadal bardziej sklaniala sie ku wersji o strasznej Agnecie, ktora czaila sie gdzies w palacowych zakamarkach, gotowa zniszczyc kazdego, kto nie znajdzie u niej laski.
ROZDZIAL IX
Malcolm odprowadzil ja na gore. Przemkneli na palcach przez korytarz na schody prowadzace na poddasze. Dom trwal pograzony w martwej ciszy. Catharina otworzyla drzwi swego pokoju i razem weszli do srodka. Malcolm byl troche oniesmielony, nie zdarzylo mu sie bowiem nigdy dotad przekroczyc progu kobiecej sypialni. Bez slowa przytulil narzeczona na dobranoc.
– Wiesz – szepnal po chwili z rozbawieniem w glosie. – Musze przyznac, ze doskonale sobie radzilas w roli sluzacej, aczkolwiek od poczatku wydalo mi sie podejrzane, ze Karin odznacza sie taka kultura i klasa.
Catharina, ktora przepelnialo uczucie szczescia, zachichotala leciutko.
– Mam ci tak wiele do powiedzenia – ciagnal Malcolm. – Najchetniej w ogole bym sie z toba nie rozstawal, ale niestety nie moge tu zostac dluzej. Wiesz co? Jutro wezmiesz malego Joachima na spacer na pobliskie wzgorze. On od dawna o tym marzy.
– Ciii! – Catharina ostrzegawczo zakryla mu usta dlonia, a on pocalowal ja czule. – Wiem, gdzie jest to wzgorze.
– W takim razie spotkamy sie na szczycie. Tam bedziemy mogli sobie swobodnie porozmawiac.