czasie przerwy obiadowej.
– Nie, sam jeszcze nie wiem, co by tu zrobic.
Sasaki byl kawalerem. Trzy lata mlodszy od Komury, drobny, krotko ostrzyzony, nosil okragle okulary w metalowych oprawkach. Gadatliwy, czasami traktowal ludzi z gory i nie byl zbyt lubiany, lecz z niekonfliktowym Komura dosc dobrze sie dogadywali.
– Jak juz pan bierze urlop, to warto chyba pojechac na jakas wycieczke?
– Uhm – zgodzil sie Komura.
Sasaki przetarl chusteczka okulary, a potem spojrzal na niego badawczo.
– Byl pan kiedys na Hokkaido?
– Nie.
– Ma pan ochote pojechac?
– Dlaczego pan pyta?
Sasaki zmruzyl oczy i chrzaknal.
– Szczerze mowiac, mam mala paczuszke, ktora trzeba dostarczyc do Kushiro, i pomyslalem, ze swietnie byloby, gdyby pan mogl ja zawiezc. Bylbym panu bardzo wdzieczny i chetnie zaplacilbym za bilet lotniczy tam i z powrotem. Pokrylbym tez koszty noclegu.
– Mala paczuszke?
– Mniej wiecej tej wielkosci. – Sasaki narysowal w powietrzu szescian o krawedzi okolo dziesieciu centymetrow.
– Ma to cos wspolnego z praca?
Sasaki pokrecil glowa.
– Nie ma zadnego zwiazku. To w stu procentach prywatna sprawa. Trzeba sie z tym ostroznie obchodzic, wiec nie chce wysylac poczta czy jakims kurierem. Najchetniej powierzylbym komus znajomemu. Prawde mowiac, sam powinienem to zawiezc, ale nie moge wykroic czasu na wyjazd na Hokkaido.
– To cos cennego?
Sasaki lekko skrzywil usta, a po chwili przytaknal.
– Tak, ale to nie jest latwo tlukace ani niebezpieczne, wiec nie ma potrzeby sie denerwowac. Wystarczy traktowac jak zwykla paczuszke. Nie przyczepia sie tez do pana przy przeswietlaniu bagazu. Nie sprawiloby to panu klopotu. Wole nie wysylac poczta raczej ze wzgledow sentymentalnych.
W lutym na Hokkaido na pewno bedzie straszny mroz, ale Komurze bylo obojetne, czy jest zimno, czy goraco.
– I komu mialbym to przekazac?
– Moja mlodsza siostra tam mieszka.
Komura w ogole nie zastanowil sie, jak spedzi urlop, lecz nie chcialo mu sie tez nic planowac, wiec postanowil spelnic prosbe Sasakiego. Nie mial nic przeciwko wyjazdowi na Hokkaido.
Sasaki od razu zadzwonil do linii lotniczych i zarezerwowal miejsce do Kushiro. Samolot odlatywal za dwa dni po poludniu. Nazajutrz Sasaki dal Komurze zawinieta w brazowy papier paczuszke – cos jakby pudelko wielkoscia i ksztaltem przypominajace urne. Sadzac po twardosci, musialo byc drewniane. Tak jak mowil Sasaki, paczuszka prawie nic nie wazyla. Papier byl z zewnatrz pooklejany przezroczysta tasma. Komura przez chwile przygladal sie paczuszce. Potrzasnal nia lekko, lecz w srodku nic sie nie poruszylo, nie dobiegl zaden odglos.
– Siostra wyjdzie po pana na lotnisko. Powiedziala, ze zalatwi panu hotel. Prosze stanac zaraz po wyjsciu z samolotu z pudelkiem w reku, tak zeby je zauwazyla. Niech sie pan nie martwi, znajdzie pana. To nieduze lotnisko.
Przed wyjsciem z domu Komura owinal paczuszke w gruby podkoszulek i wsadzil do torby pomiedzy inne rzeczy. Zaskoczyl go tlok w samolocie. Zachodzil w glowe, po co tylu ludzi jezdzi w srodku zimy z Tokio do Kushiro.
Gazete nadal wypelnialy artykuly o trzesieniu ziemi. Podczas lotu przeczytal poranne wydanie od poczatku do konca. Stale rosla liczba ofiar. W wielu rejonach miasta ciagle nie bylo wody ani pradu, ludzie nie mieli dachu nad glowa. Jedna po drugiej ujawnialy sie nowe tragedie. Jednak Komurze te szczegoly zdawaly sie dziwnie dwuwymiarowe, pozbawione glebi. Wszystkie odglosy byly dalekie i monotonne. Stosunkowo normalnie mogl myslec tylko o zonie, ktora coraz bardziej sie od niego oddalala.
Machinalnie przebiegal wzrokiem artykuly o trzesieniu ziemi, czasami przypominal sobie zone i znow wracal do gazety. Kiedy zmeczylo go myslenie o zonie i wodzenie wzrokiem po rzadkach druku, zamknal oczy i zapadl w krotka drzemke. Po obudzeniu ponownie pomyslal o zonie. Dlaczego w takim skupieniu od rana do wieczora sledzila w telewizji informacje o trzesieniu ziemi, zapominajac o calym swiecie? Co ona tam widziala?
Na lotnisku podeszly do niego dwie mlode kobiety ubrane w plaszcze o identycznym kroju i kolorze. Jedna miala jasna cere, krotkie wlosy i prawie metr siedemdziesiat wzrostu. Jej pelna gorna warga znajdowala sie w dosc duzej odleglosci od nosa, co powodowalo, ze kobieta niejasno przywodzila na mysl jakies zwierze z gatunku przezuwaczy. Jej towarzyszka miala metr piecdziesiat piec i byla dosc ladna, nie liczac nieco zbyt malego nosa. Proste wlosy siegaly jej do ramion. Uszy byly odsloniete i na platku prawego widnialy dwa pieprzyki. Rzucaly sie w oczy, poniewaz nosila kolczyki. Obie wygladaly na dwadziescia pare lat. Zaprowadzily go do kawiarni na lotnisku.
– Jestem Keiko Sasaki – powiedziala ta wyzsza. – Brat mowil, ze wiele panu zawdziecza. A to moja przyjaciolka, Shimao.
– Bardzo mi milo. – Uklonil sie.
– Dzien dobry – odparla Shimao.
– Brat mowil, ze bardzo niedawno zmarla panu zona – powiedziala Keiko Sasaki tonem pelnym troski.
– Nie, nie zmarla – sprostowal Komura po chwili.
– Ale brat przedwczoraj wyraznie tak powiedzial przez telefon. Ze pan Komura niedawno stracil zone.
– No tak, bo po prostu rozwiedlismy sie. O ile wiem, cieszy sie dobrym zdrowiem.
– To dziwne. Trudno uwierzyc, ze moglam zle zrozumiec cos tak waznego. – Wygladala, jakby dotknelo ja owo nieporozumienie.
Komura wsypal do kawy troche cukru i delikatnie zamieszal. Wypil lyk. Kawa byla slaba i bez smaku. Nie miala tresci, a jedynie forme. Co ja wlasciwie robie w takim miejscu, zastanawial sie zaskoczony.
– Na pewno zle uslyszalam. Nie ma innego wytlumaczenia – odezwala sie Keiko Sasaki. Zdawalo sie, ze wrocil jej humor. Wziela gleboki oddech i lekko przygryzla wargi. – Przepraszam. To bylo bardzo niegrzeczne z mojej strony.
– To nie ma znaczenia. W sumie wychodzi na to samo.
Podczas ich rozmowy Shimao w milczeniu, z lekkim usmiechem przygladala sie Komurze. Zdawalo sie, ze poczula do niego sympatie. Poznal to po wyrazie jej twarzy i zachowaniu. Zapanowalo milczenie.
– Przede wszystkim musze pani przekazac te wazna przesylke – powiedzial Komura. Otworzyl suwak torby i odwinal paczuszke z grubego podkoszulka narciarskiego. Zaraz, przeciez mialem to trzymac w reku, zeby mnie poznaly, przypomnial sobie. Skad wiedzialy, ze to ja?
Keiko Sasaki przyjela podana paczuszke i przyjrzala sie jej pozbawionymi wyrazu oczami. Zwazyla w reku, a potem tak jak Komura potrzasnela nia lekko kilka razy kolo ucha. Usmiechnela sie do Komury na znak, ze wszystko w porzadku, i schowala do duzej torby na ramie.
– Musze do kogos zadzwonic. Pozwoli pan, ze na chwile odejde? – zapytala.
– Prosze. Oczywiscie, prosze bardzo.
Keiko zawiesila torbe na ramieniu i ruszyla w strone widocznej w oddali budki. Komura przez chwile odprowadzal ja wzrokiem. Gorna czesc jej ciala byla calkowicie usztywniona, tylko biodra poruszaly sie rytmicznie jak kolo zamachowe jakiejs maszyny. Kiedy patrzyl, jak idzie, odniosl niezwykle wrazenie, ze obserwuje jakas scene z przeszlosci, ktora nieoczekiwanie i przypadkowo wtloczono w terazniejszosc.
– Byles juz kiedys na Hokkaido? – zapytala Shimao.
Komura potrzasnal przeczaco glowa.
– No tak, to daleko.
Komura przytaknal. Rozejrzal sie dookola.
– Ale kiedy tak tu siedze, nie odnosze wrazenia, ze jestem gdzies daleko. Dziwne, prawda?