– To przez samolot. Za szybko leci. Cialo sie przesuwa, lecz swiadomosc za nim nie nadaza.
– Moze i tak.
– Chciales sie znalezc gdzies daleko?
– Chyba tak.
– Z powodu odejscia zony?
Komura skinal twierdzaco glowa.
– Mozna pojechac daleko, lecz nie ucieknie sie od samego siebie.
Komura, ktory przygladal sie bezmyslnie cukierniczce na stoliku, podniosl wzrok na Shimao.
– Rzeczywiscie. Masz racje. Mozna pojechac daleko, lecz nie ucieknie sie od samego siebie. Tak jak od cienia. Nie mozna od niego uciec.
– Musiales kochac zone.
Komura uniknal odpowiedzi, zmieniajac temat.
– Jestes przyjaciolka Keiko Sasaki?
– Tak. Trzymamy sie razem.
– Trzymacie sie razem?
– Nie jestes glodny? – odpowiedziala pytaniem.
– Sam nie wiem. Zdaje mi sie, ze i tak, i nie.
– To chodzmy we trojke zjesc cos cieplego. Kiedy czlowiek zje cos cieplego, robi mu sie lzej na sercu.
Shimao prowadzila samochod. Bylo to niewielkie subaru z napedem na cztery kola. Sadzac po tym, jak bylo zdezelowane, musialo miec na liczniku ze dwiescie tysiecy. Tylny zderzak byl mocno wgnieciony. Keiko Sasaki siedziala z przodu, a Komura wcisnal sie do tylu. Shimao nie byla zlym kierowca, lecz na tylnym siedzeniu panowal straszny halas, resory tez byly bardzo zuzyte. Samochod rzucal gwaltownie przy automatycznej redukcji biegow, ogrzewanie samo sie wlaczalo i wylaczalo. Kiedy zamknal oczy, doznal wrazenia, ze znajduje sie w pralce automatycznej.
W Kushiro nie bylo sniegu. Po dwoch stronach drogi widnialy tu i tam przymarzniete plamy brudnych starych zasp; wygladaly jak slowa, ktore wyszly z uzycia. Chmury wisialy nisko i choc zostalo jeszcze troche czasu do zachodu, wokol bylo zupelnie ciemno. Podmuchy wiatru ze swistem przecinaly mrok. Na ulicach nie bylo prawie nikogo. Miasto wygladalo na wymarle, nawet swiatla na skrzyzowaniach zdawaly sie zamarzniete.
– W porownaniu z reszta wyspy tu opady sniegu nie sa zbyt duze – odezwala sie glosno Keiko Sasaki, odwracajac sie do Komury. – Miasto lezy nad morzem, do tego wiatry sa silne, wiec nawet jak troche napada, wiatr to od razu rozwiewa. Ale mrozy sa okropne. Czasem zdaje sie, ze uszy czlowiekowi odpadna.
– Kiedy jakis pijak zasnie gdzies w rowie, czesto juz sie nie budzi – dodala Shimao.
– Sa tu niedzwiedzie? – zapytal Komura.
Keiko spojrzala na Shimao i rozesmiala sie.
– Pyta o niedzwiedzie.
Shimao tez zachichotala.
– Niewiele wiem o Hokkaido – powiedzial Komura przepraszajaco.
– Znamy ciekawa historie o niedzwiedziach – oznajmila Keiko. – Prawda? – zwrocila sie do Shimao.
– Strasznie ciekawa historie.
Na tym rozmowa sie urwala i Komura nie uslyszal opowiesci o niedzwiedziach, lecz nie smial pytac. Wkrotce dotarli do celu. Byla to duza przydrozna restauracja, w ktorej podawano ramen – zupe z makaronem w stylu kuchni chinskiej. Zostawili samochod na parkingu i weszli. Komura zamowil piwo i goracy ramen. Restauracja byla brudnawa, pusta, krzesla i stoliki rozchwiane, lecz ramen okazal sie bardzo smaczny i po zjedzeniu Komura rzeczywiscie poczul sie spokojniejszy.
– Co chcialbys zobaczyc na Hokkaido? – zapytala Keiko Sasaki. – Slyszalam, ze mozesz tu spedzic okolo tygodnia.
Komura zastanawial sie przez chwile, lecz nic nie przyszlo mu do glowy.
– Moze pojedziesz do goracych zrodel? Masz ochote posiedziec w cieplej wodzie i zrelaksowac sie? Tu niedaleko jest taki niewielki rustykalny pensjonat z wodami mineralnymi.
– Niezly pomysl – powiedzial Komura.
– Na pewno ci sie spodoba. To ladne miejsce. I nie ma niedzwiedzi.
Spojrzaly na siebie i znow sie rozesmialy.
– Czy moge o cos spytac w zwiazku z twoja zona? – zapytala Keiko.
– Nie ma sprawy.
– Kiedy odeszla?
– W piec dni po trzesieniu ziemi, czyli juz ponad dwa tygodnie temu.
– To mialo cos wspolnego z trzesieniem ziemi?
Komura potrzasnal glowa.
– Mysle, ze nie.
– Ale zdaje mi sie, ze takie rzeczy moga sie jakos ze soba laczyc – powiedziala Shimao, lekko przechylajac glowe.
– Tylko ty nie wiesz jak – dodala Keiko.
– Takie rzeczy sie zdarzaja – ciagnela Shimao.
– Takie rzeczy, to znaczy jakie? – zapytal Komura.
– Znam kogos, komu sie to przydarzylo – powiedziala Keiko.
– Mowisz o panu Saeki? – spytala Shimao.
– Uhm. Mam znajomego, pana Saeki. Fryzjer, kolo czterdziestki, mieszka w Kushiro. Jego zona widziala zeszlej jesieni UFO. Noca jechala samochodem i na przedmiesciach zobaczyla, ze wielkie ciezko UFO laduje na lace. Jak w
– Od tego czasu jej nie widziano – powiedziala Shimao.
– Z powodu UFO? – zapytal Komura.
– Nie wiadomo, z jakiego powodu. Pewnego dnia gdzies zniknela. Opuscila dwoje swoich dzieci w wieku szkolnym, nawet kartki nie zostawila – odparta Keiko. – A przez tydzien przed odejsciem kazdemu opowiadala tylko o UFO. Mowila praktycznie bez przerwy. Jakie bylo wielkie, jakie ladne i tak dalej.
Czekaly, az Komura przetrawi te historie.
– W moim przypadku byla kartka. I dzieci nie mamy.
– Czyli masz troche lepiej niz pan Saeki – oznajmila Keiko.
– Z dziecmi to powazna sprawa – pokiwala glowa Shimao.
– Jej ojciec odszedl, kiedy miala siedem lat – wyjasnila Keiko, marszczac brwi. – Uciekl z mlodsza siostra zony.
– Pewnego dnia, niespodziewanie – dodala Shimao z usmiechem.
Zapadlo milczenie.
– Moze zona pana Saeki nie odeszla, tylko zabrali ja kosmici? – powiedzial Komura, chcac je przerwac.
– Niewykluczone – odrzekla powaznie Shimao. – Czesto sie slyszy takie historie.
– A moze szla sobie spokojnie droga i niedzwiedz ja zjadl? – zastanawiala sie Keiko.
Kobiety znow sie rozesmialy.
Po wyjsciu z restauracji poszli do pobliskiego
Keiko dostala w recepcji klucz i we trojke pojechali winda do pokoju. Okno bylo nieduze, za to lozko absurdalnie wielkie. Komura zdjal puchowa kurtke, powiesil na wieszaku i poszedl do toalety. W tym czasie kobiety sprawnie przygotowaly mu kapiel, pozapalaly swiatla, upewnily sie, ze dziala ogrzewanie, wlaczyly telewizor, przejrzaly jadlospisy pobliskich restauracji, dostarczajacych dania do hotelu, wyprobowaly dzialanie przyciskow przy lozku i sprawdzily zawartosc lodowki.
– Wlasciciel jest moim znajomym. Dlatego dostales najwiekszy pokoj – powiedziala Keiko Sasaki. – Jak widzisz, jest to