— Rzucil tylko: „Gdzie Vickers?”, a ja mu na to: „A skad ja mialabym to wiedziec. Nie jestem przeciez jego nianka.” Wtedy on: „Jest pani chyba jego agentem, prawda?” „Jeszcze do niedawna bylam, ale Vickers to bardzo zmienny czlowiek, nigdy z nim nic nie wiadomo.” On na to: „Musze sie z nim widziec.” Wiec mu odpowiedzialam: „Prosze bardzo, niech pan szuka, na pewno jest gdzies w okolicy.” Wtedy Crawford powiedzial: „Nie stawiam zadnych ograniczen, niech pani poda stawke i okresli wszystkie warunki.”
— On chyba zwariowal — zauwazyl Vickers.
— W kazdym razie stawka na pewno jest zwariowana. — Skad wiesz, ze ma pieniadze?
— Coz, tego nie wiem. To znaczy nie moge byc pewna. Ale podejrzewam, ze ma.
— A wracajac do pieniedzy… — przypomnial sobie Vickers. — Masz moze jakas niepotrzebna stowe? Moze piecdziesiatke?
— Moge miec.
— To przeslij mi szybko. Oddam ci pozniej.
— W porzadku, zaraz przesle. To juz nie pierwszy raz stawiam na ciebie, i jestem pewna, ze nie ostatni. Ale powiesz mi jedna rzecz?
— Co takiego?
— Co zamierzasz zrobic?
— Przeprowadzam eksperyment — wyjasnil Vickers. — Eksperyment?
— Cwiczenia z okultyzmu.
— O czym ty mowisz? Przeciez ty nic nie wiesz o okultyzmie. Jestes rownie tajemniczy jak zwykla deska.
— Wiem — przyznal Vickers.
— Prosze, powiedz mi, co zamierzasz zrobic — nalegala.
— Jak tylko skoncze z toba rozmawiac, zaczne malowac.
— Dom?
— Nie, baka.
— Jakiego baka?
— Zwyklego. Taka zabawke dla dzieci, ktora kreci sie na podlodze.
— Sluchaj no — zdenerwowala sie Ann. — Skoncz te zabawy i wracaj do domu.
— Po eksperymencie — zawzial sie Vickers.
— Jakim znowu eksperymencie?
— Zamierzam sprobowac przedostac sie do basniowej krainy.
— Przestan sie wyglupiac.
— Juz mi sie raz udalo. Nawet dwa razy.
— Sluchaj, to powazna sprawa. Crawford ma stracha i ja tez. Poza tym mamy jeszcze wspanialy interes do ubicia.
— Przeslij mi forse — przypomnial Vickers.
— Dobra.
— Zobaczymy sie jutro albo pojutrze.
— Zadzwon — powiedziala Ann. — Najlepiej jutro.
— Zadzwonie.
— I, Jay… badz ostrozny. Nie wiem, co zamierzasz, ale badz ostrozny.
— Postaram sie — obiecal Vickers.
23
Wyprostowal raczke, za pomoca ktorej nakrecalo sie baka i wypolerowal metalowa powierzchnie. Nastepnie naznaczyl olowkiem kontury kolorowych spiral, pozyczyl troche smaru maszynowego i naoliwil spirale na raczce, dzieki czemu mogla gladko napedzac zabawke. Potem zabral sie do malowania.
Nie byl w tym dobry, ale staral sie jak mogl. Z precyzja nakladal kolory, czerwony, zielony, zolty. Mial nadzieje, ze maja wlasciwy odcien, bo nie pamietal juz zbyt dobrze, jak powinny wygladac. Prawdopodobnie jednak nie mialo to wiekszego znaczenia, najwazniejsze, ze byly jaskrawe i wirujac przechodzily jeden w drugi.
Farbe mial na dloniach, ubraniu i krzesle, na ktorym polozyl baka. Poza tym puszka z czerwona farba przewrocila sie na podloge, ale zdazyl podniesc ja na tyle szybko, ze zaledwie niewielka ilosc wylala sie na dywan.
W koncu zadanie bylo zakonczone i Vickers mial powod do dumy.
Martwil sie tylko, czy zabawka zdazy wyschnac do rana, ale przeczytal napis na puszce, ktory glosil, ze jest to farba szybko schnaca, wiec nieco sie uspokoil.
Byl juz gotow, gotow zobaczyc co sie stanie, kiedy zakreci bakiem. Moze znajdzie sie w krainie z basni, a moze nie stanie sie nic. Prawde mowiac spodziewal sie raczej tego drugiego. Bo do przejscia w kraine basni potrzeba bylo czegos wiecej niz tylko zakrecenie bakiem. Trzeba bylo miec wiare i umysl dziecka, cos, czego juz niestety nie posiadal.
Wyszedl na zewnatrz i zamknal za soba drzwi, po czym zszedl po schodach. Miasteczko i hotel byly zbyt male, zeby miec windy. Nie tyle wlasciwie miasteczko, co wioska, ktora wydawala mu sie „miastem, kiedy byl dzieckiem, mala wioska, w ktorej ludzie nadal siadali na lawce przed sklepikiem i patrzyli na wszystko, co dzialo sie dokola, zadajac podchwytliwe pytania, ktore pozniej stawaly sie zaczatkiem soczystych plotek.
Zachichotal na sama mysl, co powiedza, kiedy do miasteczka dojdzie wiesc, ze uciekl z Cliffwood przed linczem.
Juz teraz slyszal ich glosy.
Cwaniak, mowiliby. Zawsze byl lobuzem, kazdy wiedzial, ze nic dobrego z niego nie wyrosnie. Jego matka i ojciec to byli dobrzy ludzie. Popatrzcie, jak bardzo syn moze roznic sie od swoich rodzicow.
Wyszedl z domu.
Wszedl do baru i zamowil filizanke kawy, a kelnerka zagadnela go:
— Ladny wieczor, prawda?
— Tak — zgodzil sie.
— Chce pan cos jeszcze do tej kawy?
— Nie. Tylko kawe. — Mial juz teraz pieniadze, Ann postarala sie, musial to przyznac. Stwierdzil jednak bez zdziwienia, ze nie ma apetytu.
Kelnerka poszla do kasy i sciereczka, ktora miala w reku, wytarla niewidzialne okruszki z lady.
Bak, pomyslal. Jakie znaczenie w calej tej historii ma bak? Wezmie zabawke do domu, zakreci nia i dowie sie raz na zawsze, czy istnieje kraina z basni. Nie, niezupelnie. Bedzie wiedzial, czy moze powrocic do krainy z basni.
A dom? Jakie znaczenie ma dom?
A moze ani dom, ani bak nie maja tu najmniejszego znaczenia?
Jesli tak, to dlaczego Horton Flanders napisal: „Wroc do dziecinstwa i przechadzaj sie sciezkami, ktorymi uczeszczales jako dziecko. Moze znajdziesz tam cos, czego ci brakuje.” Nie pamietal dokladnych slow Flandersa, ale mniej wiecej o to mu chodzilo.
Wrocil wiec do domu, odnalazl baka i co wiecej, przypomnial sobie o basniowej krainie. Dlaczego jednak, zastanawial sie, w ciagu tych wszystkich lat nigdy nie pomyslal o krainie, do ktorej dostal sie z pomoca zabawki?
Wtedy uczynilo to na nim ogromne wrazenie, nie bylo co do tego watpliwosci, bo wciaz wszystko pamietal, a obraz byl tak czysty i wyrazny, jakby go widzial przed chwila.
A mimo to cos sprawilo, ze zapomnial, jakas blokada w jego mozgu kazala mu wymazac wydarzenie z pamieci. Cos rowniez podpowiedzialo mu, ze metalowa mysz chciala, zeby ja zlapano. Moze to samo cos kazalo mu instynktownie odrzucic propozycje Crawforda. C o s. Ale co?
Kelnerka wrocila do niego i oparla sie na lokciu.
— Wyswietlaja nowy film w „Grandzie” — zauwazyla. Bardzo chcialabym go zobaczyc, ale nie moge sie