Robert Sheckley

Niesmiertelnosc na zamowienie

1.

1

Juz po wszystkim Thomas Blaine przypomnial sobie kazdy szczegol swojej smierci. Wolalby, zeby doszlo do niej w bardziej interesujacej scenerii. Czemu nie zmarl podczas tajfunu, polowania na tygrysy lub wspinaczki po stromych gorach? Czemu ta smierc byla tak pospolita, wrecz trywialna?

Niestety, zdawal sobie z tego sprawe, umarl w taki sposob, w jaki zyl. Cale jego zycie zmierzalo ku takiej smierci. O ile w dziecinstwie przeczuwal tylko mgliste przeznaczenie, to w wieku trzydziestu dwoch lat mogl miec juz pewnosc.

Mimo wszystko, gdy dojdzie juz do smierci, jest to ekscytujace wydarzenie. Mysl o niej fascynowala Blaine’a. Musial sobie przypomniec wszystkie ostatnie minuty oddzielajace go od smierci, czekajacej na ciemnej autostradzie wiodacej do New Jersey. Czy mial jakies przeczucie? Co robil, o czym myslal?

Ostatnie sekundy… Jak to sie odbylo?…

* * *

Jechal prosto pusta autostrada. Reflektory samochodu oswietlaly jezdnie. Licznik wskazywal predkosc siedemdziesieciu pieciu mil na godzine. Daleko przed soba zobaczyl swiatla nadjezdzajacego z naprzeciwka samochodu, pierwszego od wielu godzin.

Blaine powracal do Nowego Jorku z tygodniowego wypoczynku w swojej chacie nad Zatoka Chesapeake. Przez siedem dni lowil ryby, wylegiwal sie w sloncu na deskach przystani. Pewnego dnia poplynal zaglowka do Oksfordu na wieczorek taneczny w tamtejszym klubie jachtowym. Spotkal tam gluptaska z zadartym nosem, w niebieskiej sukience. Powiedziala mu, ze wyglada jak poszukiwacz przygod z Morz Poludniowych — smagly i wysoki. Caly nastepny dzien wylegiwal sie na brzegu marzac, jak rzuca wszystko i po zaladowaniu zywnosci na zaglowke kieruje sie w strone Tahiti. Ale zapalu wystarczylo mu tylko na marzenia.

Od Tahiti oddzielal go nie tylko ocean, ale i caly kontynent, nie wspominajac o bardziej prozaicznych przeszkodach. Teraz powracal do Nowego Jorku, gdzie pracowal w szacownej firmie „Mattison Peters” jako mlodszy projektant jachtow.

Swiatla nadjezdzajacego samochodu zblizyly sie. Blaine zmniejszyl szybkosc do szescdziesiatki.

Pomimo swojego tytulu, Blaine mial malo roboty. Stary Tom Mattison zostawil sobie projektowanie konwencjonalnych lodzi. Jego brat Rolf, znany jako Czarodziej Mistyki, cieszyl sie miedzynarodowa slawa konstruktora jachtow regatowych i zaglowcow. Coz wiec pozostalo Blaine’emu? Rysowal plany instalacji i wystroju, kierowal promocja nowych modeli, zajmowal sie reklama. Byla to odpowiedzialna praca i dawala swego rodzaju satysfakcje, ale miala malo wspolnego z projektowaniem jachtow.

Zdawal sobie sprawe, ze powinien odejsc, zaczac cos na wlasna reke, ale wokol bylo tak wielu projektantow, a tak niewielu klientow. Jak powiedzial pewnego razu Laurze, przypominalo to projektowanie katapult lub wiezy oblezniczych — interesujaca, tworcza praca. Ale kto to kupi?

— Mozesz znalezc rynek dla swoich zaglowek — stwierdzila wprost, w sposob wymagajacy odpowiedzi. — Dlaczego nie zaryzykujesz?

— Dzialanie nie jest moja najmocniejsza strona odpowiedzial z chlopiecym, czarujacym usmiechem. — Jestem ekspertem od rozmyslan i uzalania sie nad soba.

— Inaczej mowiac, jestes leniem.

— Skadze. Zupelnie jakbys zarzucala jastrzebiowi, ze nie umie szybko biegac lub ubolewala nad koniem, ze nie umie latac. Nie da sie porownac odmiennych gatunkow. Po prostu nie naleze do przedsiebiorczego rodzaju w gatunku ludzkim. Dla mnie marzenia, wizje, plany odgrywaja duza role, ale jako podnieta do snucia milych mysli, nie jako bodziec do dzialania.

— Slabo mi sie robi, gdy mowisz w taki sposob westchnela.

Oczywiscie przesadzal. Ale bylo w tym, co mowil, sporo prawdy. Mial przyjemna prace, odpowiednie wynagrodzenie, bezpieczne miejsce w swiecie. Mieszkal w apartamencie w Greenwich Village, mial hi-fi, samochod, mala chatke nad Zatoka Chesapeake, zaglowke. Wzbudzal zainteresowanie Laury i kilku innych dziewczat. Byc moze, jak wczesniej powiedziala Laura, ugrzazl w wygodnym ciepelku dotychczasowego zycia. Ale co z tego? Przynajmniej mial wygodny punkt obserwacyjny.

Swiatla samochodu z naprzeciwka znalazly sie bardzo blisko. Blaine zauwazyl nagle, ze jedzie z predkoscia osiemdziesieciu mil na godzine. Zaczal zwalniac. Jego samochod gwaltownie zboczyl z trasy ku zblizajacym sie swiatlom.

Pekla opona? Jakis defekt w kierownicy? Zakrecil nia. Kola nie reagowaly. Samochod uderzyl o barierke rozdzielajaca oba pasma autostrady i wzniosl sie w powietrze.

Kierownica oddzielila sie od reszty maszynerii, silnik wyl na najwyzszych obrotach.

Ten drugi na prozno usilowal wyminac przeszkode. Blaine pomyslal: „Tak, wiec jestem jednym z nich. Jednym z tych bekartow, o ktorych sie czyta, ze stracili panowanie nad samochodem i zabili niewinnych ludzi. Chryste! Nowoczesne samochody, nowoczesne drogi, wieksza szybkosc i wciaz ten sam slaby refleks…”

Nagle z niewyjasnionych powodow kierownica zaczela dzialac. Blaine zignorowal ten fakt. Podczas gdy oba pojazdy zblizaly sie do siebie, jego nastroj ze smetnego zmienil sie w pelen euforii. Przez chwile zapragnal zniszczenia, zatesknil za bolem, okrucienstwem i smiercia.

Obydwa samochody wpadly na siebie. Uczucie tryumfu zniklo tak nagle, jak sie pojawilo. Blaine poczul tesknote za wszystkim, co zostawil za soba, zrobilo mu sie zal nie obejrzanych filmow, zal, ze nigdy juz nie poplynie zaglowka, nie przeczyta ksiazki, nie poderwie dziewczyny.

Rzucilo nim do przodu. Kierownica zlamala sie w jego rekach. Drazek przebil mu piers i zlamal obojczyk, a glowa Blaine’a rozbila przednia szybe z grubego szkla.

W tej chwili zrozumial, ze umiera.

Chwile pozniej byl po prostu martwy.

2

Ocknal sie w bialym pokoju, lezac w lozku.

— Teraz jest zywy — powiedzial ktos.

Blaine otworzyl oczy. Obok niego stalo dwoch ubranych na bialo mezczyzn. Wygladali na lekarzy. Jeden z nich, niski, starszy mezczyzna, nosil brode. Drugi, okolo piecdziesiatki, mial brzydka twarz o czerwonej skorze.

— Jak sie nazywasz? — zapytal sucho starszy.

— Thomas Blaine.

— Ile masz lat?

— Trzydziesci dwa. Ale…

— Stan cywilny?

— Kawaler. Dlaczego…

— Widzisz? — powiedzial starszy mezczyzna zwracajac sie do kolegi. — Zadnych zaburzen umyslowych.

— Trudno uwierzyc.

Вы читаете Niesmiertelnosc na zamowienie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату