Czekali, zeby cos powiedzial. A Blaine zastanawial sie, czy ludzie oblakani sa w tej spolecznosci traktowani ulgowo. Latwo moglby to sprawdzic.
Ale nie kazdy moze byc oblakany. Blaine odzyskal panowanie nad soba. Spojrzal na Marie Thorne.
— Trudno mi opisac to, co czuje — zaczal powoli. Umarlem i teraz zastanawiam sie nad tym zdarzeniem. Przypuszczam, ze nikt tak naprawde nie wierzy w swoja smierc. Gdzies w srodku jestesmy przekonani o swojej niesmiertelnosci. Wydaje sie, ze smierc spotyka tylko innych, ale nigdy ciebie. To prawie jak gdyby…
— Przerwij. Zaczyna zbytnio filozofowac.
— Mysle, ze pan ma racje — powiedziala Marie Thorne. — Dziekuje panu, panie Blaine.
Mezczyzni, teraz juz nalezacy do swiata realnego, zaczeli zwijac sprzet.
— Zaczekajcie — poprosil Blaine.
— Niech pan sie nie niepokoi — zapewnila go. — Jeszcze wrocimy. Teraz chcielismy zarejestrowac pana emocjonalna reakcje.
— Swietny zapis.
— Godny archiwum.
— Zaczekajcie! — krzyknal. — Nic nie rozumiem. Gdzie ja jestem? Co sie stalo? Jak…
— Wyjasnie wszystko jutro — zapewnila Marie Thorne. — Jest mi bardzo przykro, ale teraz musze sie pospieszyc, pokazac caly material panu Reilly’emu.
Mezczyzni znikneli. Marie Thorne usmiechnela sie uspokajajaco i wyszla w pospiechu.
Blaine poczul, ze chce mu sie plakac. Otrzasnal sie widzac powracajaca pielegniarke.
— Wypij to — polecila. — Bedziesz po tym smacznie spal. Wypij do dna, jak przystalo na grzecznego chlopca. A teraz zrelaksuj sie, masz za soba ciezki dzien. Smierc i wskrzeszenie, i ten pozostaly rozgardiasz.
Dwie wielkie lzy splynely po policzkach Blaine’a.
— Aj, aj — powiedziala. — Szkoda, ze nie ma tu kamer. To sa najbardziej autentyczne lzy, jakie kiedykolwiek widzialam. Wiele tragicznych i autentycznych zdarzen widzialam w tym szpitalu, wierz mi. Moglabym powiedziec co nieco tym zarozumialym chlopcom o ludzkiej naturze, choc im sie wydaje, ze znaja kazde drgnienie serca.
— Gdzie ja jestem? — zapytal senny.
— Mozesz to nazwac pobytem w przyszlosci.
— Och!
Zasnal.
3
Obudzil sie po wielu godzinach, spokojny i odprezony. Rozejrzal sie dookola i wszystko sobie przypomnial. Zginal w wypadku i w jakis czas pozniej zostal wskrzeszony. Stal tu doktor, ktory uwazal, ze przecenia sie znaczenie urazu wywolanego smiercia, i ludzie, ktorzy nagrywali jego reakcje i nazywali je materialem godnym archiwum. I ladna dziewczyna, ktorej twarz wyrazala tak malo emocji.
Ziewnal i przeciagnal sie. Martwy. Zmarl w wieku trzydziestu dwu lat. Szkoda, stwierdzil, a jednoczesnie — jaka korzysc. Material w pierwszym gatunku i wielce obiecujacy…
Zaniepokoil sie swoim nonszalanckim stosunkiem do tego, co sie stalo. Nie powinien w ten sposob reagowac. Probowal wzbudzic w sobie uczucie szoku, ktore — jak sadzil — bylo bardziej na miejscu.
Jeszcze wczoraj — pomyslal — bylem projektantem jachtow, wracajacym z Maryland. Dzis jestem czlowiekiem wskrzeszonym w blizej nieokreslonej przyszlosci. Przyszlosc! Wskrzeszenie!
Bez skutku, nie dzialalo. Widocznie oswoil sie z sytuacja. Niektorzy potrafia przywyknac nawet do smierci. Szczegolnie do swojej smierci. Pewnie daloby sie komus takiemu ucinac glowe trzy razy dziennie i tak by mu to weszlo w krew, ze plakalby jak dziecko, gdyby zaprzestano tej czynnosci…
Pomyslal o Laurze. Czy plakala po nim? Czy sie rozpila? A moze po prostu poczula przygnebienie i wziela srodek uspokajajacy? A co z Jane i Miriam? Czy dowiedzialy sie o jego smierci? Prawdopodobnie nie. Jeszcze wiele miesiecy po wypadku zastanawialy sie, czemu nie dzwoni.
Dosyc tego. To wszystko tylko przeszlosc. Teraz jest w przyszlosci.
Cala jednak jego wiedza o przyszlosci ograniczala sie do bialego pokoju, lekarzy i pielegniarki, a takze mezczyzn nagrywajacych jego reakcje i ladnej dziewczyny. Jak dotad nie widzial wiekszych roznic pomiedzy obydwoma epokami. Ale niewatpliwie jakies istnieja.
Przypomnial sobie artykuly w gazetach i opowiadania. Byc moze wykorzystywana jest energia jadrowa, uprawia sie rosliny na dnie morz, a na calym swiecie panuje pokoj; moze wprowadzono powszechna kontrole urodzin, odbywaja sie podroze miedzyplanetarne, uznaje sie wolna milosc i calkowita rownosc, moze tez wynaleziono lekarstwa na kazda chorobe, a w spoleczenstwie — mimo powszechnego planowania — kazdy czlowiek jest wolny.
Tak powinno byc. Ale istnialy jeszcze inne, mniej przyjemne warianty. Byc moze wladze na Ziemi sprawuje jakas bezwzgledna oligarchia i maluczcy walcza o swoja wolnosc albo jakies dziwacznie wygladajace istoty pozaziemskie zmienily ludzi w niewolnikow. Moze jakies straszliwe choroby zagrazaja ludzkiej rasie lub wojna atomowa zniszczyla cala cywilizacje lub… miliony innych mozliwosci.
A jednak — pomyslal Blaine — ludzkosc na przestrzeni wiekow dowiodla, ze umie unikac skrajnosci; przepowiadano chaos, utopie, ktore jednak nie mialy wiekszego wplywu na rzeczywistosc.
Blaine spodziewal sie, ze podobnie jest i teraz. Pewne problemy znikly, a na ich miejsce pojawily sie nowe. Spodziewam sie, ze w pewnym uproszczeniu — powiedzial do siebie — ta przyszlosc okaze sie dokladnie taka sama, jak inne przyszlosci w porownaniu do wczesniejszych czasow. Moze nie jest to dokladny opis, ale nie jestem przeciez futurologiem.
Jego rozwazania przerwalo wejscie Marie Thorne.
— Dzien dobry, jak pan sie czuje? — zapytala.
— Jak nowo narodzony — odpowiedzial szczerze.
— Wspaniale. Czy moglby pan to podpisac? — podala mu dlugopis i kartke.
— Jest pani cholernie efektowna. Co podpisuje?
— Niech pan przeczyta. Jest to oswiadczenie uwalniajace nas od prawnej odpowiedzialnosci za uratowanie panu zycia.
— Rzeczywiscie uratowala je pani?
— A jak pan mysli — skad pan sie tu wzial?
— Nie zastanawialem sie nad tym.
— Uratowalismy pana. Odbylo sie to jednak bez pana przyzwolenia, wbrew obowiazujacemu prawu. Pracownicy Korporacji Rexa nie mieli okazji skontaktowac sie z panem wczesniej. Chcielibysmy wiec teraz dopelnic formalnosci.
— Co to jest, ta Korporacja Rexa?
Wygladala na zaniepokojona.
— Nikt jeszcze pana nie zapoznal z nasza rzeczywistoscia? Jest pan teraz w budynku, w ktorym miesci sie zarzad Rexa. Nasza spolka jest takze znana jako Flyier-Thiess w pana czasach.
— Kto to jest Flyier-Thiess?
— Nie zna pan? A Forda?
— Tak, Ford. A wiec Korporacja Rexa jest rownie znana jak w swoim czasie Ford. Czym sie zajmujecie?
— Wytwarzamy System Energetyczny Rexa, wykorzystany w rakietach kosmicznych, urzadzeniach reinkarnacyjnych, maszynach przenoszacych w zycie pozagrobowe i tak dalej. To dzieki Systemowi Energetycznemu Rexa wydostalismy pana z samochodu tuz po smierci i przenieslismy do przyszlosci.
— Podroze w czasie — powiedzial Blaine. — Na jakiej zasadzie?
— Trudno mi to bedzie wyjasnic. Pan nie ma odpowiedniego przygotowania naukowego. Coz, sprobujemy.