Podziwiajac figure i sprawnosc dziewczyny, jednoczesnie zastanawial sie, co ona moze tam robic.

— Linnora — zawolal — co ty tam…

Uslyszal odglos uderzenia i okrzyk zduszony podwoziem samolotu. Dennis zaczerwienil sie, kiedy w slad za okrzykiem pospieszyla wiazanka wyrazow, ktorych Linnora mogla sie nauczyc tylko z jednego zrodla. Niewatpliwie nie pochodzily one z coylianskiej odmiany angielskiego!

Ksiezniczka wyczolgala sie spod maszyny i usiadla, rozcierajac glowe. Urwala w polowie kolejne przeklenstwo, kiedy zobaczyla, kto przed nia stoi.

— Dennis! — zawolala i w nastepnej chwili byla w jego ramionach.

Po chwili, nieco zdyszany, zdolal ja wreszcie zapytac, co tam robila.

— A, to! Mam nadzieje, ze to nic zlego. To znaczy, mam nadzieje, ze nic nie zepsulam. Ale spales tak dlugo i ktos doniosl ojcu, ze jestem ubrana na wojne, a on kazal mnie sledzic, zeby miec pewnosc, ze nie wyprawie sie po uszy Kremera czy cos takiego. Nudzilam sie, tak sie nudzilam, ze postanowilam sprawdzic…

Byla czyms wyraznie poruszona, ale Dennis nie nadazal za potokiem slow.

— Twoje damy, Linnora, sprawialy wrazenie zaszokowanych widzac, jak grzebiesz pod maszyna.

Linnora spojrzala na swoje zablocone kolana. Probowala sie otrzepac, ale zrezygnowala i wzruszyla ramionami.

— A, tam. Beda musialy sie przyzwyczaic. Chce byc nie tylko twoja zona, ale chce sie tez nauczyc czarnoksiestwa. A sadzac z tego, czego dotad doswiadczylam, nie jest to czysta robota.

Blysk w jej oku zdradzil mu, ze bylo to cos, czego oczekiwala od swego meza. Nie bedzie musial szukac ucznia daleko od domu.

— Przyszlam tutaj — kontynuowala — i znalazlam wszystko tak, jak zostawilismy po ladowaniu. Twoj Krenegee tez tu byl, ale potem gdzies poszedl, pewnie na polowanie. Siedzialam pod maszyna tak dlugo, ze moglam stracic rachube czasu.

Dennis zwatpil juz, ze jego ukochana kiedykolwiek dojdzie do sedna.

— Ale co tam robilas? — powtorzyl. Linnora umilkla na chwile, zeby pomyslec.

— Robot! — oswiadczyla nagle. — Nudzilo mi sie, postanowilam wiec porozmawiac z ta cudowna istota — narzedziem, ktora przywiozles ze swojego swiata.

— Rozmawialas z… — Dennis nie mogl uwierzyc wlasnym uszom. — Pokaz mi — powiedzial po chwili.

Damy dworu przezyly jeszcze wiekszy szok, kiedy zobaczyly, jak czarownik i ich ksiezniczka razem klada sie na ziemie. Gotowe byly odwrocic sie skromnie, gdyby mialy sie sprawdzic ich najgorsze podejrzenia.

Westchnely z ulga. Linnora nie zostala az tak zdemoralizowana w czasie pobytu na nizinach. Tylko co oni w takim razie robili, tloczac sie pod maszyna?

Damy dworu zrozumialy, ze swiat juz nie bedzie taki jak dawniej.

* * *

Wlasciwie wcale nie trzeba bylo wpelzac pod samolot, zeby obejrzec robota. Dennis uswiadomil sobie pozniej, ze mogl kazac automatowi odlaczyc sie od smigla i podwozia, a potem wyjsc na zewnatrz. Ale teraz tak bardzo wygladal na nieodlaczna czesc samolotu, ze poczatkowo nie przyszlo to Dennisowi do glowy. Seria poteznych seansow doskonalenia wzmocnionych magiczna sila Krenegee tak przetworzyla maszyne, ze zlala sie ona w jedno z blyszczacym, drewnianym szybowcem.

„Rozmowa” Linnory z robotem polegala na tym, ze ona mowila, a robot odpowiadal na swoim malym ekranie.

Dennis zmarszczyl czolo, patrzac na perlowy ekran pokryty rzedami coylianskiego pisma. Nie nadazal z czytaniem w nieziemskim alfabecie. Poza tym zastanawial sie, jakim cudem robot nauczyl sie…

No tak, zreflektowal sie. Prawie od pierwszej chwili pobytu na Tatirze maszyna miala polecenie zbierac informacje o mieszkancach. Co, oczywiscie, obejmowalo miejscowy alfabet.

— Podzielic ekran — polecil. — Coylianski po lewej, angielskie tlumaczenie po prawej.

Tekst natychmiast podzielil sie na dwie wersje tego samego sprawozdania. Musieli z Linnora wczolgac sie nieco glebiej pod wozek, zeby mogli czytac oboje, ale to tylko ich do siebie zblizylo, na co nie mial zamiaru sie uskarzac.

Natychmiast zauwazyl cos interesujacego. Chociaz litery coylianskie byly elementem sylabariusza, angielskie zas, czyli lacinskie stanowily prawdziwy alfabet, to te dwa systemy laczyl wyraznie jakis wspolny styl. Dzwiek „th” w coylians-kim, na przyklad, wygladal jak nieco zmienione i polaczone litery „t” i „h”.

Dennis przypomnial sobie pewne spekulacje, ktorym sie oddawal podczas swego uwiezienia. Z narastajacym uczuciem podniecenia zaczal podejrzewac, ze jedna z teorii, jakie wowczas wysnul, moze okazac sie prawdziwa.

Przez chwile wczytal sie w tekst. Bylo to streszczenie najdawniejszej coylianskiej historii znalezionej na jakichs starodawnych zwojach, ktore robot podkradl na chwile z jednej ze swiatyn w Zuslik. Zwoje wspominaly o Starej Wierze, ongis powszechnej na Tatirze, ale teraz wyznawanej tylko przez L’Toff i malo gdzie poza tym. Pozornie skladala sie ona z mitow i legend, ale Dennis czul, ze za barwnymi opowiesciami kryje sie jakis glebszy sens.

Dennis polecil robotowi wrocic do wczesniejszych danych, potem znow przeskoczyc do przodu. Linnora przygladala sie temu zafascynowana i co jakis czas proponowala fragmenty, ktore widziala wczesniej. Czasem wyjasniala znaczenie slow, z ktorymi Dennis sie wczesniej nie zetknal.

Spedzili wspolnie duzo czasu pod wozkiem, czytajac skorelowana historie tego swiata.

Dennisa rozbolaly juz miesnie karku, kiedy wreszcie poczul, ze zgromadzil dosc danych. Nasuwal sie wniosek nie do podwazenia.

— To jest nie tylko inna planeta! — oswiadczyl. — To jest rowniez przyszlosc!

Linnora przewrocila sie na wznak i spojrzala na niego.

— Tak, dla ciebie to przyszlosc, moj czarodzieju z przeszlosci. Czy to cos zmienia? Czy mimo to ozenisz sie z kims, kto moze sie okazac twoim dalekim potomkiem?

Dennis pochylil sie i pocalowal ja.

— Nie bylem zbyt przywiazany do swojego czasu — powiedzial. — A moim potomkiem nie mozesz byc, bo nie mialem dzieci.

Linnora westchnela.

— Coz, to jeszcze da sie naprawic.

Dennis mial ja wlasnie znow pocalowac, jeszcze bardziej gorszac damy stojace na skraju zagajnika, kiedy nagle tuz nad ich glowami uslyszeli okrzyk.

— Dennizz! Ksiezniczko!

Rozlegly sie dwa gluche uderzenia i zaraz po nich dwie serie przeklenstw. Linnora i Dennis wylonili sie spod wozka, rozcierajac sobie glowy, ale oboje rozjasnili sie usmiechem na widok przybysza.

— Arth!

Byl to rzeczywiscie maly zlodziej. Na skraju polany zebrala sie gromadka pelnych podziwu widzow, gdyz na ramieniu Artha siedzial mruczac Krenegee.

Dennis objal przyjaciela.

— Wiec ludzie Prolla jednak cie znalezli! Obawialem sie, ze nasz opis plaskowyzu nie byl dosc dokladny i ze bedziemy musieli leciec po ciebie samolotem. Martwilismy sie o ciebie.

Arth podrapal pod broda mruczacego chochlaka.

— Nic mi nie grozilo — powiedzial nonszalancko. — Spedzilem ten czas, probujac sklecic jeszcze jeden latajacy woz. Nie zdazylem go wyprobowac, bo przyszli po mnie zwiadowcy.

Dennis zadrzal na sama mysl. Bedzie musial odbyc z Ar-them zasadnicza rozmowe, takze z Linnora, Gathem i w ogole kazdym, kto zywi iluzje, ze ziemska technologie mozna klecic. Niezaleznie od Efektu Zuzycia pewne urzadzenia musza dzialac od pierwszego razu!

— Najwazniejsze, ze nic ci sie nie stalo.

— Jasne, ze nic mi sie nie stalo. Wyslalem wiadomosc do Maggin w oddzialach Demsena. Zaprosilem mala dame, zeby spedzila tutaj wakacje — oczywiscie za pozwoleniem jej wysokosci. — Tu sklonil sie przed Linnora. Linnora rozesmiala sie i objela malego zlodzieja.

— Nawiasem mowiac — ciagnal Arth — me wiem, czy slyszeliscie o tym, bo jak nie, to sadze, ze powinno

Вы читаете Stare jest piekne
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×