tyle, ile sama wazyla, jesli nie wiecej.

Niezdarnie potruchtala na druga strone korytarza — uwazajac, by uzywac przejsc przez tory kolejki — do siedmiometrowych wrot z napisem „Hydroponiki”. Po prawej stronie zobaczyla normalnej wielkosci drzwi otwierane identyfikatorem dloni. Poprawila tobol na plecach, zeby uwolnic reke, i przylozyla dlon do panelu.

— Nazwisko? — zapytal elektroniczny glos.

— Sandra Ells… — Przerwala i potrzasnela glowa. Poczula przebiegajacy jej po plecach zimny dreszcz. — Annie Elgars, kapitan, sily naziemne — powiedziala, dyszac lekko ze zmeczenia.

Drzwi otworzyly sie, a wtedy Elgars nachylila sie i wcisnela w prowadnice swoj bojowy noz. To byly pancerne drzwi — cala sciana byla z grubego, wytrzymalego blasplasu — ale pietnascie centymetrow gerberowskiej stali w szczelinie skutecznie je zablokowalo.

Wstala i weszla do srodka.

Najwyrazniej bylo to wejscie dla obslugi hydroponikow. Pomieszczenie bylo wielkie, mialo okolo dwudziestu metrow dlugosci i grubo ponad dziesiec szerokosci. Wzdluz obu dluzszych scian staly rzedy szafek, zas pod przeciwlegla sciana bylo opuszczone stanowisko ochrony. Szafki byly pootwierane, a na stolach lezaly porozrzucane przedmioty, jakby przeprowadzono tu pospieszna ewakuacje.

Elgars zwalila tobol na najblizszy stol i poprawila uprzaz. Wiedziala, ze musi zaczekac tutaj na Wendy i Shari, poza tym nie miala pojecia, co ma ze soba zrobic. Poniewaz marnowanie czasu w takiej sytuacji zupelnie nie mialo sensu, zaczela wykladac bron i amunicje, szykowac uprzeze i przygotowywac male plecaki dla starszych dzieci.

Zajelo jej to okolo pieciu minut, a kiedy skonczyla, Wendy i Shari wciaz jeszcze nie bylo. Wiedziala, ze sa tylko dwa wyjscia z sytuacji. Jesli Shari i Wendy pojawia sie, dopoki bedzie w stanie utrzymac drzwi, odejda stad razem. Jesli nie, ona tu zginie. Nie przepadala za dziecmi, nie interesowal jej tez zupelnie los Shari. Ale Wendy byla jej jedyna przyjaciolka. Jesli ja tu zostawi, bedzie odtad zyla sama, bez wspomnien i bez celu. Nie ma wiec po co uciekac. Zreszta wiedziala, ze Wendy zrobilaby to samo dla niej.

Po kilku minutach czekania i patrzenia na drzwi uznala, ze nie wykorzystuje nalezycie czasu, zaczela wiec przeszukiwac otwarte szafki, majac nadzieje znalezc cos, co mogloby sie przydac.

Natrafila na kilka batonikow, troche drobnych narzedzi i, co najwazniejsze, plan sekcji hydroponikow. Nie byla pewna, czy duszki beda tu dzialac; trzymaly sie raczej glownych tras niz bocznych przejsc.

Na koncu rzedu szafek pod prawa sciana stala skrzynia z kombinezonami ochronnymi i trzy skrzynki z maskami tlenowymi. Elgars wypelnila jeden z kombinezonow najmniejszymi maskami, jakie znalazla, i kilkoma kombinezonami chroniacymi przed niebezpiecznymi odpadami. Skoro obsluga hydroponikow miala je na skladzie, musi byc ku temu powod. Potem wyciagnela ze skrzynek trzy maski dla doroslych. Tego typu maski byly w stanie filtrowac przez pietnascie minut niemal kazda toksyne. Annie podejrzewala, ze cos takiego moze im sie przydac.

Wrocila pod drzwi, gdzie zrzucila swoje znaleziska, i wyjrzala na korytarz. Wciaz nikogo nie bylo. Nie byla niecierpliwa, lecz tylko swiadoma koniecznosci pospiechu. Kiedy juz miala schowac sie z powrotem do pomieszczenia, w glebi korytarza uslyszala jazgot ognia z karabinu magnetycznego. A wiec Posleeni dotarli tu pierwsi.

Uklekla w drzwiach i wycelowala AIW w strone wylotu poprzecznego korytarza. W chwili, kiedy pierwszy Posleen pojawil sie w zasiegu wzroku, uslyszala glosny trzask po prawej stronie, a potem zobaczyla wywalony fragment sciany oraz wchodzaca w glowny korytarz Wendy.

* * *

Wendy zauwazyla Elgars w chwili, kiedy szczeknal granatnik AIW. Zaklela i wyciagnela Billy’ego z dziury w scianie.

— Biegnij! — powiedziala, wskazujac mu drzwi, w ktorych kleczala Elgars.

Chlopiec kiwnal glowa i pobiegl na druga strone korytarza, trzymajac sie przejsc przez tory.

— Co sie dzieje? — spytala Shari, wypychajac pozostale dzieci przez dziure.

— A jak myslisz? — warknela Wendy. — Elgars zajela sie zwiadowcami, ale musimy sie ruszac.

— Idz tam — powiedziala Shari — a ja je przepchne. Idz i wez jakas bron.

* * *

Elgars skinela glowa chlopcu, ktory wpadl szczupakiem w drzwi.

— Lewa sciana — powiedziala. — Bierz najmniejszy pistolet i trzy pudelka amunicji, a potem ustaw sie pod sciana. Nastepne dzieciaki zrobia to samo.

Billy podniosl sie z podlogi i podbiegl do stolu. Tam zlapal glocka i trzy pudelka amunicji kalibru. 45.

Tymczasem Elgars skierowala troje nastepnych dzieci pod sciane, a potem odsunela sie, aby wpuscic Wendy.

— W sama pore.

— Przepraszam — powiedziala Wendy — ale co ma wisiec, nie utonie.

Dokladnie obmyslila sobie ten zart, wiec zirytowalo ja nieco, kiedy Elgars gniewnie sie skrzywila.

— Lap MP-5 — powiedziala kapitan, kiedy nadbieglo kolejne dziecko. — Za chwile beda z powrotem.

— Nikt tu nie ma poczucia humoru — wzruszyla ramionami Wendy, biorac pistolet maszynowy i ladujac naboj do komory. — Gorzej niz z Dunczykami.

— O czym ty mowisz? — warknela Elgars.

— Niewazne — odparla Wendy, klekajac po drugiej stronie drzwi. Zza rogu wylonil sie pierwszy Posleen. — To ludzka rzecz — dodala, trafiajac normalsa w piers trzema pociskami.

Za nim jednak szlo czterech nastepnych. Pierwszy potknal sie o lezace w korytarzu cialo, przez co stal sie latwym celem dla Elgars, ale dwaj pozostali pokonali przeszkode i wyladowali na samym srodku skrzyzowania.

Wendy strzelila do jednego z nich, kiedy byl jeszcze w locie, trafiajac go w bok. Strzal stosunkowo malym pociskiem nie byl jednak smiertelny. Normals obrocil sie w miejscu i wystrzelil z karabinu magnetycznego.

Ostatnie z dzieci, Kelly, wlasnie bieglo do drzwi. Wiekszosc pociskow ominela ja, ale jeden przebil jej lydke.

Dziewczynka padla na brzuch w kaluzy krwi i zaczela krzyczec.

Wendy z wscieklym wrzaskiem wywalila w centauroida caly magazynek, a tymczasem Elgars sprawnie zalatwila ostatniego obcego.

— Skurwysyny! — krzyczala Wendy z nozdrzami rozszerzonymi z gniewu. — Jak ja nienawidze tych jebanych Posleenow!

— Pomoz mi — wydyszala Shari, wlokac ranna corke do srodka.

Elgars wyszarpnela noz spod drzwi i zamknela je, szyfrujac zamek tak, by wskazywal zagrozenie biochemiczne wewnatrz pomieszczenia. Teraz drzwi mozna bylo otworzyc tylko silnymi materialami wybuchowymi albo kodami nadzorcy.

Wendy wyjela apteczke. Najpierw znieczulila rane, a potem owinela ja mocno bandazem, aby zatamowac krwawienie.

— Przeszlo obok tetnicy — powiedziala, zaciskajac opatrunek — ale nie da sie na tej nodze chodzic.

— Juz dobrze, Kelly. Csss — szeptala Shari, kolyszac wciaz zawodzaca corke.

Nagle Elgars pochylila sie nad dzieckiem i uderzyla je w twarz otwarta dlonia. — Cicho!

— Niech cie szlag! — krzyknela Shari i odwrocila sie do kapitan. Poczula przytknieta do policzka lufe pistoletu.

— Nie mamy czasu — powiedziala zimno Elgars. — Ona musi wstac i isc. I ma to zrobic bez wrzaskow. Albo wszyscy umrzemy.

Cofnela pistolet i schowala go do kabury.

— Teraz bierz karabin i uprzaz, musimy isc. I to juz.

Shari kiwnela glowa i postawila cicho poplakujaca Kelly na nogi.

— Mozesz isc?

— Nie boli — powiedziala cicho Kelly. — Chyba moga.

Вы читаете Taniec z diablem
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату