— Odpocznij sobie, to dlugo nie potrwa… — Przerwala i popatrzyla na Elgars. — Mam nadzieje.
Kiedy dotarla do konsoli, w hali rozlegl sie glosny bulgot, a Elgars wlasnie zaczela wspinac sie po drabince do najblizszego zbiornika, wyciagajac swoj bojowy noz.
— Hej, Kapitanie Ameryka — powiedziala Wendy. — Zamierzamy wydostac sie stad, gdybys o tym zapomniala.
— Wiem, to zajmie tylko chwilke — odparla Elgars dziwnie niskim glosem. — Moze wyszperalabys mi kawalek drutu i kilka kawalkow tasmy klejacej oraz… puszke farby w sprayu? Prosze, kochanienka.
— Hej! — zawolala Wendy. — Halo! Annie! Musimy isc! Elgars pokrecila glowa i zaczela wywlekac kable z silnika kadzi.
— Wiem — powiedziala juz normalnym, chociaz nieobecnym glosem — ale kucyki powinny chyba miec jakas niespodzianke, prawda?
— A wiec mieszasz dla nich specjalna pozywke, tak? — spytala z sarkazmem Wendy.
— Niezupelnie. — Elgars wyszczerzyla zeby w okrutnym usmiechu. — Co jest w pozywkach, Wendy? Pomysl.
— Och.
— No wlasnie. A teraz przynies mi kawalek drutu i troche tasmy, kochanienka.
— Drut i tasme — mruczala Wendy, przekladajac MP-5 z reki do reki. — Skad ja jej, do cholery, wezme drut i tasme?
Jedno i drugie powinna znalezc w sekcji serwisowej, ale wedlug mapy najblizsza znajdowala sie dalej niz windy, a do tego w sektorze, ktory Posleeni musieli juz zajac. Nagle przypomniala sobie, co jej kiedys powiedzial zawodowy strazak. Usmiechnela sie i spojrzala na mape. Ktorymi drzwiami wchodzilby dupek z administracji? Albo tymi, ktorymi oni weszli, albo przeciwnymi. A wiec gdzie mozna najlepiej schowac sie przed nim?
Zeszla z galeryjki i zaczela przeszukiwac hale, az znalazla to, czego szukala. Przy poludniowej scianie, w miejscu najbardziej oddalonym od drzwi, ktorymi weszli, za ostatnim zbiornikiem, zobaczyla krzeslo.
I skrzynke z narzedziami.
I stos zatluszczonych szmat, i zwoj drutu. I puszke szarej farby w sprayu, do polowy pelna.
I kalendarz z golymi dziewczynami.
— Ten przynajmniej mial odrobine gustu — powiedziala kwasno. — Chociaz ta laska nie ma pojecia o trzymaniu karabinu. I jestem pewna, ze ma farbowane wlosy! Jesli to jest naturalny blond, to ja jestem Pamela Anderson.
Otworzyla skrzynke i wziela z lezacej na wierzchu torebki landrynke, a potem w dolnej przegrodce znalazla tasme.
— Dobrze, mamy wszystko, co potrzeba — mruknela, obracajac landrynke jezykiem. Wlozyla do skrzynki drut, zamknela ja i wziela puszke farby. — Teraz musze tylko wniesc to wszystko po drabinie.
— Co tak dlugo? — spytala Elgars.
— Jejku, przepraszam, pani kapitan — warknela Wendy. — Wlasnie znalazlam skrzynke z narzedziami, ktora moze ci sie przydac, i pozostale pierdoly, ktore kazalas mi przyniesc. Masz racje, moglam szybciej targac to ciezkie kurestwo po drabinie! Do tego troche kiepsko tu sie oddycha!
Powietrze, juz wczesniej pelne amoniaku, teraz wprost niemozliwie smierdzialo; szczypalo w oczy i w nozdrza.
Elgars rzucila jej maske tlenowa, sama zalozyla druga.
— Przepraszam, ale naprawde potrzebne mi sa tylko drut, tasma i farba — powiedziala glosem stlumionym przez maske. — Mimo to dzieki za reszte. Co sie stalo z twoja koszula?
Koszula Wendy wygladala nie najlepiej, miala wyrwane trzy guziki.
— Zaczepilam o te pieprzona drabine — warknela Wendy, patrzac na swoje ubranie. — Myslalam, czy nie skleic tego tasma, ale to by bylo za bardzo wiesniackie.
— Lepiej, zeby nie uslyszal tego Papa O’Neal — parsknela smiechem Elgars.
— Znow normalnie mowisz — zauwazyla Wendy, otwierajac skrzynke i rzucajac jej cukierka. — Wystraszylas mnie.
Dopasowala dokladnie maske, ale mimo to wciaz czula slaby zapach amoniaku.
— A jak mowilam? — spytala kapitan. Obrala z izolacji glowny kabel zasilajacy jeden ze zbiornikow i przeciagnela go pod kladka do drugiego. Potem wziela puszke z farba i przykleila do niej tasma trzyfazowy przewod.
— Jakby… z brytyjskim akcentem. Wiesz, „kochanienka” i tak dalej.
— Przypominam sobie — przyznala Elgars. — To wszystko po prostu nagle do mnie przychodzi. Lekarze chyba mieli racje. Kraby wszczepily mi nie tylko umiejetnosci, ale takze „wspomnienia”. Jesli siegam po ktorys z moich talentow, zwiazana z nim osobowosc tez wyplywa na wierzch. Kiedy przez chwile korzystam z tej umiejetnosci, przyzwyczajam sie do niej i osobowosc znika. Czasami przypominaja mi sie nawet prawdziwe rzeczy. Czasem przez chwile nawet jestem kims innym. Mozliwe, ze dali mi moje umiejetnosci wraz z jedna osobowoscia, i to ona przez jakis czas jest na wierzchu.
— A wiec kim naprawde jestes? — spytala Wendy.
— Nie wiem — odparla cicho Elgars. — Ale na razie niech bedzie tak, jak jest. To lepsze niz dac sie pozrec Posleenom.
Wendy kiwnela glowa, a potem szeroko sie usmiechnela.
— A wiec jestes medium dla ducha brytyjskiego sapera-wariata? Znasz jakies dobre pijackie przyspiewki? Brytyjczycy zazwyczaj znaja i eh duzo…
Elgars zasmiala sie i wrocila do glownej tablicy rozdzielczej.
— Dobrze, ze chociaz ty widzisz w tym cos smiesznego.
— To tylko kwestia tego, zeby dostrzegac jasna strone kazdej popieprzonej sytuacji. — Wendy stlumia smiech. — Na poczatku nie wiedzialam, jak to robic, zupelnie nie umialam zrozumiec, jak Tommy moze sie czuc tak… swobodnie we Fredericksburgu. Przeciez mielismy zostac wysadzeni w powietrze albo zabici i zjedzeni. To dlatego, ze cala reszta przez lata chowala przed Posleenami glowe w piasek. A on calymi latami zastanawial sie, jak to bedzie z nimi walczyc, jak to bedzie zostac przez nich pokonanym. I kiedy juz co do czego przyszlo, on po prostu robil to, co trzeba, a ja biegalam w kolko jak kurczak bez glowy, zamartwialam sie, plakalam i nie bylo ze mnie zadnego pozytku.
— Ciezko mi w to uwierzyc — powiedziala Elgars, Odciela zasilanie zbiornika, do ktorego pociagnela kable, a potem ostroznie wskoczyla na ramie wirnika i machnieciem reki wskazala kable.
— Podaj mi je, dobrze?
— Jasne — odparla Wendy, wyciagajac w jej strone pek przewodow. — Tak naprawde roznica polega teraz na rym, ze wiekszosc z nas zastanawiala sie przez lata, co tu moze sie stac. Och, oczywiscie byli tacy, ktorzy uwazali, ze Posleeni nigdy nie nadejda, tak samo jak tacy, ktorzy zamierzali wtedy spic sie tak, zeby niczego nie zauwazyc. Ale wiekszosc z nas zdawala sobie sprawe z powagi sytuacji i zastanawiala sie, co wtedy zrobic. Plany ograniczaly sie do „udac sie do najblizszego punktu obrony i utrzymac go do nadejscia posilkow”, ale to bylo myslenie zyczeniowe. Posleeni za godzine czy dwie zniszcza wszystkie punkty oporu. Nie ma mowy, zeby wojsko zdazylo sie tu przebic, zanim wszyscy trafimy na talerze.
— Taki mialas plan od samego poczatku? — Elgars ostroznie przechylila sie przez krawedz zbiornika i wcisnela kable wraz z puszka farby w amoniakowa breje.
— Nie — odparla Wendy z westchnieniem, ledwie slyszalnym przez warkot pozostalych silnikow. Masa na dnie zbiornika skladala sie glownie z bezwodnego amoniaku i byla gestsza niz surowe ciasto. Silniki byly przeznaczone do mieszania cieczy, i chociaz wyposazono je w trzydziestoprocentowy nadmiar mocy, szybko zblizaly sie do momentu, w ktorym mogly strzelic bezpieczniki. — Zamierzalam dostac sie do zalog awaryjnych. Bylyby w pierwszej linii i odpieraly Posleenow najdluzej, jak sie da. Ale ten plan zakladal, ze dostaniemy jakies ostrzezenie. Nie wiem, dlaczego tak sie nie stalo.