Pruitt patrzyl na wschodzace slonce. Jeszcze nigdy w zyciu nie byl tak zmeczony. Niezaleznie od tego, co mowila mu chemia.
— Czuje sie tak, jakbym nie spal od tygodnia — mruknal. — A przynajmniej tak, ze moglbym przez tydzien spac.
Nie byl tak naprawde zmeczony — provigil o to zadbal — a odrobina metamfetaminy pomagala mu zachowac czujnosc. Ale to byl dzien pelen wrazen i stresu, i nic nie wskazywalo na to, ze w najblizszym czasie ma sie to zmienic.
Droga przez gory byla nie konczacym sie koszmarem, i mozna bylo jedynie mocno sie trzymac i miec nadzieje, ze wszystko bedzie dobrze.
Dzialo SheVa nie zostalo zaprojektowane do wspinania sie. po gorach, i dwa razy zdawalo sie, ze juz za chwile sturlaja sie w dol po zboczu. Raz to bylo kawalek na zachod od Chestnut Gap, kiedy musieli podjechac pod trzymetrowy stopien, juz i tak stojac na stromiznie, a drugi raz, kiedy stok okazal sie odrobine bardziej stromy niz wynikalo z mapy. Bardzo czesto SheVa zachowywala sie tak, jakby stawala deba, i swiadomosc, ze czlowiek ma nad soba wielotonowe dzialo i dwa pietra stali, sciagajace cie w tyl, wyjatkowo szarpala nerwy. Jeszcze gorzej bylo, kiedy musieli pokonywac okrakiem jakas rozpadline. Podwozie jeczalo i skrzypialo, jakby w kazdej chwili mialo sie rozpasc.
Dla Reevesa bylo to jeszcze gorsze. Przestronny i przewiewny przedzial zalogi chwilami robil sie duszny od potu kierowcy. Za kazdym jednak razem, kiedy major Mitchell kazal mu podjechac pod gore, Reeves tylko kiwal glowa i wciskal gaz do dechy. Trzeba bylo wyjatkowej odwagi, by tak bezgranicznie wierzyc olbrzymiej maszynie, ze zdobedzie wzgorze i nie zamieni sie w toczacy sie w dol gigantyczny glaz.
Podroz musiala byc tak samo ciezka dla Bachorow. Czolg abrams mial w specyfikacjach zagwarantowana zdolnosc wjezdzania na zbocze nachylone pod katem szescdziesieciu stopni — to niesamowite, co umieszczenie szescdziesieciu ton metalu blisko ziemi robi ze srodkiem ciezkosci — ale to wcale nie znaczylo, ze ktokolwiek oprocz zupelnych idiotow lubil to robic. Czesto jedyna w miare przejezdna droge stanowil dla abramsow slady gasienic gramolacej sie pod gore SheVy, jednak dowodca Bachorow przeprowadzala swoje wozy przez takie miejsca bez widocznego niepokoju.
Dla Pruitta byloby lepiej, gdyby wylaczyl swoje ekrany i poszedl spac, ale nikt nie wiedzial, kiedy moga nadleciec Posleeni. A poza tym teraz, kiedy zaladowali zapas amunicji, byl gotow skopac Posleenom tylki.
Nie wiadomo jednak bylo, gdzie oni sa. Major Mitchell i dowodca Stormow wspolnymi silami namierzyli przez radio jeszcze kilka ocalalych jednostek. Okazalo sie, ze kucyki zajely zbocze Rocky Face i Oak Grove, odcinajac w ten sposob duza czesc niedobitkow korpusu. Ale saperzy wysadzili mosty w Oak Grove i Tennessee, zanim kucyki do nich dotarly. W obu miejscach Posleeni odbudowywali je, pracowicie przerzucajac wojska na drugi brzeg ladownikami.
Nikomu nie podobala sie wiadomosc, ze Posleeni maja wojska inzynieryjne. Oznaczalo to miedzy innymi, ze Tennessee byla dla nich do przejscia w calym dolnym biegu. Zbudowanie mostu zabieralo im jednak kilka godzin i w ten sposob opoznialo cale natarcie. Major Mitchell zamierzal dojechac do Betty Creek, a potem przez gore. Bushy Fork do Greens Creek. Pozniej moga byc zmuszeni pojechac dolina Savannah Creek. Musieli wyprzedzic Posleenow, a przemykanie sie gorskimi przeleczami na pewno by im na to nie pozwolilo.
Mieli raporty, z ktorych wynikalo, ze mieszana kompania zandarmerii i piechoty trzyma most na rzece Tuckasegee. Dla SheVy nie byla to istotna informacja — zaden most na swiecie nie wytrzymalby wagi Bun-Buna — ale Stormy bez mostu nie przekroczylyby rzeki. Gdyby udalo im sie do niego dotrzec przed Posleenami, byloby stosunkowo dobrze. W przeciwnym razie zrobiloby sie grzasko.
Poza tym pozostawala kwestia zniszczenia mostu. Zandarmi twierdzili, ze nie maja saperow. Oblozyli most materialami wybuchowymi, ale byl dosc solidny i nie bylo gwarancji, ze da sie go wysadzic. Oczywiscie gdyby doszlo do najgorszego, Bun-Bun moglby zajac sie takze tym drobnym szczegolem.
Niedaleko mostu na Tuckasegee, w Dillsboro, autostrada 23 odchodzila od glownej drogi w kierunku Asheville. Bylo to bardzo wazne skrzyzowanie, kawalek dalej bowiem, w Waynesville, znajdowalo sie nastepne Podmiescie, i gdyby Posleeni dotarli az tak daleko, mieliby do niego otwarta droge przez rowniny. W Balsam Gap droga przecinala Blue Ridge Parkway. Poniewaz byl to objazd wiekszej czesci Appalachian Line, dostanie sie na nia pozwoliloby obcym rozejsc sie w rozne strony. A kawalek na wschod od Waynesville dotarliby do miedzystanowej 40, co umozliwiloby im niczym nie skrepowane poruszanie sie po calym stanie.
Czesc dywizji z Asheville maszerowala w strone gor Balsam. Poniewaz Asheville odpieralo ciezkie ataki na dwoch frontach, nie moglo tam wyslac wiekszych sil. Major Mitchell postanowil wiec pojechac droga do Balsam, zeby spowolnic natarcie Posleenow SheVa i MetalStormami. Plan ten nie byl pozbawiony wad: glowna droga do Balsam nie nadawala sie dla SheVy, co oznaczalo jazde na przelaj. A teren wokol przeleczy Balsam byl jeszcze gorszy niz ten, przez ktory wlasnie przejezdzali.
Ale to byla odlegla przyszlosc. Na razie trzeba bylo przezyc zjazd w dol.
— Dobry Boze — powiedziala Indy, patrzac na wlasny ekran. — W swietle dziennym to jeszcze gorzej wyglada!
Droga w dol z Betty Gap biegla typowym appalachijskim zboczem, porosnietym gorskim wawrzynem i zrzucajacymi liscie drzewami; cienka warstwa ilu przykrywala lupek i gnejsowe skaly. Swiatlo poranka przynioslo ze soba. wiotkie pasemka mgly, od ktorych Gory Dymne zyskaly swa nazwe. W tym perlowym oswietleniu okolica nabrala niemal nierzeczywistego wygladu. Na dystansie poltora kilometra zbocze opadalo dwiescie metrow w dol. Czolgisci z przerazeniem odkryli, ze warstewka ilu luszczy sie i jadacy po niej siedemsettonowy czolg slizga sie.
— Sir? — spytal Reeves zmeczonym glosem.
— Powoli — odparl major. — Jesli zaczniemy sie zsuwac, po prostu… daj wsteczny.
— Tak jest, sir — powiedzial szeregowy, podkrecajac lagodnie obroty silnika na luzie. — Oczywiscie moglbym sprobowac dac gaz do dechy i zjechac bardzo szybko na dol.
— Nie zartuj, prosze — wtracila Indy. — Jestem zaskoczona, ze do tej pory nie poszla nam gasienica albo os. Nie chce nawet sobie wyobrazac, co by bylo, gdybysmy spadli na dno doliny z predkoscia stu piecdziesieciu na godzine.
— Po prostu… powoli, Reeves — powtorzyl major, sciskajac porecze swojego fotela i odchylajac sie w tyl.
— Bun-Bun rzucilby teraz cos dowcipnego — powiedzial Pruitt, odchylajac sie do tylu tak samo jak major. — Ale w tej chwili jestem za bardzo przerazony, zeby cokolwiek wymyslic.
— Wyobraz sobie, ze to zjazd na nartach — mruknal Reeves.
— Nie sadze, zeby ta bryla dobrze slalomowala.
— Kapitan Chan — powiedzial Mitchell, przelaczajac sie na czestotliwosc Stormow. — Sprobujemy zjechac po tym zboczu. Wzdluz grzbietu biegnie droga, ktora powinna wytrzymac ciezar waszych czolgow. Proponuja, zebyscie sprobowali najpierw tam, zamiast od razu leciec na leb, na szyje za nami.
— Zgoda — odparla Chan. — I… powodzenia.