stalo cos na ksztalt przykrytego szklem oltarza.
— Prosze umiescic pacjenta w komorze — rozlegl sie dzwieczny glos SI, a duszek zamigotal i zniknal. Pokrywa komory jakby rozplynela sie; nie odsunela sie ani nie zlozyla, jak zrobilby to pamietajacy plastik.
— Co sie z nia stanie? — spytala Wendy.
— SI, odpowiedz na to pytanie, prosze — powiedziala niecierpliwie Elgars. — I na wszystkie inne pytania tej osoby.
— Nanokomora naprawi pacjenta — odparla SI. — Do wyboru jest leczenie, leczenie i odmlodzenie albo pelny upgrade.
Wendy powoli polozyla Shari na oltarzu.
— Komputer, na czym polega pelny upgrade? — spytala.
— Pacjent zostanie obdarzony nanomatycznie wspomagana muskulatura i struktura kostna oraz mozliwoscia szybkiego leczenia — odparla beznamietnie SI. — A takze wszczepia mu umiejetnosci bojowe.
— O cholera — powiedziala Elgars. — Komputer, dlaczego ja mam dostep do tej placowki? Czy dlatego, ze jestem oficerem?
— Nie, pani kapitan. Dlatego, ze jest pani pacjentem w trakcie terapii.
— O Jezu Chryste — powiedziala Wendy. — Ile trwa leczenie?
— Uleczenie wykrytych uszkodzen potrwa okolo dziesieciu minut. Pelny upgrade okolo pietnastu.
— Sukinsyny, sukinsyny, sukinsyny — wymamrotala Wendy. — SUKINSYNY!
— To caly czas tu bylo — stwierdzila gorzko Elgars.
— Mogli w kazdej chwili wyleczyc Davida.
— Albo odmlodzic starcow.
— „Wymagaloby to miesiecy w kadziach regeneracyjnych” — zacytowala rozzalona Wendy. — Pytanie brzmi, czy Shari chce miec cudze wspomnienia.
— Od czasu doswiadczenia z kapitan Elgars system zostal ulepszony — odpowiedzial radosnie komputer. — Pamiec drugorzedna i skutki osobowosciowe zostaly znacznie ograniczone. Zreszta w przypadku kapitan Elgars wszczepienie pelnego rdzenia osobowosci bylo konieczne ze wzgledu na calkowita utrate pierwotnej funkcji.
— Powiedz to po ludzku — warknela Elgars.
— Annie Elgars nie istniala, byla martwa. Wskutek rozleglych uszkodzen mozgu nieodzowne okazalo sie skasowanie wszystkich jego funkcji z wyjatkiem tylomozgowia i zaladowanie od nowa rdzenia osobowosci pacjenta, ktory nie odniosl znaczacych obrazen natury neurologicznej.
— Niech to szlag — powiedziala cicho Elgars, siadajac na podlodze. — Kto to byl?
— Ta placowka nie dysponuje taka informacja — odparl komputer. — Czesc rdzeni osobowosci przywiezli na Ziemie Tchptch, inne zostaly zebrane na Ziemi.
— Komputer — rozkazala Wendy. — Pelny upgrade.
— To polecenie musi wydac kapitan Elgars.
— Zgadzam sie — szepnela Elgars. — Zrob to.
W tym momencie pokrywa zamknela sie i zrobila nieprzezroczysta, zaslaniajac ciezko ranna kobiete.
— Annie. — Wendy usiadla obok Elgars i objela ja ramieniem. — Nie przejmuj sie tak. Uratowali cie, i to jedyne, co sie liczy.
— Kim ja jestem? — odparla kapitan. — Skurwysyny, nawet nie powiedzieli moim lekarzom. Nic dziwnego, ze uwazali mnie za czubka. Ja jestem czubkiem.
— Oczywiscie, ze nie powiedzieli twoim lekarzom, bo musieliby im powiedziec o tej placowce. I wcale nie jestes czubkiem. Wszyscy mamy w sobie wielu roznych „ludzi”, Po prostu nie ujawniamy ich wszystkich na raz.
— Jasne, ale to tylko tak sie mowi — powiedziala Elgars. — Ja na prawde jestem wieloma ludzmi. Jak… Frankenstein albo dziewczyna-szmacianka.
— Ja widze to inaczej — sprzeciwila sie Wendy. — Wydajesz sie… ujawniac niektore osobowosci, a potem one znikaja, Mowisz juz prawie bez akcentu. To pewnie tlumaczy twoje problemy z wymowa; nie moglas zdecydowac sie, ktory akcent jest naprawde twoj. Ostatnio wydajesz sie… jakby pelniejsza. Mysle, ze w konca wszystko sie ulozy. Bedziesz… po prostu Annie Elgars, ale… — prychnela — „upgrade’owana”.
— Myslalam, ze jestem silna z natury — powiedziala kapitan, napinajac miesnie. — A tymczasem to wszystko nanity.
— I cwiczenia — poprawila ja Wendy. — Moim zdaniem masz jakby… lepszy start. Ale dalej musisz radzic sobie sama.
Spojrzala na grupe dzieci i pokrecila glowa.
— Wydostaniemy sie stad, dzieci. Wszyscy razem.
— Czy mama wyzdrowieje? — spytala przez lzy Kelly. Po dosc surowym potraktowaniu przez Elgars dzieci szly bez slowa skargi.
— Wedlug komputera powinna byc jak nowa — powiedziala Wendy, biorac ja na kolana i przytulajac. — Pewnie bedzie mlodziej wygladac.
— To potrafi cos takiego zrobic’? — spytala Shannon, poprawiajac nosidlo z Amber. Dziesieciolatka byla dzielna jak komandos, ale widac bylo, ze ma juz dosc.
— Wedlug komputera tak. — Elgars zdjela jej plecak i postawila nosidlo na podlodze. — Musimy poczekac i przekonac sie. A skoro o tym mowa, komputer, czy wiesz, ze napadli na nas Posleeni?
— Tak — odpowiedziala SI.
— Czy sa jacys w tej placowce?
— Nie, sa w sekcji hydroponicznej.
— Daj mi znac, jesli to sie zmieni, dobrze?
— Hej, komputer — spytala Wendy. — Gdzie sie podziali wszyscy technicy?
— Prosze uscislic.
Wendy rozejrzala sie dookola.
— Nie widzialam, zeby krecili sie tu jacys ludowy czy Kraby. A wiekszosc tego sprzetu jest ich wlasnoscia. No wiec gdzie oni sa?
— Glowne wejscie do tej placowki nie prowadzi przez Podmiescie — odparla SI, wyswietlajac hologram. — Znajduje sie na poludniowym zboczu gory Pendergrass.
— A wiec jest tylne wyjscie — warknela Wendy. — Jesli kiedykolwiek znajde tego, kto to zbudowal i zachowal w tajemnicy, wyrwe mu serce i pozre je na jego oczach.
— No, to lekka przesada — stwierdzila Elgars. — Nie byloby rozsadniej po prostu go zabic?
— Nie, nie chce, zeby ktos znow tak nas wyruchal. Boze, ale jestem wsciekla.
— Na co? — spytala Shart, siadajac.
Pokrywa zniknela tak bezglosnie, ze nikt tego nie zauwazyl. Nikt poza Billym, ktory siedzial ze zdziwionym wyrazem twarzy.
— Ma… mamo? — zaskrzeczal.
— Billy! — zawolala Shari. — Ty mowisz!
Chlopiec przelknal sline i odchrzaknal.
— Je… jestes mloda.
Shari wygladala tak, jak musiala wygladac w liceum. Wlosy miala troche dluzsze niz poprzednio, jakby w komorze czas plynal szybciej, i byla platynowa blondynka. Piersi miala duze, wysokie i jedrne, a wszelkie skazy i zmarszczki zniknely, jakby nigdy nie istnialy. Spojrzala w dol, na wciaz owijajace ja bandaze, i pokrecila glowa.
— Nawet plamy krwi zniknely — szepnela.
— Ale nie zaszyto ci dziury w koszuli — powiedziala Wendy, wkladajac palec w rozdarcie i dotykajac jej ciala. — Za to nie ma nawet blizny. Jak sie czujesz?
— Dobrze. — Shari ze zdumieniem patrzyla na swoje rece. — Dobrze. Lepiej niz od wielu lat. Czuje sie silna. Co sie stalo, do diabla?
— To najwyrazniej placowka, w ktorej mnie poskladali — powiedziala Elgars. — Pomyslalysmy, ze bedziesz wolala pelny upgrade. Obejmowal miedzy innymi odmlodzenie.
— O jej. — Shari z zachwytem przygladala sie swojej gladkiej skorze. — Mike bedzie… — Nagle przerwala i skrzywila sie. — Chyba juz nie.