bylo juz dosc.

Rozejrzal sie i zobaczyl, ze wokol gornej platformy SheVy biegnie wystajaca krawedz i zabezpieczajacy reling.

Usmiechnal sie i uruchomil dzwig.

— Zawsze latwiej poprosic o wybaczenie — mruknal.

* * *

— Pewnie zabraniaja tego jakies przepisy — mruknela Chan. — Wiem, ze moi przelozeni nie beda ze mnie zadowoleni.

— Coz, beda bardziej zadowoleni niz gdyby pani kierowcy nic przyszlo do glowy, zeby wjechac tu tylem — zauwazyl Mitchell. — A mowiac powaznie, nie chcialbym, zeby stracila pani wszystkie pojazdy, bo potrzebna nam jest sila ich ognia.

— No, kilka stracimy na pewno — powiedziala ponuro Chan i za raz potem rozchmurzyla sie. — Z drugiej strony to dobrze, ze je stracimy.

— Dobrze? — spytal Mitchell.

— Strzelanie z nich to prawdziwe pieklo — odparla kapitan. — Frajda zwiazana z odpaleniem wolframu jest calkowicie zagluszona przerazeniem, ze cale to dranstwo wywali w powietrze.

— No coz — powiedzial po chwili major Mitchell — Na pewno nie dam sie przeniesc do Bachorow.

— Kiedy zestrzeliliscie jeden z ladownikow, a my zakonczylismy nasz ostrzal, okazalo sie, ze wszystkie drzewa w okolicy leza — powiedziala spokojnie kapitan. — I nie zauwazylismy, kiedy to sie stalo.

— Niezle.

— Kiedy strzelalam z tego czegos po raz drugi, zmoczylam sie — ciagnela Chan.

— Nie za pierwszym razem?

— Nie, za pierwszym stracilam przytomnosc — wyznala.

— Niezle — powtorzyl major.

— Fleszetki nie sa jeszcze takie zle. Czlowiekowi tylko sie wydaje, ze jest w stalowej pinacie. Dopiero do pakietow przeciwladownikowych trzeba sie dluzej przyzwyczajac.

— A przyzwyczaila sie juz pani do nich?

— Jeszcze nie.

— A jak dlugo pani w tym siedzi?

— Dowodze tym oddzialem od trzech lat — odparla po prostu.

— Hmmm…

— Dwoch miesiecy, siedemnastu dni i… — zerknela na zegarek — dwudziestu godzin.

— Widze, ze naprawde pani tego nie znosi.

— Kiedy sie nad tym zastanowic, nie wiem, czemu na poczatku protestowalam — przyznala — Moglibyscie przejechac po nich jeszcze kilka razy?

* * *

— Panie majorze, mozemy probowac — powiedzial przez radio Pruitt. — Wszystkie Bachory maja zdjete wyrzutnie, a kadluby stoja na pozycjach.

— Dobrze. — Mitchell stal przy tylnym wlazie i rozmawial z Indy. — Pruitt, gdzie sa te wyrzutnie?

— Na gornym pokladzie — odparl dzialonowy. — Nie bylo zadne go innego wystarczajaco plaskiego miejsca, zeby je polozyc. Przymocowalem je lancuchami, wiec nie spadna.

— Aha — mruknal Mitchell, patrzac, jak Indy wznosi oczy do nieba i wykonuje bardzo nieprzyzwoity gest. — Panna Indy mowi, ze w zadnym przypadku ich nie zainstalujemy.

— Rozumiem, sir — odparl dzialonowy zupelnie powaznym tonem. — To bylo po prostu najbezpieczniejsze miejsce. Kazda z tych wyrzutni to powazna inwestycja.

— Tak samo jak dzialonowy SheVy — powiedzial major, przechodzac na przod gigantycznego czolgu. — I tak samo jak abrams, a ja za chwile z szesciu z nich zrobie drewniane kliny pod kola. Zapamietaj to sobie dobrze.

— Tak jest, sir.

— Jak idzie, majorze? — spytal Mitchell.

— Swietnie — odparl Ryan, wychodzac spomiedzy gasienic SheVy. — Rzeczywiscie moze sie udac. A jesli nie, zawsze mozemy wysadzic skale.

— Tak myslalem — powiedzial kwasno Mitchell. — Dobrze, wszyscy gotowi?

— Moi ludzie sa na wzgorzu. — Ryan pokazal grupke saperow.

— A moi odbijaja szampana — powiedziala Chan, wskazujac swoich czolgistow.

— W porzadku — oznajmil Mitchell. — Odsunmy sie i zobaczmy, co sie stanie.

Wspieli sie na zbocze, na wysokosc gornego pokladu SheVy. Mitchell zatrzymal sie, zeby zlapac oddech.

— Chryste, mysmy naprawde jezdzili po tych stromiznach?

— Aha — powiedziala Chan. — Doszlam do wniosku, ze jechalismy tylko dlatego, ze by to ciemno i nie docieralo do nas, jacy jestesmy glupi, nawet majac noktowizory trzeciej generacji.

— Prosze pomyslec o tym w ten sposob — Ryan wskazal zryte zbocze na zachodzie — ze zrobiliscie niezla trase narciarska!

Mitchell zasmial sie glosno i wlaczyl mikrofon.

— Dobra, Schmoo, powolutku.

* * *

Reeves ostroznie podniosl obroty silnikow do dziesieciu procent i wlaczyl transmisje. SheVa poczatkowo nie posiadala sprzegla, jednak dodano je pozniej, kiedy okazalo sie, ze ruszenie z wysokich obrotow moze byc jedynym wyjsciem z sytuacji.

* * *

SheVa zakolysala sie na „klinach” pod gasienicami, a nastepnie potoczyla w tyl. Rozlegl sie potezny szczek zgniatanego metalu szesciu kadlubow abramsow i glosny trzask pekajacego resoru.

Kapitan Chan jeknela i zlapala sie obiema dlonmi za helm.

— Wlasnie zaczelam sobie wyobrazac, jak bedzie wygladal raport o stratach. — Z tylu dobiegaly wiwaty zalog MetalStormow. — Moja kariera w wojsku jest skonczona.

Mitchell staral sie nie rozesmiac, kiedy odwrocil sie na bok i wlaczyl mikrofon.

— Dobra, Schmoo… — Przerwal i parsknal, zanim znow wlaczyl nadawanie. — Gazu!

* * *

— Na pewno, sir? — spyta! kierowca.

— Na pewno — odparl major. Reeves slyszal w tle slabe wiwaty. — Nasze zadanie wymaga uzycia wszelkich koniecznych srodkow, zeby wydostac SheVe. W tym przypadku oznacza to gaz do dechy, niezaleznie od spodziewanych strat.

— Tak jest, sir! — zawolal Reeves, podkrecajac moc do trzydziestu procent. — Jedziemy!

* * *

Gasienice SheVy zaczely trzec o tylne poklady abramsow i szarpac nimi przy wtorze jeku dartego metalu. Czolg skoczyl do przodu, wspial sie w gore po mniejszych pobratymcach, a potem znow ruszyl w dol, kiedy gasienice zaczely sie z nich zeslizgiwac.

Вы читаете Taniec z diablem
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату