— Wyglada na to, ze gasienice pana czolgu rzna moje — powiedziala ponuro Chan. — Wolalabym, zeby zalogi przestaly wiwatowac, to nie jest najlepsze swiadectwo mojego dowodzenia.
— Uwazam, ze to doskonale swiadectwo — powiedzial Mitchell, kiedy SheVa stoczyla sie w tyl, a potem znow ruszyla do przodu i w gora. — Bez szemrania do nich wsiadali.
Ostatnim zrywem SheVa wydostala sie z pulapki i przy wtorze chrzestu umeczonych czolgow wyjechala z wawozu na solidny grunt.
— Teraz, jesli nie bedziemy musieli znow sie wykopywac — powiedzial markotnie Mitchell — albo nie wpadniemy na nastepne latajace czolgi, wszystko powinno byc w porzadku.
— No, ja przynajmniej nie musze sie martwic, ze znow bede musiala wsiadac do tego czolgu — powiedziala Chan. Tylny poklad jej pojazdu byl zmiazdzony, a power pack lezal w kawalkach na ziemi. — Chyba dalej pojdziemy na piechote.
— Tylko jesli chcecie — powiedzial Mitchell. — Wasze wiezyczki leza na naszym gornym pokladzie, wiec mozecie w nich pojechac.
— To… interesujacy pomysl.
— Grozi wam maly zawrot glowy i choroba lokomocyjna — przyznal. — To raczej wysoko. Wy tez mozecie z nami jechac, majorze — ciagnal Mitchell, odwracajac sie do Ryana. — I zapewniam, ze potrafie zniszczyc most szybciej niz wy.
— Oczywiscie — powiedzial Ryan. — Ale czy umie pan to zrobic tak, zeby Posleeni pana nie zobaczyli?
36
Major Ryan wysiadl z SheVy, kiedy ta rozpoczela skomplikowany proces przekraczania rzeki Tuckasagee tak, by nikogo przy tym nie zabic.
Niedaleko Dills Gap napotkali tylne szeregi uciekinierow; wielu z nich uczepilo sie SheVy. Czolg mial cztery „punkty zaladunkowe” i wszystkie byly teraz obwieszone zolnierzami.
Na szczescie najwyrazniej wyprzedzili Posleenow, i co dziwne, miedzy uciekinierami i poscigiem zachowywal sie pewien dystans. Chodzily sluchy, ze jacys snajperzy spowalniaja natarcie obcych, ale dzialaja ze wzgorz i nie zamierzaja przekraczac rzeki w Dillsboro. Oznaczalo to, ze Ryan prawdopodobnie nie bedzie musial wysadzac mostu razem z ludzmi.
Do ostroznie manewrujacej SheVy zblizala sie grupa zolnierzy wielkosci mniej wiecej plutonu, dowodzona przez kapitana. Ryan wlaczyl komunikator, ktory pozyczyl mu Mitchell.
— Chyba mamy komitet powitalny, Mitchell.
— Widzialem ich dzieki kamerom — odparl dowodca SheVy. — Zaczekajmy, az sie dowiemy, czego chca.
— Kapitanie — powiedzial Ryan. — Major William Ryan, korpus saperow.
— Kapitan Paul Anderson — przedstawil sie oficer. — Dowodze przeprawa, sir, i obawiam sie, ze ludzie jadacy na SheVie beda musieli zejsc i dac sie zarejestrowac.
Nosil skrzyzowane choragiewki oficera sygnalowego, co wskazywalo, ze jest oficerem liniowym. W sytuacji takiej jak ta mogl rozkazywac nawet pulkownikowi, powiedzmy, korpusu medycznego. Saperzy jednak tez byli oficerami liniowymi.
— Dam wam tych, co wisza na zewnatrz — powiedzial major z zimnym usmiechem. — Ale swoich ludzi zabieram, zeby miec pewnosc, ze most jest przygotowany do wysadzenia.
— Oczywiscie, sir — usmiechnal sie z ulga kapitan. — Nie mialem zamiaru wydawac panu polecen, sir, ale kieruje ta przeprawa od osiemnastu godzin i probuje jakos przetransportowac na drugi brzeg grupy ludzi, a to nie jest latwe.
— Wiem cos o tym — odpowiedzial z usmiechem major. — Jak wlasciwie zamierza pan sklasyfikowac SheVe?
— Zamierzam potraktowac ja jak przyslowiowego czterystukilowego goryla, sir. Plutonowy Rice — kapitan przywolal stojacego nieopodal starszego plutonowego. — Przeprowadzcie ich przez most i jakos posegregujcie.
— Tak jest, sir — odparl plutonowy, machajac na swoj pluton.
— Na polnoc od miasta stoja ciezarowki z amunicja — powiedzial kapitan. — Rozrzucone na duzym obszarze. Mielismy tu takze dwie grupy z amunicja do SheVy i MetalStormow. Poslalem je droga do Sylva, bo nie mialem miejsca, zeby je postawic.
— To pewnie te, ktore wzywali major Mitchell i kapitan Chan — powiedzial Ryan, wlaczajac komunikator. — Mitch, dobre wiesci. Uzupelnienia czekaja kawalek dalej. Odbior.
— To dobrze — odparl dowodca Shey. — Kiedy ma sie osiem strzalow, czlowiek robi sie nerwowy, gdy zostaja mu tylko cztery. A teraz jak tam sie dostac, zeby nikogo nie zabic? Prowadza tam chyba tylko trzy trasy i na wszystkich sa ludzie.
— Jak SheVa moze sie tam dostac? — spytal Ryan.
— Bedzie ciezko, sir — przyznal Anderson — Grupujemy jednostki po obu stronach miasta. Pewnie trzeba bedzie przejechac przez sam srodek.
— Jesli to zrobimy, miasta juz nie bedzie — przypomnial Ryan. — Ani zadnych drog.
— Wiekszosc ruchu kierujemy na objazd droga 23 — powiedzial kapitan, wyciagajac mape. — Jesli SheVa przekroczy Tuckasegee na wschod od 23, a potem zakreci… no, do miasta, bedzie mogla pojechac droga 107. Zreszta i tak puszczamy tamtedy wszystkie czolgi, zeby nie ryly glownej drogi. Uzupelnienia czekaja na poludnie od Sylva, przy samej 107.
— Jasne — powiedzial Ryan, przekazujac wiadomosc Mitchellowi. — Czy moi chlopcy mogliby sie od razu wypakowac?
— Potwierdzam — odparl Mitchell. — Ale chcialbym zatrzymac Kitteket.
— Prosze bardzo — zgodzil sie skonsternowany Ryan.
— Zainstalowalem ja w fotelu dowodcy. To oznacza, ze wreszcie mam lacznosciowca.
— Nie ma problemu. Ide obejrzec most.
— Wroci pan na poklad, majorze?
— Watpia — odparl saper. — Mam co innego do roboty. Moge was wezwac, zeby zburzyc most, w zaleznosci od tego, ile bede mial materialow wybuchowych.
— No to do zobaczenia — powiedzial Mitchell, kiedy silniki SheVy ocknely sie z wyciem. — Niech pan zatrzyma komunikator; mam przeczucie, ze jeszcze sie spotkamy.
— Powodzenia.
— Dzieki, wam tez.
Ryan odwrocil sie z powrotem do kapitana, gdy SheVa powoli ruszyla na wschod.
— Spotkalismy sie w gorach, gdzie przeprowadzali tego potwora przez niewielka przelecz.
— To cos? — zdziwil sie kapitan, ruszajac razem z nim w strone mostu. — W jaki sposob?
— Nie najlepiej — usmiechnal sie Ryan. — Kiedy zjezdzali w dol, zakopali sie. Jednoczesnie zdjeli niemal z przylozenia dwa ladowtniki. To dluga historia.
— Wierze. Jak sie wydostali?
— Widzi pan to wszystko tam na samej gorze?
— Tak, to wyglada jak wiezyczki MetalStormow, ale nie slyszalem, zeby montowali je na SheVach.
— Nie sa zamontowane, tylko przypiete lancuchami — usmiechnal sie jeszcze szerzej Ryan. — Wyciagnelismy ich w ten sposob, ze pod gasienice podlozylismy podwozia Stormow.
— Jasna cholera — powiedzial Anderson. — To dopiero kosztowny ratunek! Zakladani, ze podwozia nie