przezyly?
— Nie, poszly w drobny mak — odparl Ryan, zatrzymujac sie i spogladajac z mostu na plynaca w dole rzeke. Nagle poczul intensywne deja vu, ale nie potrafil przypomniec sobie, skad.
— Jak pan trafil w to szambo? — spytal, wskazujac na most, kiedy dotarli juz na druga strone. — Bez urazy, ale tylna straz na moscie to ten sam kaliber, co czyszczenie iniektorow antymaterii.
— Och, zgadzam sie, to szambo — powiedzial kapitan. — Odpowiedz brzmi: general Keeton.
— Dowodztwo Wschod? Jak to sie stalo, do cholery?
— Kladlem kable lacznosciowe, kiedy przyszla wiadomosc, ze Posleeni zdobyli Gap — odparl kapitan. — Spojrzalem na mape i wyliczylem, gdzie utknie wieksza czesc korpusu. Przyjechalem tu, zeby… nie wiem, jakos pomoc, skoro kwatery glownej, do ktorej mialem podciagnac kabel, juz nie bylo. Ale nikt tutaj nie dowodzil i juz zaczynaly sie problemy z organizacja. Pozbieralem wiec obecne tu jednostki i zaczalem je organizowac. Potem, kiedy musialem uniewaznic rozkazy jednego majora, uswiadomilem sobie, ze nie mam zadnych uprawnien. Kabel ciagnal sie do Wschodu. Zadzwonilem tam i skontaktowalem sie z przyjacielem w Operacjach Specjalnych. Najwyrazniej przerwal gorze jakies spotkanie, na ktorym probowali ustalic, co robic. Zaraz potem odezwal sie general Keeton, kazal mi robic to, co musze, i dal pelne uprawnienia.
— Uderzylo to panu do glowy? — spytal Ryan.
— Raczej bylo to jak wiadro zimnej wody — odparl kapitan. Wskazal grupe szeregowych i plutonowych, zebranych wokol masy polowych radionadajnikow. — Nagle dotarlo do mnie, ze jestem jak Horacy. Mam zorganizowac blisko dywizje ludzi, pojazdy i sprzet.
— Ha! — zasmial sie Ryan. — To samo mialem w Occoquan, tyle tylko, ze bez koordynowania.
Zatrzymal sie i rozejrzal. Miasto bylo zapuszczone — widac bylo, ze mocno odczulo spowodowane wojna zalamanie koniunktury — ale wciaz wygladalo dosc zabytkowo i… mozna by powiedziec „oryginalnie”. Wiekszosc domow zdawala sie pochodzic z poczatku dwudziestego albo konca dziewietnastego wieku. Wiele z nich wymagalo odmalowania, ale przed wojna musial to byc dobrze prosperujacy osrodek turystyczny. I wlasnie wtedy sobie przypomnial.
— Cholera — powiedzial, krecac glowa. — To wyglada zupelnie jak Occoquan.
I rzeczywiscie tak bylo. Miasto bardzo przypominalo miejsce jego pierwszej bitwy. Stalo przy jednej z glownych autostrad, nad rzeka, i robilo dokladnie takie samo wrazenie. Moglby zalozyc sie o miesieczny zold, ze przed wojna bylo pelne sklepow z antykami i malych kawiarenek.
Teraz jednak wygladalo tak, jakby zostalo opuszczone jeszcze przed przybyciem uciekajacych oddzialow korpusu. Ryan mial nadzieje, ze bedzie zupelnie puste, zanim przejedzie przez nie SheVa.
— Co do Bun-Buna… — zaczal major.
— Wyslalem jeden pluton, zeby dopilnowal ewakuacji miasta — powiedzial kapitan. — Przekaza wiadomosc dalej, do Sylva.
— Wie pan, kto to jest Bun-Bun? — zapytal Ryan ze zdziwieniem.
— No, Bun-Bun to krolik o sklonnosciach samobojczych, z nozem sprezynowym i paskudnym usposobieniem — odparl kapitan z usmiechem. — Ale zalozylem, ze chodzi panu o SheVe z wielkim Bun-Bunem wymalowanym na korpusie.
— Jest pan jego fanem — powiedzial Ryan, i to wcale nie bylo pytanie.
— I to wielkim — usmiechnal sie. oficer sygnalowy. — Ale pierwszy zwiadowca, ktory zglosil kontakt wzrokowy, zdziwil sie jak cholera.
— Kontakt wzrokowy? — zapytal saper. Popatrzyl na otaczajace doline wzniesienia. — Oczywiscie, rozeslal pan zwiadowcow.
— Jest tu miejscowa milicja — odparl kapitan. — Byli przy moscie jeszcze przede mna. Poslalem ich, zeby mieli oko na okolice. Teraz rozstawili sie ze swoimi czterokolowcami po calych wzgorzach.
— A wiec zadbal pan juz o ewakuacje miasta — powiedzial Ryan, krecac glowa. — Pogratulowac sprawnosci.
— Dziekuje — usmiechnal sie kapitan. — Moze wygladam jak Torg, ale tak naprawde jestem jak Zoe.
— A wiec co z mostem, Zoe?
— Bylbym wdzieczny, gdyby pan sie tym zajal, sir. Powierzylem to zadanie sierzantowi, ktory ma doswiadczenie z materialami wybuchowymi, ale przyznal, ze nigdy nie wysadzal niczego tak wielkiego. A Wschod bardzo stanowczo domaga sie zniszczenia mostu. No, musze wracac do swoich zajec.
— Jasne, kapitanie, powodzenia.
Ryan sprawdzil, czy ci, ktorych w myslach nazywal „banda osmiu” — na razie nie wiedzial nawet, jak wiekszosc z nich sie nazywa — zeszli z SheVy. Zolnierze zatrzymali sie przy wartownikach na moscie. Major byl pewien, ze niedlugo pojda spac — odpoczynek na stalowej kolyszacej sie podlodze wielkiego czolgu nie byl specjalnie udany. Upewniwszy sie, ze nic im nie jest i ze wie, gdzie sa, na wypadek, gdyby ich potrzebowal, ruszyl w strone mostu, aby obejrzec podlozone ladunki.
Most byl solidna konstrukcja z betonu i stali, wznoszaca sie nad rzeka na czterech przeslach, okolo trzydziestu metrow nad powierzchnia wody. Rzeka byla gleboka i rwaca, wiec po zniszczeniu mostu bedzie nic do przebycia dla Posieenow. A zbudowanie nowej przeprawy bedzie dla Indowy trudne i tempo posuwania sie obcych znacznie zmaleje. Zakladajac, ze most faktycznie runie.
Materialy wybuchowe — jak czesto pokazywano na filmach — podlozono w miejscach polaczenia przesel z mostem. Bylo ich jednak za malo, by mogly cos zdzialac. Laczenia byly dosc mocne i elastyczne.
Same przesla byly okraglymi betonowymi X-ami, mierzacymi niecale poltora metra srednicy w miejscach laczenia. Gdyby podlozone na gorze ladunki owinac dookola przesel, most runalby natychmiast. Przelozenie materialow musialoby troche potrwac, a czasu bylo niewiele.
Gdyby jednak doszlo do najgorszego, zawsze mozna poprosic Bun-Buna o pomoc.
— Dobra, Schmoo — powiedzial major Mitchell. — Ci mili ludzie, ktorzy zarzadzaja tym mostem, oczyscili miasto. Masz przejechac przez rzeke na wschod od mostu, a potem skrecic do miasta i znow skrecic na droge 107. Gdzies tam czekaja nasze uzupelnienia.
— Zrozumiano, sir — odparl szeregowy. — Zegnaj, Dillsboro.
Kierowca docisnal gaz i ostroznie wjechal przodem pojazdu do rzeki. Rzeka, majaca w tym miejscu okolo dwoch metrow glebokosci i nurt o predkosci dziesieciu wezlow, dla wiekszosci czolgow bylaby nie do przebycia. Ale kiedy tylne gasienice SheVy ledwie dotknely powierzchni wody, przednie byly juz na drugim brzegu.
A tam wznosil sie stromy wal. Normalnie sprawialby wrazenie powaznej przeszkody, ale po przebyciu Betty Gap nie byl wart nawet wzmianki. Bun-Bun wjechal po prostu pod gore, miazdzac kilka domow, i zjechal z drugiej strony walu. Na szczescie slynna polityka „spalonej ziemi” miala zastosowanie tylko na nadbrzeznych rowninach, w przeciwnym bowiem wypadku kazdy dom bylby potencjalna mina przeciwczolgowa.
— Sir — powiedziala Kitteket. — Mam tu grupe, ktora twierdzi, ze jest nasza eskorta. Oczyscili Dillsboro, ale mowia, ze maja problemy z ewakuowaniem ludzi z Sylva.
37
Ryan wyslal ekipe saperow, wzmocniona wlasnymi ludzmi, do przekladania ladunkow, a potem wrocil na piechota do stanowiska dowodzenia kapitana Andersona. Kiedy tam dotarl, od razu zorientowal sie, ze cos jest nie tak; kapitan mial zaciety wyraz twarzy, a grupa radiooperatorow milczala, zamiast nadawac i rozmawiac, tak jak to robili, kiedy major byl tu po raz pierwszy.
— Co sie stalo? — spytal.
— Posleeni znow przemiescili sie w powietrzu — odparl Anderson, wpatrzony w zamysleniu w dal. — Silami C-Deka wlasnie zajeli Balsam Gap. Wyladowali na Blue Ridge Parkway i zaatakowali tamtejsza zaloge. Zalogi juz