plan i wiesz, ze… nic z tego nie bedzie, wiec sie dostosowujesz. Ten, kto najlepiej, najszybciej potrafi sie dostosowac, zazwyczaj wygrywa.
— A my jestesmy w tym bardzo szybcy — dodala zduszonym glosem Slight. — „My' to weterani zgromadzeni w tej sali. Dlatego tu jestesmy.
Stewart podniosl kufel.
— Za tych, co mysla najszybciej. Obyto zawsze byli ludzie!
20
— Cally — powiedzial Mueller, rozpierajac sie wygodnie za stolem i szeroko usmiechajac — ktoregos dnia zostaniesz swietna zona.
— Ja wcale nie lubie gotowac. — Cally wzruszyla ramionami. — No, przynajmniej nie za bardzo. Ale jesli chce sie tutaj jesc, trzeba wszystko przygotowac sobie samemu.
Obiad byl wielkim sukcesem. Papa O’Neal wycial ze swini okolo pieciu kilogramow wilgotnego, aromatycznego miesa, sadzac, ze to wystarczy, reszta zas zamierzal zamrozic na pozniej. Jak sie okazalo, musial dwa razy wracac po dokladki. Oprocz gotowanych kolb kukurydzy i kukurydzianego chleba Cally przygotowala tez zytni chleb, zapiekanke z zielonej fasoli i mlode ziemniaki. Na deser byl placek z orzechami pekan.
Dzieci, najedzone po uszy, odeslano w koncu do lozek, przy stole zas zostali tylko dorosli. Cally najwyrazniej takze nalezala do tej grupy. Wszyscy siedzieli i skubali resztki jedzenia, a w tle grala muzyka z plyty.
— Wiem, o co ci chodzi — zasmiala sie Shari. — W Podmiesciach sa stolowki, ale daja tam okropne jedzenie. Sa takie dni, ze zabilabym, zeby tylko moc zadzwonic po pizze.
— Chyba je pamietam — powiedziala Cally, wzruszajac ramionami. — Ostami raz jadlam cos z fast foodu niedlugo przed atakiem na Fredericksburg. Pojechalismy na wakacje do Keys i w Miami byl jeszcze otwarty McDonald’s. Czasami pieczemy sobie pizze, ale robimy ja z czego sie da.
— Dzieci nawet nie pamietaja fast foodow — powiedziala Wendy, odkrawajac kawalek miesa z przyniesionego przez Pape O’Neala uda swini. — No, Billy i Shannon troche pamietaja. Ale lepiej pamietaja plac zabaw i dodawane do zestawow zabawki.
— Wszystko tak szybko sie skonczylo — powiedziala cicho Shari.
— To fakt — przytaknal Mosovich. — Na wojnie zawsze tak jest. Zapytajcie Niemcow w pewnym wieku o to, jak wszystko sie zmienilo podczas wojny, albo poczytajcie wspomnienia poludniowcow z wojny secesyjnej.
— W Podmiesciach jest duzo takich ludzi — powiedziala Wendy. — Ludzi, ktorzy sie poddali. Siedza calymi dniami i nic nie robia albo opowiadaja, jak to bedzie, kiedy wroca dobre czasy.
— Nie bedzie juz tak jak dawniej — powiedzial Mosovich. — To na pewno. Za duzo jest zniszczen. Nawet „miasta-fortece' wlasciwie zostaly zmiecione. Miasto to cos wiecej niz iles tam budynkow. Richmond, Newport, Nowy Jork, San Francisco to w tej chwili tylko puste skorupy. Zeby znow zrobic z nich miasta… Nie wiem, czy do tego dojdzie.
— Podziemne miasta to teraz nic specjalnego — zauwazyl Mueller. — Bylismy kilka miesiecy temu w Louisville, w dowodztwie frontu wschodniego. Wiekszosc ludzi starala sie dostac do Podmiesc. Podmiescia przynajmniej przystosowano do poruszania sie po nich pieszo. Przy braku paliwa zycie w miescie stalo sie bardzo trudne. Zwykle wyjscie do sklepu to z reguly dluzsza wyprawa.
— Zwlaszcza, kiedy pogoda jest tak podla jak byla ostatnio — powiedziala Shari.
— Jaka pogoda? — spytal Papa O’Neal.
— Tam, na dole, dostajemy raporty. Przez cala zime padaly rekordy mrozu. Juz mowi sie o nowej epoce lodowcowej przez te cala bron atomowa.
— Hehehe — zasmial sie O’Neal. — Nic mi o tym nie wiadomo. Gdyby zblizala sie epoka lodowcowa, farmerzy pierwsi by o tym wiedzieli. Kanadyjskie zbiory byly do dupy, to fakt, najprawdopodobniej przez chinskie atomowki, ale nawet one wrocily do normy.
— Do Chinczykow tez trudno miec pretensje — powiedzial Mueller. — Moze tylko za to, ze mysleli, iz uda im sie pokonac Posleenow na rowninach. Kiedy stracili juz wiekszosc armii, zasypanie Jangcy zuzlem bylo jedynym sposobem, zeby zatrzymac Posleenow.
— Jasne — prychnal Papa O’Neal. — Ostatecznie zasypali chinskich maruderow, przez co Posleeni zatrzymali sie tylko najedzenie. A to ich wcale nie spowolnilo, w miesiac doszli do Tybetu. Cholera, skoro mamy tyle antymaterii i atomowek, lepiej, zebysmy sami nie znalezli sie w takiej sytuacji; zeszklilibysmy cale wschodnie Stany, a pozytku byloby z tego pewnie tyle samo. Wracajac do pogody, jestesmy w dlugotrwalym agresywnym cyklu pogodowym, ktory wywolal cieply prad w Atlantyku. Przewidziano to juz przed inwazja. Poza tym pogoda jest w porzadku. W tym roku byla nawet swietna. Deszcze w sama pore. Mogloby jeszcze troche popadac, ale pewnie wtedy wolalbym, zeby mniej padalo.
— Bez przerwy dochodza do nas z powierzchni straszne raporty pogodowe — powiedziala Wendy. — Rekordowy mroz, snieg w kwietniu i tego typu rzeczy.
— Coz, mieszkam tu od… No, od dawna — powiedzial O’Neal, zerkajac z ukosa na Shari. — Ten rok wcale nie byl gorszy niz inne. Tak, w kwietniu padal snieg. Ale to sie zdarza. To bylo siedemdziesiat dwa dni po atomowkach.
— Czy ten czlowiek rzeczywiscie powiedzial to, co uslyszalam? — spytala Elgars.
— Kto? — obejrzal sie Papa O’Neal.
— Ten na plycie — odparla, wskazujac w kierunku salonu. — Wlasnie powiedzial cos o rozsmarowywaniu pieczeni na piersi.
— No tak — usmiechnal sie Papa O’Neal. — To Warren Zevon.
— Warren kto? — spytala Wendy. Elgars coraz lepiej radzila sobie w towarzystwie. Wendy zastanawiala sie nawet, czy kapitan wlasnie umyslnie nie zmienila tematu. Jesli tak, to bardzo dobrze.
— Zevon — powiedzial Mosovich. — Balladzista najemnikow. Swietny facet. Raz go spotkalem. Ale przelotnie.
— Gdzie? — spytala Shari. — Nazwisko brzmi znajomo, ale nie moge przypomniec sobie piosenki i… — Wysluchala kilku wersow i zbladla. — Czy on wlasnie zaspiewal to, co mi sie wydawalo?
— Aha — skrzywil sie Papa O’Neal. — To
— No, nie wiem — zachichotala zlosliwie Cally. — Moze zaspiewaj jej kilka linijek
— To chyba nie bedzie konieczne — usmiechnela sie Shari. — Poza tym wierzcie albo nic, mam poczucie humoru.
— Tak? — spytala Cally z usmiechem. — To po co Posleen przeszedl przez ulice?
— Poddaje sie — powiedzial Mueller. — No, po co Posleen przeszedl przez ulice?
— Zeby dostac sie na druga strone.
— Do kitu — powiedzial Mosovich. — A czym rozni sie prawnik od Posleena?
— Nie wiem — odparla Shari… — Temu pierwszemu placa za pozarcie czlowieka zywcem?
— Nie, ale to tez niezle — stwierdzil Mosovich. — Jeden jest strasznym, nieludzkim ludozerczym potworem, a drugi obcym.
Cally rozgladala sie przez chwile, a potem usmiechnela sie bezczelnie.
Skad wiadomo, ze Posleeni sa biseksualistami? Bo biora do buzi zarowno mezczyzn, jak i kobiety!
— Nie wierze, ze to powiedzialas! — zachlysnal sie Papa O’Neal, a pozostali rozesmiali sie.
— Chryste, pozwalasz mi sluchac Black Sabbath i Ozzy’ego Osbourne’a, dziadku! — zawolala Cally. — A czepiasz sie glupiego dowcipu?