— Co jest nie tak z Black Sabbath? — zaprotestowal. — Dobry zespol. Swietne teksty.
— No, nie wiem — odparla z przekasem Cally. — Moze nazwa?
— Chrzescijanska!
— Katolicka, bardzo dziekuje. Po co Himmit przeszedl przez ulice?
— Nie wiem — odpowiedziala Elgars.
— Nie przeszedl, tylko siedzi na scianie za toba — rozesmiala sie Cally.
Elgars popatrzyla na nia spokojnie.
— To ma byc dowcip? Nie rozumiem. Co to jest Himmit?
— To jedna z ras Galaksjan — odparla Cally. — Przypominaja duze zaby. Potrafia wtapiac sie tak dobrze w tlo, ze robia sie niewidoczni.
— A znacie ten kawal — spytala Wendy — o Himmicie w barze? Podchodzi klient do pianisty i mowi: „Na scianie za toba wisi wielka niewidzialna zaba i pije piwo'. A pianista: „Zanuc kawalek, to podlapie'. Albo ten o bezczelnym Indowy? Kiedy z toba rozmawia, patrzy na twoje buty, zamiast na swoje.
— Okropny! — zawolala Cally.
— Straszny — zgodzila sie Shari. — Prawie tak samo kiepski jak ten: jaka jest najlepsza maskotka dla piechoty mobilnej? Homar, bo jest dobry w smaku, ale ma twarda skorupe.
— Moj tata do tego pasuje! — powiedziala Cally. — Jak sie nazywa Krab na cukrze? Flubber. Skacze i skacze…
— Jak sie wita dwoch glodnych Posleenow? — spytal Papa O’Neal, nie dajac za wygrana. — Oczywiscie sola i pieprzem.
— Dlaczego Posleeni zostawili honorowa bulawe w McDonaldzie? — spytala Cally. — Bo zobaczyli napis „6 miliardow obsluzonych'.
— Ledwie pamietasz McDonalda — powiedzial podejrzliwie Papa O’Neal. — Kto ci to opowiedzial?
— A, taki jeden. — W oczach Cally zamigotaly iskierki.
— O, cholera — mruknal Mueller. — Jak autobus pelen prawnikow przedostal sie przez posleenskie linie? Swoj pozna swego.
— Co za jeden? — dopytywal sie Papa O’Neal.
— Co powiedzieli Posleeni, kiedy zajeli Oswiecim? — powiedziala Cally, ignorujac jego pytanie. — „Wolimy sushi.”
— Co za jeden, Cally? — powtorzyl O’Neal.
— Zwykly zolnierz — odparla. — W Piggly Wiggly. Opowiedzial dowcip, ja tez, a potem wyszlam. To nic takiego…
— Jak sie nazywa Posleen na otwartej przestrzeni i wybuch bomby paliwowo-powietrznej? — Mueller rozpaczliwie probowal zmienic temat. — Big mac z frytkami.
— Co to znaczy „nic takiego'? — zapytal groznie Papa O’Neal. — Nie chce, zeby zaczeli spiewac
— Michaelu O’Neal, spojrz na mnie — westchnela Shari.
— Tak? — mruknal.
— Jak Posleeni nazywaja Carla Lewisa?
— Nie wiem. — O’Neal pokrecil glowa. — Nie dacie mi dokonczyc tego tematu, co?
— Nie. Fast food.
Prychnal.
— Dobrze.
— Co powiedzial Posleen na widok Etiopczyka?
— Nie wiem — usmiechnal sie O’Neal. — Co?
— „Znow
— Jak?
— Obiad. A jak Posleen mowi na budowlanca?
— Nie wiem.
— Obiad. A jak Posleen mowi na polityka? Konkurencja. A na prawnika? Klopoty. Wiecie, ze naukowcy opracowujacy bron chemiczna zaczeli ja testowac na prawnikach zamiast na Posleenach? Prawnicy szybciej sie mnozyli, a poza tym naukowcom zrobilo sie zal Posleenow. I ostami dowcip. Dlaczego przejscie przez Chiny zajelo Posleenom niecaly miesiac? Wiecie, jak to jest, zjesz chinszczyzne, a godzine pozniej…
— Jezu, jestes niemozliwa — zasmial sie O’Neal.
— Masz tu cos Vana Morrisona? — spytala Shari.
— Mam chyba jego skladanke, a czemu pytasz?
— Bo chce zatanczyc — odparla, biorac go za reke i wstajac. — Chodz.
— Mam dwie lewe nogi — zaprotestowal.
— Obejmij mnie i drepcz w kolko — powiedziala z blyskiem w oku. — To bardzo latwe.
— Zeby sie pani nie zdziwila — mruknal Mueller.
— A pan niech sie zamknie.
Kiedy muzyka w tle zmienila sie, Elgars nalala sobie odrobine lepszego bimbru, zamieszala go w kubku i spojrzala na Mosovicha.
— Mysle, ze teraz jest dobra pora.
— Dobra pora na co? — spytala Cally.
— Kiedy bylismy na spacerze, opowiedzialam Mosovichowi o moich snach — odparla Elgars. — Cos mu sie w nich bardzo nie podobalo.
— Tak. — Mosovich nalal sobie bimbru i usiadl wygodniej. — Nie spodobalo mi sie to, ze osoba, ktora miala to doswiadczenie, rzeczywiscie istniala, a teraz nie zyje. Widzialem, jak umierala.
— Gdzie? — spytala Cally.
— Na Barwhon — wtracil Mueller. — Bylismy obaj w druzynie zwiadowczej wyslanej tam, zanim jeszcze sily ekspedycyjne dotarly na miejsce. Bylismy swinkami morskimi, mielismy sprawdzic, jak niebezpieczni sa Posleeni.
— Ty nie pamietasz tamtych czasow — powiedzial Mosovich. — Ale… wtedy bylo duzo niedowierzania. „Inwazja obcych? Jasne, i co jeszcze?'. Zludzenia szybko sie rozwialy, kiedy na Barwhon dotarla delegacja wysokiego szczebla, ktora zostala pozarta, a nagranie tego zdarzenia wrocilo na Ziemie. Tak czy inaczej, robilismy na Barwhon zwiad, badalismy mozliwosci bojowe Posleenow, uksztaltowanie terenu i pola walki…
— Chyba za bardzo sie postaralismy — ciagnal dalej sierzant. — Dostalismy rozkaz pojmania i przywiezienia ze soba Posleena. Uznalem, ze latwiej bedzie nam porwac pisklaka niz doroslego, wiec zaatakowalismy oboz, w ktorym trzymano tez troche Krabow jako ruchoma spizarnie. Okazalo sie, ze Posleeni walcza lepiej niz sadzilismy. Teraz juz wiemy, ze maja systemy wykrywania snajperowi ze pojawiaja sie na pierwsze odglosy walki. Stracilismy wtedy kilka legendarnych postaci operacji specjalnych, w tym naszego snajpera, starszego sierzanta Sandre Ellsworthy. Opis pani snu dokladnie odpowiada okolicznosciom jej smierci.
— Ja to samo pomyslalem — powiedzial Mueller. — Zupelnie jakby opowiadala to Sandra, wlacznie z jej poludniowym akcentem.
— Ale wiecie co? — wtracila Wendy — Tego akcentu juz prawie nie slychac.
— Wlasnie to nas tak zdziwilo — powiedzial Mosovich.
— Myslicie, ze Kraby wlozyly mi do glowy wasza przyjaciolke? — spytala cicho Elgars. — Podobne nazwisko, obie snajperki? Tak myslicie?
— Nie — odparl Mosovich. — Ellsworthy byla… wyjatkowo dziwna. Pani jest o wiele…
— Bardziej zrownowazona — wszedl mu w slowo Mueller. — Niech mnie pani zle nie zrozumie. Podczas misji Ellsworthy byla swietna, ale bez munduru to byla dzikuska; pani jest dziesiec razy bardziej normalna.
— Bardzo dziekuje, sierzancie — odparla kwasno.
— Bez urazy, ma’am — zapewnil pospiesznie.
— A jak to wplynie na wasz raport dla pulkownika Cutprice’a?
— Opisze mu chyba cala te wariacka historie — odparl sierzant Mosovich. — Umie pani poruszac sie w lesie, wiemy, ze umie pani strzelac. Gdyby byla pani szeregowcem albo plutonowym, nie byloby w ogole sprawy. Ale w przypadku kapitana pulkownik sam bedzie musial zdecydowac. Moim zdaniem pani sie nadaje.
— Dzieki — powiedziala Elgars. — Musze to przemyslec. Zgadzam sie, ze nie wiem, co jeszcze moze