— Wciaz tu jestem, panie.

— Co sie dzieje?

Zasznurowal wargi i zmarszczyl lekko brwi. Taka postawa nie wrozyla niczego dobrego. Nie poddalem sie.

— Jestem w tarapatach? — zapytalem.

Troche bardziej zmarszczyl brwi, po czym spojrzal na mnie swoimi opanowanymi, spokojnymi oczami.

— Na to wyglada.

— Na to wyglada?

— W tamtej szufladzie znajduje sie trzydziestocentymetrowy kawalek grubego kabla. Bron wybrana przez panicza.

— I co w zwiazku z tym?

Obdarzyl mnie delikatnym, uprzejmym usmiechem.

— Klopot dla kogos.

— Och, daj spokoj, Dawid — powiedzialem. — Mam go od miesiecy. Zamierzalem podlaczyc dwie rzeczy, ktore stoja bardzo blisko siebie.

— Tak, tak. Paragon zostal wystawiony dwa dni temu. Wciaz znajduje sie w torebce.

Przygladalismy sie sobie przez chwile.

— Przykro mi, panie — powiedzial. — Czarna magia. Chodzmy.

Samochod okazal sie roverem, co wskazywalo, ze wizyta bedzie miala charakter oficjalny. Nikt bez wyraznej potrzeby nie jezdzi tymi idiotycznie snobistycznymi samochodami, ktorych wnetrza wypelnia masa drewnianych i skorzanych czesci marnie przyklejonych do kazdego laczenia i szczeliny. A taka potrzeba zachodzi jedynie w przypadku czlonkow rzadu Wielkiej Brytanii i zarzadu Rovera.

Nie chcialem przeszkadzac Solomonowi podczas jazdy, poniewaz jego zwiazki z samochodami sa dosyc nerwowe. Nie lubi nawet, jezeli wlacza sie radio. Kierowal ubrany w specjalne rekawiczki, specjalny kapelusz, specjalne okulary do jazdy, mial specjalny wyraz twarzy i obracal kierownice w taki sposob, w jaki wszyscy przestaja to robic najpozniej cztery sekundy po zdaniu egzaminu na prawo jazdy. Jednak kiedy toczylismy sie powoli wzdluz placu Horse Guards Parade, igrajac z predkoscia mniej wiecej czterdziestu kilometrow na godzine, postanowilem zaryzykowac.

— Zakladam, ze nie ma szans, abys powiedzial mi, co tez rzekomo zrobilem?

Solomon cmoknal z niezadowoleniem i jeszcze mocniej zacisnal dlonie na kierownicy, koncentrujac sie z wsciekloscia, gdyz probowalismy pokonac jakis wyjatkowo skomplikowany odcinek szerokiej i pustej jezdni. Dopiero kiedy sprawdzil predkosc, obroty silnika, poziom paliwa, cisnienie oleju, temperature, godzine i (dwukrotnie) swoje pasy, uznal, ze moze sobie pozwolic na odpowiedz.

— To, co powinienes byl zrobic, panie — powiedzial przez zacisniete zeby — to pozostac dobrym i szlachetnym czlowiekiem. Jakim zawsze byles.

Zatrzymalismy sie na dziedzincu na tylach Ministerstwa Obrony.

— A nie zachowalem sie wlasnie w ten sposob?

— Bingo. Parking. Umarlismy i poszlismy do nieba.

Mimo pokaznej tablicy informacyjnej, gloszacej, ze na terenie wszystkich obiektow Ministerstwa Obrony obowiazuje zolty alarm antyterrorystyczny, przeszlismy przez brame, ledwie zwracajac na siebie uwage straznikow.

Zauwazylem, ze angielscy straznicy zawsze tak postepuja, chyba ze ktos akurat pracuje w budynku, ktorego pilnuja, a wtedy sprawdzaja wszystko od plomb w zebach do mankietow w spodniach, aby upewnic sie, ze jest sie ta sama osoba, ktora pietnascie minut wczesniej wyszla kupic kanapke. Jezeli jednak widza kogos po raz pierwszy, przepuszczaja go od razu, poniewaz sprawienie mu jakiegokolwiek klopotu uwazaliby po prostu za zbyt krepujace.

Jezeli chcecie zapewnic sobie dobra ochrone, wynajmijcie Niemcow.

Przebylismy trzy klatki schodowe, przeszlismy tuzin korytarzy, wsiedlismy do dwoch wind. Solomon wpisal mnie po drodze na kilka list gosci, az wreszcie dotarlismy do ciemnozielonych drzwi z tabliczka C188. Solomon zapukal i uslyszelismy kobiecy glos wykrzykujacy „Chwileczke”, a zaraz potem „Juz mozna”.

W srodku, w odleglosci metra od wejscia znajdowala sie sciana. Pomiedzy sciana a drzwiami, w niesamowicie waskiej przestrzeni siedziala przy biurku dziewczyna w cytrynowej bluzce. Przed nia znajdowaly sie elektroniczna maszyna do pisania, kwiatek w doniczce, kubek z olowkami, pluszowa maskotka i wielki stos pomaranczowego papieru. Wydawalo sie nieprawdopodobne, ze ktokolwiek lub cokolwiek moze funkcjonowac w tak niewielkiej przestrzeni. To zupelnie tak, jakbyscie nagle odkryli, ze w jednym z waszych butow zyje rodzina wydr.

O ile kiedykolwiek spotkalo was cos takiego.

— Oczekuje was — powiedziala, nerwowo obejmujac rekami cale biurko na wypadek, gdybysmy cos przewrocili.

— Dziekuje pani — powiedzial Solomon, przeciskajac sie obok niej.

— Ma pani agorafobie? — zapytalem, podazajac za nim, i gdybym tylko mial wiecej miejsca, kopnalbym sie — w tylek, bo musiala slyszec ten tekst piecdziesiat razy dziennie.

Solomon zapukal w kolejne drzwi i weszlismy do srodka.

Kazdy metr kwadratowy, o ktory pomniejszono korytarz, wykorzystano na to biuro.

Mielismy tu wysoki sufit, z obu stron okien wisialy firanki z panstwowego przydzialu, pomiedzy oknami stalo biurko wielkosci kortu do squasha. Nad biurkiem pochylala sie w namysle lysiejaca glowa.

Solomon skierowal sie ku rozecie na srodku perskiego dywanu i stanal wyprostowany zaraz obok jej lewego ramienia.

— Panie ONeal — powiedzial. — Przyszedl Lang.

Czekalismy.

ONeal, jezeli naprawde tak sie nazywal, w co watpilem, wygladal jak mezczyzna, ktory przesiaduje za duzymi biurkami. Mowi sie, ze wlasciciele psow upodabniaja sie do swoich pupili, ale zawsze uwazalem, ze ta zasada sprawdza sie, moze nawet w wiekszym stopniu, w odniesieniu do wlascicieli biurek. Duza, plaska twarz, plaskie uszy i mnostwo miejsc, w ktorych mozna wygodnie trzymac spinacze. Nawet brak jakiegokolwiek zarostu korespondowal z blyszczaca politura biurka. Mezczyzna mial na sobie droga koszule i nie moglem nigdzie dostrzec marynarki.

— Wydawalo mi sie, ze bylismy umowieni na dziewiata trzydziesci — powiedzial ONeal, nie podnoszac wzroku i nie spogladajac na zegarek.

Mowil w sposob kompletnie nierealistyczny. Staral sie wydobyc z siebie arystokratyczne rozmarzenie, ale chybial celu o kilometr. Mial tak scisniety i piskliwy glos, ze w innych okolicznosciach moglbym wspolczuc panu ONealowi. Jezeli naprawde tak sie nazywal. W co watpilem.

— Niestety, trafilismy na korki — wyjasnil Solomon. — Przyjechalismy najszybciej jak tylko sie dalo.

Wlepil wzrok w okno, dajac niejako do zrozumienia, ze jego rola sie skonczyla. ONeal popatrzyl na niego, spojrzal na mnie, po czym wrocil do odgrywania przedstawienia pod tytulem „Czytanie waznych dokumentow”.

Skoro Solomon dostarczyl mnie bezpiecznie na miejsce i nie istniala mozliwosc, ze wpedze go w jakies tarapaty, uznalem, ze nadszedl czas, aby zaznaczyc swoja obecnosc.

— Dzien dobry, panie ONeal — powiedzialem idiotycznie glosno. Dzwiek odbil sie od odleglych scian. — Przykro mi, ze trafilismy na nieodpowiednia chwile. Rowniez dla mnie, pozwole sobie dodac. Moze byloby lepiej, gdyby moja sekretarka umowila to spotkanie z panska sekretarka? Moze nawet nasze sekretarki moglyby pojsc razem na lunch? To naprawde wprowadziloby jakis porzadek w swiecie.

ONeal zazgrzytal zebami, po czym obrzucil mnie spojrzeniem, ktore najwyrazniej uwazal za przenikliwe.

Kiedy zakonczyl to przesadzone przedstawienie, odlozyl papiery i oparl dlonie na krawedzi biurka. Potem ponownie je podniosl i zlozyl na kolanach. Nastepnie zdenerwowal sie, widzac, ze sledze wzrokiem ten dziwny

Вы читаете Sprzedawca broni
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×