dosc skomplikowane, gdyz bazuja na systemie Pieciu Przemian. Poszczegolne skladniki musza byc pokrojone w okreslony sposob i dodane do potrawy w ustalonej przez ekspertow tao kolejnosci.
Wrzucilem do wrzacej wody tymianek, majeranek i rozmaryn, inicjujac Przemiane Ognia. Zanim woda zagotowala sie ponownie, podsunalem Julii do pokrojenia grzyby mun. Teraz, gdy proces zostal rozpoczety, wystarczylo pilnowac, by jeden element przechodzil plynnie w drugi. Godzine pozniej dodalem do gotowej juz zupy kilka lyzek octu winnego, aby potrawe zdominowal element drewna. Szczerze mowiac, nie traktuje wytycznych kuchni taoistycznej jako prawd objawionych, ale taki przypominajacy rytual magiczny lub alchemiczny proces gotowania uspokaja mnie, a i potrawy sa smaczniejsze. Wiem, bo sprawdzilem to kilkakrotnie, dodajac te same skladniki w innej kolejnosci. Efekt byl co najwyzej przecietny.
Zanim zasiedlismy do stolu, jeszcze raz przemylem Julii skron plynem uzywanym do treningu „zelaznej dloni”. Tym razem nie protestowala, siniak byl o polowe mniejszy niz kilka godzin wczesniej.
Obserwowalem dziewczyne, gdy podnosila do ust pierwsza lyzke zupy. Gdy przelknela, jej twarz poczerwieniala, a czolo zrosilo sie potem. Zagryzajac wargi, by nie parsknac glosnym smiechem, podsunalem szklanke piwa.
- Jestes chociaz pelnoletnia? - spytalem. - Nie chcialbym, aby twoj ojciec mnie obil za demoralizacje…
Prychnela pogardliwie, ale nie odpowiedziala. Lykala lapczywie chlodny napoj.
- Powinienem cie uprzedzic, ze to zupa dla zaawansowanych smakoszy chinszczyzny - powiedzialem z udana skrucha.
- Jest smaczna - mruknela. - Tylko troche ostra.
- Przyzwyczaisz sie. Po kilku lykach bedzie lepiej. Zjadla pelen talerz i poprosila o dokladke. Dopila piwo, ale nie zaprotestowala, kiedy zamiast nastepnej butelki Tsingtao dostala wode mineralna. Potem troche poczytalismy. Zaproponowalem jej
- SEAL? - spytalem z niedowierzaniem w glosie. - Czy oni sa z SEAL?
De Becque przytaknal z nieco zaklopotanym wyrazem twarzy.
- To moja ochrona - przyznal.
- A pan jest…?
- Zajmuje sie walka z terroryzmem - odparl wymijajaco. - W Kanadzie. Jak spedziliscie czas?
- Byla grzeczna.
Lubie male dzieci, wyzwalaja u mnie opiekuncze uczucia, te wieksze niekoniecznie, ale Julia byla wyjatkowo sympatyczna panienka. Zaczerwienila sie. Jej ojciec otworzyl usta, zastygl w bezruchu niczym razony piorunem.
- Moja corka posiada tytul doktorski z zakresu slawistyki i jest znana dziennikarka - powiedzial po chwili. - Bardzo znana. Ma nawet swoj program w telewizji.
- Jakis program dla dzieci?
Przez grzecznosc nie pytalem o ten doktorat, niektore kraje maja dosc dziwne systemy nadawania stopni naukowych.
- Julia ma dwadziescia siedem lat…
Teraz ja zbaranialem.
- Dlaczego pozwolilas mi myslec, ze jestes nastolatka? - zwrocilem sie do dziewczyny, marszczac brwi. - Czemu nie protestowalas, kiedy cie zagonilem do roboty w kuchni?!
- No wlasnie, dlaczego? - powtorzyl de Becque.
Mial dziwna mine, tak jakby nadzieja mieszala sie w nim z obawa.
- Och, papa!
Julia rzucila mu sie w ramiona.
- Przeszla ciezkie chwile w Kanadzie - wyjasnil, glaszczac ja uspokajajaco. - Natretni wielbiciele i nie tylko…
- Ten siniak to…? - zawiesilem glos.
De Becaue przytaknal.
- Opisywala mafie… Mimo ze uprzedzalem, czym to sie moze skonczyc. Prawdopodobnie przylecieli za nia. Skontaktowalem sie z miejscowa policja, ale… - Wzruszyl ramionami. - Niestety, oficjalne procedury maja swoje ograniczenia - dodal, popatrujac na mnie wymownie.
Z trudem stlumilem usmiech. Pewnie, ze maja, de Becque wiedzial swietnie, ze jest pod nadzorem polskich sluzb. Jesli jego wizyta miala cos wspolnego z walka z terroryzmem, musial otrzymac dyskretna ochrone, tak jak i Julia. Dlatego calej sprawy nie mogli zalatwic chlopcy z SEAL. Nieoficjalnie.
- Gdyby sie dalo cos zrobic, popchnac sprawy naprzod…
Unioslem brwi - najwyrazniej ktos tu uwazal mnie za walczacego ze zlem rycerza. Co prawda niewiele rzeczy wkurzalo mnie tak, jak znecanie sie nad kobietami i dziecmi, to pamiatka po dziecinstwie spedzonym w towarzystwie Siwego, jednak nie sadzilem, aby Julii cokolwiek w tym momencie grozilo. Samo niebezpieczenstwo tez nie moglo byc wielkie, w Kanadzie byly tylko dwie naprawde silne mafie: rosyjska i chinska. Gdyby Julia weszla im w droge, nie skonczyloby sie na siniaku… Tak wiec zapewne chodzilo o prezna grupke lokalnych obszczymurkow, ktorzy nazwali sie mafia po obejrzeniu jakiegos sensacyjnego filmu.
- Wlasnie precyzujemy zakres polsko-kanadyjskiej wspolpracy dotyczacej spraw zwiazanych z