bohaterami bez skazy. Nawet ci, ktorzy naprawde troszczyli sie o swoj kraj i narod, zostali upaprani w bitewnym gownie. Jak to na wojnie.

- Do rzeczy! - zaproponowalem.

Rosjanin odetchnal gleboko i kontynuowal juz spokojniej.

- To, co ci zrobilem… Ten „tatuaz” wraz z wloknem prawdziwego sztandaru spowoduje, ze poczujesz, kiedy znajdziesz sie blisko. To dziala tez w druga strone: choragiew „rozpozna” ciebie. Jesli okazesz sie godny, zostaniesz jej wlascicielem czy raczej depozytariuszem, Chorazym. Wtedy bedziesz mogl udzielac blogoslawienstwa Michala Archaniola.

- Na czym ono polega? To blogoslawienstwo?

- Trudno opisac. To cos wiecej niz bitewna euforia, poczucie slusznosci, swiadomosc, ze walczysz za dobra sprawe. Czasem zolnierze obdarzeni blogoslawienstwem dokonuja wyczynow, ktorych nie mozna wyjasnic w racjonalny sposob. Zrobimy wszystko, aby odzyskac relikwie. Wszystko - powtorzyl.

- Dlaczego ja?!

- Anna cie zarekomendowala. Nieswiadomie. - Usmiechnal sie. - Opowiedziala mi o sledztwie, ktore prowadziles w sprawie jakiegos studenta. A my wlasnie kogos takiego potrzebujemy. Cywila z pewnymi… umiejetnosciami. Albo polcywila.

Obrzucil mnie ironicznym spojrzeniem.

- Czlowieka, ktory ma spora wiedze na temat sil i sluzb specjalnych. I ktory wie, kiedy trzymac jezyk za zebami.

Odchrzaknalem niepewnie.

- Nie jestem pewien, czy wlasciwie wybraliscie. Nie jestem idealem.

Dopadl mnie jednym skokiem, wpil palce w bark. Niemal krzyknalem z bolu, myslalem, ze pokruszy mi kosci.

- Zrobiles cos zlego?!

- Zabijalem.

- Kogos, kto na to nie zasluzyl?!

- No nie, ale bez sadu, podejmujac samodzielnie decyzje…

Machnal reka.

- To nie ma znaczenia. Archistratig Michail to zolnierz, a nie sedzia. Dla niego liczy sie sprawiedliwosc, nie formalnosci. Tu jest adres tego zula. Mieszka w Warszawie, na Pradze. - Podal mi kartke z notesu.

Klepnal mnie po zdrowym ramieniu, pocalowal siostre i wyszedl. Odetchnalem. Dopiero teraz zdalem sobie sprawe z napiecia wlasnych miesni wywolanego prostym faktem przebywania w jednym pomieszczeniu z tym Rosjaninem. Moze bylem slepy, ale moj organizm nie - zareagowal, wyczuwajac smiertelne niebezpieczenstwo.

- Nic o tym nie wiedzialam - powiedziala Anna. - O tej calej sprawie. Dopiero dzisiaj…

Kiwnalem apatycznie glowa, wierzylem jej.

- Do wanny i do lozka - zakomenderowala. - Pomoge ci w lazience, zebys nie zamoczyl rany.

- Nie wiem, czy zasne po tych wszystkich rewelacjach…

- Zasniesz - odparla pewnym glosem. Nie mylila sie - zasnalem i spalem dobrze.

* * *

Mezczyzna mial swoje lata, to bylo widac, na oko dalbym mu przynajmniej osiemdziesiatke. Jednak jego ruchy nie byly bynajmniej podrygami staruszka. Szczuple, pozbawione starczych plam dlonie o dlugich, gietkich palcach kontrastowaly wyraznie z poorana zmarszczkami twarza. Kieszonkowiec. Byc moze z przedwojennej szkoly. Poczestowal nas herbata, a teraz bawil sie talia kart. Tasowal, mieszal, tworzyl skomplikowane uklady jednym, niedbalym ruchem dloni, na pozor nie poswiecajac swemu zajeciu najmniejszej uwagi. Karty sluchaly go niczym tresowane psy. A on obserwowal. W napieciu przygladal sie Annie, mnie obrzucil jedynie przelotnym spojrzeniem.

- Wiec mam sie przyznac do kradziezy? - powiedzial wreszcie, patrzac w przestrzen pomiedzy mna a Anna.

- Dziadku, nie marudz, to nie twoja liga - mruknalem. - My wiemy, ze ukradles te ikone. Wiemy tez, ze sprzedal ja juz twoj wnuk. Chcemy wiedziec komu. Nie chodzi o wartosc obrazu, a o ukryta w nim relikwie. Zaloze sie, ze nie wpadles na to, spryciarzu - dorzucilem sarkastycznie. - Pewnie wydawalo ci sie, ze robisz swietny interes.

Poczerwienial. Najwyrazniej trafilem.

- Dlaczego mam z wami gadac? W sasiednim pokoju czeka na moj sygnal kilku osilkow, wiec…

- Czego nie rozumiesz w sformulowaniu „nie twoja liga”? - spytalem.

Bez najmniejszego szelestu Anna skoczyla w strone starca, blysnelo ostrze, sekunde pozniej siedziala znowu na swoim miejscu. Mezczyzna zamarl - na stol opadla siwa, krzaczasta brew.

- Poznalbys faceta, ktoremu ukradles ikone? - Wyjalem z kieszeni plyte CD, uruchomilem odtwarzacz.

Starzec zwrocil sie w kierunku kosztownego telewizora, jego oddech przyspieszyl, szeroko otwartymi oczyma wpatrzyl sie w ekran.

- Z takimi wlasnie ludzmi zadarles. Wiec powiedz mi z laski swojej, co chce wiedziec.

- Kolybiew - wyszeptal. - Maksym Kolybiew. Mieszka w Moskwie. Co… co ze mna bedzie?

Вы читаете Chorangiew Michala Archaniola
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату