- Jakie?

Machnalem reka.

- To tylko plotki. Jeden z nich mial wywolywac seksualna ekscytacje… Nie wiem, czy wykorzystywano go w dzialaniach agenturalnych, ale nie jest to wykluczone.

- Uwaza pan, ze mojemu synowi zaaplikowano srodek, ktory uczynil go podatnym na wszelkie sugestie?

- To mozliwe.

- Ale dlaczego?!

- Pod koniec lat trzydziestych Stalin rozczarowal sie do cywilnych specsluzb i wlaczyl do akcji wojskowe. Te rozpracowaly i zabily Alchemika. W zamachu zginal takze jego lacznik z polskim wywiadem. Gdzies tu, w Krakowie, pozostala pracownia zawierajaca zapewne probki preparatow, byc moze receptury… Z notatek wynika, ze panski syn ustalil tez adres mieszkania Alchemika i zawezil obszar, w ktorym moze sie znajdowac pracownia.

- Ale przeciez po tylu latach…

- Skrytka, zamaskowany sejf… Cos takiego moglo pozostac niezauwazone, chyba ze przeprowadzono generalny remont.

- Gdzie on mieszkal?

- Z notatek wynika, ze przy dzisiejszej ulicy Garncarskiej.

Wirde zmienil sie na twarzy.

- Widzialem w pokoju syna plan miasta z zakreslona Garncarska! Jednak w tych notatkach sa tylko jakies znaczki i skroty.

- To stenografia. Potrafie to odczytac - uspokoilem go.

- Co teraz? - zapytal bankier, zaciskajac zeby.

- Teraz trzeba bedzie ustalic, kto zainteresowal sie badaniami panskiego syna, ale to juz moje zadanie.

* * *

Z przestudiowanych w kawiarni notatek wynikalo, ze mieszkanie Alchemika znajdowalo sie na trzecim pietrze wybudowanej w 1910 roku kamienicy. Nie bylo zadnego problemu z lokalizacja - porownujac pochodzacy z 1925 roku plan Krakowa ze wspolczesnym, potwierdzilem prawidlowosc ustalen mlodego Wirdego. Pozostawala natomiast inna kwestia - musialem sie jakos tam dostac i nadac pozory legalnosci przeszukaniu mieszkania. Postanowilem pojechac na uczelnie i zlapac Davidoffa, zanim skonczy zajecia. Byc moze jego kontakty byly nieco skromniejsze od tych, jakimi dysponowal Don Corleone, ale nie sadzilem, aby roznica byla zbyt wielka. Po drodze wstapilem do dziekanatu upewnic sie, czy Davidoff ma dzis wyklady.

Rektor wraz z grupka kilku profesorow wymieniali zarty z sekretarka dziekana, posagowych ksztaltow brunetka pod czterdziestke.

- Pani Marysiu, profesor Davidoff jest na uczelni? - spytalem, przekrzykujac gwar.

- Jest. Sam-Pan-Wie-Kto tez jest - odparla ze zlosliwym usmieszkiem. - Szukala pana.

W gescie udanego przerazenia chwycilem sie za glowe. Sekretarce chodzilo o wyjatkowo glupia i namolna studentke, ktora koniecznie chciala odegrac role mojej femme fatale. Nie popieralem tego planu. Wspominalem, ze na dodatek byla jeszcze brzydka?

- Tylko nie to! - jeknalem bolesnie. - Moze by ja tak przeniesc do innej grupy?

- Natychmiast - zgodzil sie rektor.

Wybaluszylem oczy. Prosilem go o to kilkakrotnie, jak dotad bez rezultatu. Podejrzewam, ze profesura niezle sie bawila, obserwujac, jak przemykam po uczelni plecami do sciany, wypatrujac mojego fatum. Dopiero teraz zauwazylem, ze w dziekanacie zapadla cisza i wszyscy patrza na widoczny spod mojej marynarki, umieszczony w specjalnej pochwie noz. Nawet noszony w pozycji bojowej, rekojescia do dolu, moj Walther Tactical wygladal dosc zlowrogo.

- Mnie nic nie grozi - stwierdzil glosno jeden z profesorow. - Klaskalem na obronie jego doktoratu.

- Panowie… - Przewrocilem wymownie oczyma i zapialem marynarke.

- Biedny Davidoff - zauwazyl inny. - Mam dziwne wrazenie, ze pan doktor chce z nim przedyskutowac postepy w swoich badaniach. Ja tam bym sie z nim nie klocil…

- Nie martwcie sie o Davidoffa, poradzi sobie - powiedzial rektor. - Czy ma pan jakies problemy? - zapytal po chwili zupelnie innym tonem.

Lubilem tego faceta, to nie byl zwykly biurokrata.

- Nie, skad. - Skrzywilem sie demonstracyjnie. - Byc moze odwiedze dzisiaj takie archiwum na peryferiach, a sam pan wie, profesorze, jaki jest stan bezpieczenstwa na naszych ulicach…

- Wiem, wiem - ozywil sie. - Uwierzy pan, ze jakis czas temu kilku pijanych chuliganow wlamalo sie na moja posesje? Smiertelnie wystraszyli gospodynie i doprowadzili do nerwicy mojego psa. Podobno jeden z tych zwyrodnialcow chcial go ugryzc!

Pokiwalem wspolczujaco glowa i wymknalem sie na korytarz. Wolalem nie zglebiac tego tematu… Wbieglem na drugie pietro i zaczalem przedzierac sie przez tlum studentow czekajacych na wyklad Davidoffa. Wiekszosc z nich stanowily kobiety. Bardzo ladne kobiety. Niektorzy maja szczescie… Wszedlem do gabinetu profesora i rozsiadlem sie bez zaproszenia w wygodnym fotelu. Davidoff byl zwolennikiem swobodnej atmosfery w kontaktach miedzyludzkich. No, moze nie do konca, najpierw trzeba bylo zasluzyc na jego uznanie. Profesor siedzial za biurkiem i notowal cos na komputerze. Muskularny mimo szescdziesiatki na karku, o pociaglej, arystokratycznej twarzy, pisal z szybkoscia karabinu maszynowego. Jego wielkie, niemal toporne dlonie unosily sie nad klawiatura z wdziekiem pary motyli.

- Jakis problem? - spytal, nie odrywajac wzroku od monitora.

Вы читаете Chorangiew Michala Archaniola
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату