Ostroznie rozprulem wzdluz kilka z nich, a dwie nastepne pocialem na niewielkie kawalki. Fiolki owinalem wloknina i wlozylem do wnetrza rozcietych podpasek. Calosc okleilem tasma izolacyjna, ktora wygrzebal skads Anton. Pakunek wygladal na dosc bezpieczny.

- Mozemy wracac - zarzadzilem.

Wyszlismy na korytarz i starannie zamknalem drzwi. Co prawda wlasciciel i tak sie troche zdziwi, gdy wroci, ale to juz nie moj problem.

- To zenujace - draznil sie z Anna Sasza - narazac nas, niewinnych chlopcow, na widok tak intymnych… akcesoriow.

- Troche wdziecznosci - zastopowalem go z usmiechem. - Zeby nie te podpaski, wykorzystalibysmy twoje barchanowe gacie.

- Barchanowe?! - zawolal z pretensja w glosie.

- Nie przejmuj sie, jestem pewien, ze to szczyt mody w rosyjskich kregach militarnych.

Wsiedlismy do samochodu.

- Pamietacie, gdzie mieszkam? - spytalem.

Anna bez slowa skinela glowa.

- Teraz Stoliczna - powiedzial z ozywieniem Anton. - Duzo Stolicznej.

- Eee… - marudzil Sasza. - Oni nie maja dobrych zakasek. Lachy przeklete.

- Slonina marynowana wedlug rosyjskiego przepisu sprzed stu lat, ciemny chleb na zakwasie, kiszone ogoreczki, marynowane podgrzybki wielkosci paznokcia kciuka… - rzucilem w przestrzen.

- Skad niby ten chleb?! - warknal nieufnie. - Nie jadlem takiego z pol roku.

- Sam go wczoraj upieklem.

- Anno - odezwal sie z troska w glosie Anton - dodaj gazu…

* * *

Obudzilem sie we wlasnym lozku, tulac w objeciach ogromnego misia - maskotke, ktora dostalem jakis czas temu w prezencie od studentow. Ktos zdjal mi buty i przykryl kocem. Zwloklem sie z poslania, czujac lekki zawrot glowy. Smaku w ustach wolalem nie analizowac. Wszedlem pod prysznic. Zimna i goraca woda, stosowane w dwuminutowych dawkach, postawily mnie z grubsza na nogi. Poszedlem do kuchni i krzywiac sie, wyciagnalem z lodowki uniwersalny specyfik na kaca doktora Korpackiego. Kiedys hinduscy wojownicy uzywali tego preparatu, zeby poprawic swoje mozliwosci fizyczne. Jak widac zawod historyka ma tez dobre strony. Czasem w starych ksiegach i zrodlach mozna trafic na pozyteczne informacje. Wyraznie potrzebowalem podniesienia parametrow fizycznych. Lyknalem zoltawego, metnego plynu. Lepiej, zebyscie nie znali jego skladu. Ja sam wiele bym dal, zeby go nie znac…

Usiadlem ciezko na taborecie i kiedy kilka minut pozniej przejasnialo mi sie w glowie, zaczalem ubierac sie pospiesznie. Bylem umowiony z Davidoffem i kims z ABW, cale szczescie, ze zadzwonilem do profesora przed popijawa. Mimochodem zauwazylem, ze moje lokum nie nosi zadnych sladow wczorajszej imprezy. Zapewne zatroszczyla sie o to Anna, ktora wypila tylko symboliczny kieliszek wodki. Tamtych dwoch nie byloby w stanie zatroszczyc sie o cokolwiek, podobnie jak ja pod koniec balangi… Rozpakowalem fiolki z sejfu Alchemika i wstydzac sie troche swojej podejrzliwosci, sprawdzilem, czy na etykietkach buteleczek sa niemal niezauwazalne znaczki, jakie porobilem wczoraj paznokciem. Wszystko sie zgadzalo. Zapakowalem co trzeba w wylozona wata kasetke i wyszedlem z mieszkania. Na uczelnie pojechalem taksowka. Wnioskujac z przestraszonej miny taksowkarza, zerkajacego co chwila na moje zmaltretowane oblicze, byla to rozsadna decyzja. Lepiej, zebym nie prowadzil w takim stanie.

Po wejsciu do gabinetu profesora przywitalem sie skinieniem glowy i zwalilem bezwladnie na fotel. Davidoff przerwal rozmowe z facetem z ABW.

- Ma pan to? - zapytal od razu.

Bez slowa podsunalem mu kasetke.

- Co tam jest? - chcial wiedziec nieznajomy mezczyzna. Mial zimne, niebieskie oczy i ogorzala cere. Wygladal na kogos, komu niezdrowo jest wchodzic w droge.

- O ile sie nie pomylilem w interpretacji napisow, szesc fiolek zawiera ten preparat na psy, a trzy opatrzone sa lacinskim napisem „Veritas”. Do tego jedna ampulka opisana jako „Nuda Veritas” - powiedzialem ostroznie.

- Panska interpretacja?

- Nie jestem chemikiem ani… - zaczalem.

- Jasiu - przywolal mnie do porzadku Davidoff.

- „Veritas” moze byc specyfikiem, ktory znosi opor przesluchiwanego, prosze na to uwazac, bo prawdopodobnie preparat byl podawany droga wziewna. Wystarczy rozbic fiolke i juz… „Nuda Veritas” to po lacinie „naga prawda”, byc moze to silniejsza wersja tego srodka. Radze oddac kasetke od razu do laboratorium.

- Moge ja zatrzymac?

- Oczywiscie.

Mezczyzna pozegnal sie z nami usciskiem dloni i wyszedl z gabinetu. Davidoff wystawil na biurko koniak, dolozyl paczke cygar, podnoszac pytajaco brwi.

- Nie i nie - okreslilem sie stanowczo. - Od dzisiaj pije tylko wode i podobne rzeczy czyste - powiedzialem slabym glosem.

Profesor stlumil smiech, zaczal przycinac sobie cygaro.

Вы читаете Chorangiew Michala Archaniola
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату