aby wymusic na otoczeniu pozadane przez siebie reakcje, nie przejmujac sie zadnymi zasadami. Dla nich liczy sie tylko wynik.
Kiedy do akcji wchodza operatorzy, wiedza, czy zakladnikow na muszce trzyma statyk, czy endodynamik, bardzo im sie przydaje. Pozwala w ulamku sekundy podjac decyzje: strzelac lub negocjowac. Wlasciwa decyzje. Tego wlasnie ucze, ale z oczywistych wzgledow nie moglem udzielic blizszych wyjasnien. Te sprawy faktycznie byly tajemnica.
- Myslalem, ze ten noz nosi pan ot, tak sobie… - wymamrotal rektor.
- Bron palna nie jest panu doktorowi potrzebna - wyjasnil jakby od niechcenia Davidoff, ogladajac sobie paznokcie.
- Ro… rozumiem.
Otarlem pot z czola. Jeszcze chwila i okaze sie, ze James Bond to przy mnie pikus…
- Powrocmy moze do tego wypadku - zaproponowalem. - Malo brakowalo, a oberwalby pan - zwrocilem sie do Davidoffa.
- Oberwal? Mialem wrazenie, ze to pan sie narazal - odparl ze zdziwieniem rektor.
- Pierwszy byl profesor Davidoff z lyzka do opon - poinformowalem szefa ze zlosliwym usmiechem. - Wydawalo mu sie zapewne, ze powrocily mlodziencze dni, kiedy szlifowal bruki w Kijowie.
- Za pozwoleniem, w Odessie - sprostowal profesor.
Wygladal na ubawionego.
- Panskie dni jako zabijaki minely, profesorze - zaznaczylem z naciskiem. - Czasy Beni Krika nie wroca. Ten nozownik dzialal jak zawodowiec.
- Tak? - Davidoff uniosl sceptycznie brwi. - Beni Krika… Tez cos! Nie jestem az taki stary…
- Zaszedl go pan od tylu, od prawej strony, i od razu uderzyl w reke z nozem. Dobry ruch. Pomijam panski refleks, a raczej brak refleksu.
- Zdazylem!
- Ledwo, ledwo. On juz sie obracal. W lewo, tak aby zaslonic sie wolna reka, a prawa miec swobodna. Ulamek sekundy i dzgnalby pana. To prawdopodobnie ten sam, ktory pocial te studentke.
- Jest pan pewien? - zapytal rektor.
- Niemal calkowicie. Rozmawialem z ta dziewczyna. Niczego nie widziala, bo kiedy sie odwrocila w strone napastnika, ten przeciagnal jej ostrzem po czole. To dosc unaczynione miejsce i krew momentalnie zalala jej oczy. Takie techniki znaja tylko zawodowcy. Albo facet przeszedl jakies przeszkolenie, albo siedzial w wiezieniu i tam go wyedukowali. Dziewczyna miala ranke tuz pod uchem, gdzie trzymal czubek noza. Kilka milimetrow nad tetnica…
- Chyba was zostawie - powiedzial slabym glosem rektor. - Mam kilka spraw do zalatwienia. Ale jesli chodzi o strofowanie swego promotora, to ma pan w tej kwestii moje calkowite poparcie, doktorze - zakonczyl niespodziewanie.
Po chwili zostalismy w gabinecie sami. Davidoff rozlal po lampce koniaku i podsunal mi moja porcje z niewyraznym pomrukiem. Nie zapytal, czy zycze sobie alkoholu. Najwyrazniej takze uznal, ze przekroczylismy pewne granice.
- Mozemy porozmawiac o twoim problemie - zaproponowal.
- Moim problemie?! To pan malo nie zarobil kosa pod zebro!
- O twoim problemem zwiazanym z niemal calkowitym brakiem empatii - ciagnal niewzruszonym glosem. - Niedostatkach inteligencji emocjonalnej i…
Przerwalem profesorowi gwaltownym gestem.
- O czym pan, do licha, mowi?! Ja tylko chcialem, aby trzymal sie pan z daleka od takich sytuacji jak na tym parkingu.
- A niby z jakiej racji mialbym sluchac twoich sugestii? Moze chce zrobic wrazenie na dziewczetach? - W oczach Rosjanina pojawily sie wesole blyski.
- Nie jest pan az tak glupi! - warknalem.
Twarz mojego rozmowcy stezala, stala sie chlodna.
- Moze mniej protekcjonalnie, Jasiu? - zaproponowal.
Zagryzlem wargi - takim tonem, jak moj przed chwila, nie odwazyl sie odzywac do Davidoffa nawet rektor. Mimo wszystko nie uslyszalem zdawaloby sie nieuniknionego „panie doktorze”. Tak jakbym uzyskal nowy status, status upowazniajacy mnie do duzo wiekszej niz wynikaloby to z oficjalnych ukladow bezceremonialnosci.
- Mam rozumiec, ze troszczysz sie o mnie? Bo specjalnie tego po tobie nie widac. Ciskasz sie tylko i warczysz niczym nastolatek niemogacy sobie poradzic z trudnym dziecinstwem - dodal nieco lagodniejszym tonem.
Nie mialem pewnosci, czy Davidoff mnie podpuszcza, czy mowi powaznie, wiedzialem, ze wsrod profesorow jest niewielu naiwnych, bardzo niewielu… Jednak zdarzenie na parkingu uswiadomilo mi role profesora w moim zyciu, przelamalo bariere, ktora nie pozwala mi zwierzac sie obcym. Rzeczywiscie mialem braki w dziedzinie wyrazania emocji i nie wziely sie one znikad. Zaczalem mowic o sprawach, o ktorych nie rozmawialem z nikim z wyjatkiem wujka Maksa.
To, co z siebie wyrzucilem na temat swojego dziecinstwa, nie bardzo nadawalo sie na wieczorek wspomnien. Rodzice osierocili mnie, kiedy mialem cztery lata. Wypadek samochodowy. Potem pamietam juz tylko kolejne domy dziecka i ostatni przystanek - Siwego. Mojego zastepczego tatusia. Siwy mial uklady ze wszystkimi, nie wiem do dzis, na czym to polegalo. Przygarnal szescioro dzieci, w tym mnie. Mialem wtedy dwanascie lat. Odkrycie, ze facet jest zboczencem lubiacym male dziewczynki, nie zajelo mi duzo czasu. Tak jak jemu wyjasnienie, ze nie znosi, kiedy przeszkadza mu sie w jego malych przyjemnosciach. Mimo to - probowalem. Poza ostatnim razem, kiedy to stchorzylem, zadrzala mi reka i w efekcie wyladowalem w szpitalu. Tam znalazl sie jakis lekarz spoza