Usiadlem przy stole i w zamysleniu rozejrzalem sie po pokoju. Wygladalo na to, ze obecny uzytkownik mieszkania mial sporo pieniedzy i dobry gust. Wiekszosc znajdujacych sie w doskonalym stanie mebli pochodzila z poczatkow dwudziestego wieku, na scianach zauwazylem obrazy Falata i Boznanskiej.

- To co? Po sprawie? - zapytal Sasza.

- Moze tak, moze nie - mruknalem. - Wlasciciel utrzymal wystroj wnetrz z poczatkow zeszlego wieku, a poniewaz nie widac zadnych przerobek, mozliwe, ze jego poprzednicy z takich czy innych powodow nie remontowali mieszkania na wieksza skale. Byc moze jest tu cos jeszcze.

- Niby dlaczego? - Wzruszyl ramionami Anton.

- Alchemik przeszedl przeszkolenie w polskich sluzbach specjalnych, wtedy to byla swiatowa elita. Znam z grubsza zalozenia i program tego szkolenia. Uczono ich zarowno sztuki przeszukiwania pomieszczen, jak i ukrywania cennych rzeczy w taki sposob, aby nie znaleziono ich w czasie rewizji. Oni musieli sie wczuwac w sposob myslenia przeciwnika. Zastanowcie sie: w jaki sposob mozna zwiesc zawodowcow, ktorzy wiedza, ze cos schowaliscie w mieszkaniu? Zadna skrytka nie bedzie zbyt pewna, bo profesjonalisci predzej czy pozniej ja znajda. To po prostu kwestia czasu. Chyba ze przekonamy ich, ze juz znalezli to, czego szukali…

- Uwazasz, ze tu moze byc jeszcze jeden schowek? - domyslila sie Anna.

- Owszem, ale za jasna cholere nie wiem, jak go znajdziemy. Przeciez nie bedziemy kuc scian…

Anton uniosl pytajaco brwi i popatrzyl na Anne.

- Nie widziales tego - powiedziala, wyjmujac z torebki niewielki, podobny do walkmana gadzet.

- Co to jest?

- Rodzaj miniaturowego georadaru, wykrywa pustki w scianach ceglanych i konstrukcjach betonowych, moze tez lokalizowac kable elektryczne.

Zalozyla na uszy sluchawki i rozpoczela obchod wzdluz scian. Co jakis czas zatrzymywala sie w miejscu i sprawdzala cos na ekranie urzadzenia. Kiedy wyszla z pokoju, Sasza i Anton poszli za nia, ja podszedlem do biblioteczki, nerwowo zaciskajac piesci. Regal ozdobiono ornamentami przedstawiajacymi dwa ziejace ogniem smoki. Mogl nalezec do Alchemika. Takie ozdoby byly charakterystyczne dla rzemieslnikow tworzacych w okresie secesji. Podszedlem do miejsca, gdzie zerwano klepki, odslaniajac niewielki, plaski sejf. Pokrywa sejfu zostala rozpruta palnikiem, o ile moglem stwierdzic, w dosc fachowy sposob. Ten, kto to zrobil, musial znac sie na rzeczy. Nie kombinowal, wybral metode z pierwszego poziomu drzewa ataku. Zreszta w tym przypadku uplyw czasu uniemozliwial w duzym stopniu korzystanie z innych sposobow. Mimo to mialem niejasne wrazenie, ze ten, kto nas wyprzedzil, jest zawodowcem. Pierwsza rzecza, jakiej uczy sie agentow operacyjnych w sluzbach specjalnych, jest sporzadzanie wykresu zwanego drzewem ataku. Minely juz czasy romantycznych, improwizowanych akcji. W przypadku sejfu „pien drzewa” to okreslenie celu, czyli otwarcie schowka. „Galezie” przedstawiaja sposoby, jakimi mozna tego dokonac. Pierwszy poziom to przykladowo: wylamanie zamka, zdobycie szyfru i rozciecie sejfu. Wyzszy poziom precyzuje sposoby realizacji, na przyklad szyfr zdobyc mozna grozba, szantazem, za pomoca przekupstwa, podsluchujac wlasciciela… Do tego dochodzi stopien ryzyka i koszty. Po sporzadzeniu wykresu profesjonalista wybiera taka metode osiagniecia celu, jaka najbardziej pasuje do sytuacji, zapewnia najwieksze szanse powodzenia, niesie ze soba najmniejsze ryzyko i minimalne koszty finansowe. Przyjrzalem sie drzwiczkom sejfu. Prawdopodobnie daloby sie wylamac zamek, ale nie stwierdzilem zadnych sladow po takich probach, najwyrazniej ten, kto otworzyl skrytke, od razu uzyl palnika. To bylo zastanawiajace. Przecietny czlowiek, nawet taki, ktory potrafilby sie posluzyc specjalistycznym sprzetem, raczej sprobowalby najpierw wylamac zamek, idac po linii najmniejszego oporu. Dlaczego tajemniczy nieznajomy tego nie zrobil? Odpowiedzi moglo byc kilka, w tym taka, ze uczono go, iz wylamanie zamka jest niemozliwe, co jest prawda w odniesieniu do nowoczesnych konstrukcji, ale niekoniecznie tych, jakie stosowano kilkadziesiat lat temu i dawniej.

- Janusz! - zawolal Anton, zagladajac do pokoju. - Chodz szybko, chyba cos znalezlismy.

W sasiednim pomieszczeniu Sasza, krzywiac sie niemilosiernie, odbijal tynk rekojescia swojego wiernego noza. Wykonany z jednego kawalka stali plaski Wampir byl bronia do podrzynania gardel, a nie do prac budowlanych. Bylem wzruszony poswieceniem mojego rosyjskiego przyjaciela i powiedzialem mu o tym. Zarobilem dwa niechetne warkniecia oraz lekkiego kopniaka w tylek od Anny. Uczuciowi ci Rosjanie! A jacy przywiazani do sprzetu… W koncu Sasza odstapil na bok, sprawdzajac troskliwie, czy aby nie zapapral tynkiem linki oplatajacej rekojesc noza, i moglem przystapic do ogledzin.

W sciane wmurowana byla niewielka skrytka, zabezpieczona drzwiczkami z grubej blachy. Nie bylo widac niczego, co uniemozliwialoby otwarcie schowka. Siegnalem pod marynarke i uzylem swojego Walthera, aby podwazyc krawedz drzwiczek. Odchylilem je bez trudu i zaklalem paskudnie - wewnatrz znajdowal sie sejf z mechanicznym zamkiem szyfrowym.

- Semtex? - zapytal Anton.

- Odwal sie, prostaku! - warknalem. - A teraz jazda stad! Wyjdzcie do tamtego pokoju, a jakby sie okazalo, ze sa tu jakies niespodzianki, to poczekajcie chwile, zanim sie wladujecie z ekspedycja ratunkowa.

Podszedlem do okna i otworzylem je na cala szerokosc. Nie sadzilem, aby odrobina swiezego powietrza pomogla mi wiele w przypadku jednego z zapachowych preparatow Alchemika, ale zawsze to cos… W zasadzie moglem pojechac po jakas maske ochronna z filtrem gazowym, lecz bylem zbyt podekscytowany. Prawda, ze mialem asa w rekawie - znalem kod Alchemika. To znaczy tak mi sie wydawalo… Byla to odreczna notatka na marginesie jednego z meldunkow omawiajacych nowa partie preparatu neutralizujacego zapach czlowieka. Ciag pozornie bezsensownych cyfr i liter wygladal na szyfr do sejfu. Meldunek zostal napisany dwa miesiace przed smiercia Alchemika, wiec prawdopodobienstwo, ze jest aktualny, bylo spore. Pozostawalo tylko sprobowac…

Dotlenilem sie za pomoca kilku forsownych wdechow i powstrzymujac powietrze w plucach, wykrecilem odpowiednia kombinacje. Rozlegl sie delikatny szczek, po czym sejf stanal otworem. Nie zalozono zadnej pulapki. W srodku, na dwoch polkach, ustawiono kilkanascie niewielkich fiolek, kazda z nich byla oklejona waskim paskiem papieru i opisana wyblaklym z uplywu czasu atramentem. Skinalem dlonia na reszte ekipy i odsunalem sie od skrytki, aby i oni mogli sie ponapawac sukcesem.

- Lepiej tego nie dotykajcie - powiedzialem, widzac, ze Sasza siega w glab sejfu.

Rosjanin gwaltownie cofnal reke.

- Trzeba by to jakos przeniesc. Macie moze cos miekkiego, w co mozna by zawinac te ampulki? Wate, chusteczki higieniczne?

Po chwili wahania Anna siegnela do torebki i czerwieniac sie lekko, podala mi paczke podpasek.

- To jest to! - sapnalem z zadowoleniem.

Вы читаете Chorangiew Michala Archaniola
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату