- Zlokalizowalem mieszkanie Alchemika, musze je przeszukac - zameldowalem zwiezle.
Davidoff przerwal prace i spojrzal na mnie z namyslem.
- Czego ci potrzeba?
- Jakiejs podkladki na to przeszukanie.
- Chyba nie tylko - mruknal po chwili.
Zapalil cygaro i hojnym gestem podsunal mi pudelko. Cohiba Esplendidos. Z przyjemnoscia poczestowalem sie i przez jakis czas palilismy w zgodnym milczeniu.
- Potrzeba ci wsparcia - powiedzial wreszcie Davidoff. - Nie chce stracic drugiego ucznia. A z ciebie jest zawadiaka, najpierw dzialasz, potem myslisz. - Pogrozil mi palcem.
Gwizdnalem w duchu. Jesli Wirde junior byl studentem profesora, obiecujacym studentem, bo tylko takich Davidoff nazywal uczniami, wyjasnialo to zainteresowanie profesora ta sprawa. Takie kwestie traktowal bardzo osobiscie.
- Pomoga ci analitycy.
- Analitycy? - Nie skojarzylem w pierwszej chwili.
- No wiesz, ta trojka Rosjan. Ci dwaj, z ktorymi piles, i ich kolezanka.
- Chyba pan zartuje, profesorze. Mam dowodzic grupa szturmowa Specnazu?! - warknalem.
- Jakiego tam Specnazu - zaprotestowal slabo. - Zreszta ona jest chyba z GRU…
- Chodzi mi o nadanie tej akcji pozorow legalnosci - wyjasnilem cierpliwie. - Trojka ruskich szpiegow raczej mi w tym nie pomoze.
- A wiesz, ze kilku panow z ABW mialo pewne watpliwosci odnosnie do mojej osoby? - zapytal.
Westchnalem ciezko.
- Moze powrocmy do tematu? - zaproponowalem. - Bo rozumiem, ze pana profesora pozytywnie zweryfikowano?
- Nigdy nic nie wiadomo - rozesmial sie, gaszac niedopalek cygara. - Ci Rosjanie wspolpracuja z ABW - wyjasnil. - Terroryzm mafijny i takie tam… Maja odpowiednie dokumenty i uprawnienia.
- Uprawnienia do dzialan na terenie Polski? - spytalem z niedowierzaniem.
Davidoff wykonal nieokreslony gest.
- Cos w tym rodzaju. Moglbym to zalatwic inaczej, ale co do nich mam pewnosc, ze sprawdza sie w sytuacji… kryzysowej. Polubili cie.
- Dzieki wielkie - odparlem ponuro. - Jesli wpadniemy, ich obecnosc spowoduje, ze nie bedzie potrzebny zaden proces, po prostu tlum mnie zlinczuje.
- Marudzisz, Jasiu. - Machnal reka Davidoff. - Umowie cie z nimi na jutro, spotkacie sie na parkingu i od razu pojedziecie przeszukac to mieszkanie. Pogadalbym z toba dluzej, ale ci studenci… To zadziwiajace, ilu ich ostatnio przychodzi na moje wyklady. Chyba udoskonalilem swoj kunszt dydaktyczny - stwierdzil z zadowoleniem.
- Raczej zwierzecy magnetyzm - burknalem pod nosem.
- Prosze?
- Nic, nic. W takim razie juz pojde.
- Jak skonczycie, zadzwon do mnie koniecznie.
Skinalem glowa i wyszedlem z gabinetu wraz z Davidoffem. Pozegnalismy sie i pojechalem do domu.
* * *
Na parking przyszedlem piechota. Nie mialem zamiaru uzywac swojego samochodu w akcji, ktorej legalnosc byla dyskusyjna. „Analitycy” juz na mnie czekali. Dwoch poteznie zbudowanych, krotko ostrzyzonych facetow o kamiennych twarzach oraz trzydziestoletnia na oko kobieta. Jeden z mezczyzn mial niewielka blizne na policzku. Wslizgnalem sie miedzy zaparkowane samochody, ale zanim podszedlem do Rosjan, uslyszalem pieszczotliwy szczebiot i owional mnie zapach tanich perfum.
- Panie doktorze! - zawolala moja ulubiona studentka. - Biegne za panem, biegne, a pan mi ucieka…
Jeknalem z rozpacza. Rosjanin z blizna zerknal na mnie i wyjal pistolet - paskudnie wygladajaca bron z zamontowanym laserowym celownikiem typu „Red Dot”. Po chwili na mojej marynarce pojawila sie czerwona plamka. Dziewczyna zamilkla i pobielala na nieladnej buzi. Mezczyzna podszedl do mnie bez pospiechu, niemal przytknal lufe do skroni.
- Pozdrowienia od Siergieja Chinczyka - powiedzial po polsku, acz z wyraznym rosyjskim akcentem. - Chyba cie zabierzemy na mala przejazdzke…
- Moze wziac tez te mala dziwke? - odezwala sie kobieta. - Wydaja sie dosc zaprzyjaznieni.
Miala niski, zmyslowy glos, ale nie sadzilem, aby moja studentka docenila ten fakt. Wygladala na oblednie przerazona. Nagle odwrocila sie i pobiegla w strone dziekanatu, wykonujac przedziwne zygzaki.
- Co ona robi? - zainteresowal sie ten z pistoletem. Juz nie mial rosyjskiego akcentu.
- Kluczy pod ogniem nieprzyjaciela - wyjasnilem lagodnie.
- Do wozu! - Zaprosil mnie gestem uzbrojonej reki. Kobieta usiadla za kierownica, mnie przypadlo miejsce tuz obok. Pozostala dwojka rozlokowala sie z tylu.