wojnie: jesli walczysz o jakas ulice i widzisz, ze strzelaja do ciebie z malego bialego domku, to nie wpadasz tam ze swoimi ludzmi, wdajac sie w strzelanine na kazdym pol-pietrze, tylko dzwonisz do dowodcy najblizszej baterii mozdzierzy i mowisz: „Wania, pierdolnij w ten domek”.

- Nie mozna pierdolnac w ten domek - powiedzialem stanowczo.

- Niby dlaczego? I powtarzam: co z tego bedziemy mieli?

Powiodlem wzrokiem po biesiadnikach, nie wygladalo na to, abym kogokolwiek przekonal.

- Pozbedziecie sie konkurencji - rzucilem bez przekonania.

- Slaby argument. - Pokrecil glowa Ihor. - Zrobilem juz swoje, zawiadomilem was. Dlaczego mam odwalac wasza robote?

Postanowilem wyciagnac asa z rekawa, skinalem na Fiedie - wczesniej musialem mu oddac walizeczke. Rosjanin otworzyl ja i znieruchomial niczym razony gromem. A ja unioslem w gore opakowany w folie fragment sztandaru.

- To choragiew Michala Archaniola. Nie oferuje wam pieniedzy ani zadnych innych korzysci. Jako Chorazy obiecuje jedynie blogoslawienstwo Archistratiga dla tych, ktorzy podejma walke w jego imieniu. O ile w jej trakcie beda przestrzegac jego kodeksu.

- To… to autentyk? - wykrztusil Ihor.

Rosjanin, tak jak i inni, zerwal sie na nogi i wpatrywal z niedowierzaniem w strzep sztandaru.

- Przeciez wiesz - odezwalem sie lagodnie. - Czujesz to.

Magik podszedl blizej, przezegnal sie i ucalowal ze czcia choragiew.

- Wchodze w to - odezwal sie Pogrzebacz. Zawtorowali mu inni. Wygralem. Starajac sie nie okazywac zadnych uczuc, schowalem relikwie do walizki. Ihor uciszyl towarzystwo oszczednym ruchem dloni.

- Jest jeden podstawowy warunek - odezwal sie cicho. - Jesli go nie spelnisz, cala sprawa bedzie nieaktualna.

- O co chodzi? - rzucilem szorstko.

Poczulem, jak skronie sciska mi niewidzialna obrecz. Wygralem - akurat…

- Nie bedziesz bral w tym udzialu - oswiadczyl stanowczo.

- Niby czemu?! - warknalem. - To moja sprawa i moj kraj!

- Prosze, jaki kogucik - parsknal jeden z Rosjan.

- To nie jest trzesimajtek - powiedzial Fiedia Pogrzebacz. - Zabil Wasie Kruka. Golymi rekoma.

- No to w czym problem? - spytal tamten uparcie, choc duzo mniej agresywnie.

Najwyrazniej rekomendacja Pogrzebacza miala swoja wage.

- Dzuma - odpowiedzial krotko przyboczny Ihora. - To kumpel Dzumy, no i aktualny Chorazy. Wyobrazasz sobie, co zrobilby Dzuma, gdyby sie okazalo, ze ten tutaj zginal w czasie naszej akcji?

Pobladle nagle twarze obecnych swiadczyly, ze sobie wyobrazaja.

- Zadnej dyskusji - zarzadzil. - Jesli sie nie podporzadkujesz, nie kiwniemy palcem.

Ze zloscia kopnalem najblizszy stol. Nie wierzylem nawet w ulamek tego, co powiedzial mi Pogrzebacz. Mialem przed soba zimnokrwistych bandziorow i mordercow, gdybysmy staneli przeciwko sobie, bez namyslu nacisnalbym spust.

Jednak wygladalo na to, ze relikwia wyzwolila w nich resztki czlowieczenstwa, sprawila, ze pierwszy raz od niepamietnych czasow poczuli chec zrobienia czegos dla innych, a ja zostalem skazany na stanie z boku. Czulem strach przed ta akcja i na pewno balbym sie jeszcze bardziej, gdyby doszlo do starcia, ale posylanie do walki innych ludzi, podczas gdy sam mam siedziec w bezpiecznym miejscu, wydalo mi sie trudne do wytrzymania. Wstydzilem sie.

- Taki los dowodcy - odezwal sie Fiedia Pogrzebacz. - Sle do bitwy innych, a sam czeka…

Dopadlem chudzielca z wsciekloscia, zlapalem za ubranie. Nie bronil sie, nie wyczulem w nim cienia kpiny. W jego wzroku wyczytalem jedynie zrozumienie pomieszane z nuta goryczy. Opuscilem rece.

- Niech bedzie, zgadzam sie - wymamrotalem.

* * *

Szarzalo. Objuczeni bronia i sprzetem ludzie Magika podchodzili pod magazyn. Dwoch nioslo taran, wszyscy zalozyli maski przeciwgazowe. Tuz przy budynku podzielili sie na zespoly szturmowe, wiedzialem, ze z pewnej odleglosci ubezpieczaja ich snajperzy. Zagryzlem wargi - moj udzial w akcji sprowadzal sie do obserwacji i pilnowania sztandaru.

Poranna cisze przerwal huk wystrzeliwanych granatow z gazem lzawiacym, jednoczesnie Rosjanie zaatakowali glowne drzwi taranem. Strzelano w okna na parterze, starajac sie stworzyc strefe bezpieczenstwa dla wdzierajacych sie do wewnatrz zespolow. Po chwili uslyszalem brzek wybijanych szyb - trzeba bylo oczyscic framugi z odlamkow szkla. Drzwi ustapily po piatym uderzeniu, jeden z Rosjan cisnal do srodka granat hukowy, inny ruszyl przodem, oslaniajac cala grupe niesiona przed soba tarcza balistyczna. Dwa okna zostaly juz sforsowane, pod ostatnim ktos na czworakach stworzyl „schodek”, aby ulatwic kolegom wdarcie sie na wysoki parter. Z budynku dobiegaly strzaly i wybuchy granatow. Na szczescie najblizsze zabudowania znajdowaly sie niemal dwa kilometry stad, mialem nadzieje, ze nikt nie zwroci uwagi na cale zamieszanie. Skrzywilem sie, slyszac, ze w uwerture pisana dotad na karabinki Heckler & Koch wkradaja sie obce nuty - Hindusi zaczeli sie bronic. Po kilku minutach halas ucichl, czasem tylko odzywaly sie podobne do warkniecia krotkie serie i pojedyncze wystrzaly ze strzelb gladkolufowych. Ludzie Ihora wygrali, teraz wykanczali niedobitkow. Odetchnalem.

Kiedy w drzwiach stanal Fiedia Pogrzebacz, ruszylem energicznym krokiem w strone budynku. Przyboczny Magika rzucil na ziemie maske przeciwgazowa, z wyrazna ulga pozbyl sie soczewek kontaktowych i zalozyl okulary.

Вы читаете Chorangiew Michala Archaniola
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату