Odetchnalem z ulga.
- Gratuluje - odparlem, starajac sie nie okazywac rozbawienia.
- Wyglupilem sie, prawda?
- Tylko troche.
- Przepraszam - powtorzyl. - Nie powinienem chwalic sie akurat tobie, w twojej sytuacji…
- Maks! - przerwalem mu znuzonym tonem.
- Tak?
- Jestes swietnym facetem, ale jesli chodzi o stosunki miedzyludzkie, to bije cie na glowe kazdy czterolatek.
Naprawde nie probuj zastanawiac sie, co kto czuje, dobrze? Albo ogranicz sie do sytuacji, kiedy przygniatasz komus gardlo spadochroniarskim butem. Wtedy, byc moze, dasz rade to ocenic. Ciesze sie, ze do mnie zadzwoniles, i zapewniam cie, ze nie poczulem zadnej zawisci czy dyskomfortu w zwiazku z tym, ze wreszcie ci sie powiodlo. Moze gdyby pochwalil mi sie ktos inny… Przyjade, gdy tylko zjem sniadanie - zapewnilem. - Aha, sciagnij koniecznie Marka, mam do niego sprawe.
- On dopiero wczoraj wrocil…
- Sciagnij go - powtorzylem.
- W porzadku, czekam - zakonczyl rozmowe.
Toaleta i sniadanie nie zabraly mi duzo czasu, godzine pozniej jechalem juz do Maksa. Zoladek nadal mialem nadwrazliwy i nie mialo to zadnego zwiazku z dieta. Nekaly mnie nerwobole. Archistratig byl ze mnie niezadowolony. Nie do tego stopnia, abym przestal byc Chorazym, ale… Nie mialem wizji, nie przezylem zadnego objawienia religijnego, urwaly sie nawet moje sny o sztandarze, jednak odczuwalem cos w rodzaju wiezi, za pomoca ktorej moglem ocenic swoje akcje w jego oczach. Aktualnie nie staly zbyt wysoko. Naciagnalem interpretacje kodeksu Michala Archaniola do granic mozliwosci. Coz, jesli bedzie trzeba, poniose konsekwencje tego, co zrobilem.
Parkujac przed domem Maksa, zauwazylem kilka innych samochodow. Moje „rodzenstwo” bylo w komplecie, do tego Julia z amantem.
Drzwi byly otwarte, zaraz po wejsciu wpadlem w wir powitan i usciskow. Chcialem zapytac Julie, jak sie jej uklada z nadzieja polskiej dyplomacji, ale rozanielony wzrok, ktorym wodzila za swoim lubym, i wyraznie juz zaokraglony brzuszek mowily same za siebie. Ponownie zlozylem dziewczynie gratulacje, tym razem szczerze.
Dawno nie jadlem w takim zgielku i zamieszaniu, panie przekrzykiwaly jedna druga, panowie nie mieli szans nawet sie odezwac. Posilek byl co najwyzej przyzwoity, widac bylo, ze wybranka Maksa nie jest specjalnie utalentowana w tym wzgledzie. Na mocy niepisanej umowy traktowalismy obecnosc Sylwii jako cos oczywistego. Kiedy dyskusja osiagnela apogeum, wywolalem dyskretnie z pokoju wujka i Marka, mialem z nimi do pogadania. Do rozmowy zasiedlismy w gabinecie Maksa, zapalilismy cygara. To znaczy zapalilem ja i Maks, Marek przestrzegal zdrowego trybu zycia.
Musialem sie kilkakrotnie zaciagnac, aby zabic smak deseru.
- Przydaloby sie jej kilka lekcji gotowania - powiedzialem. - Moze nawet wiecej niz kilka…
- Francuski piesek - parsknal z udana pogarda Marek.
- Odsluzylem swoje w wojsku, ale wojskowa kuchnia nie jest akurat tym wspomnieniem, do ktorego powracam najchetniej - zauwazylem lagodnie.
- Tam to troche inaczej smakuje - stwierdzil.
Przytaknalem. Pamietam, jak po intensywnych cwiczeniach na poligonie natknelismy sie na jakas kaluze. Bylo lato i czterdziesci stopni w cieniu, wiec woda z manierek skonczyla sie szybko. Wrzucilismy do kaluzy pare tabletek odkazajacych, odgonilismy co wieksze dzdzownice i po chwili caly pluton intensywnie sie nawadnial…
Maks odchrzaknal delikatnie.
- Przepraszam, ze przerywam te wspomnienia kombatanckie, ale chyba nie zebralismy sie tu bez powodu? Lepiej gadaj, o co chodzi, bo za chwile panie zaczna nas szukac.
Wzialem gleboki oddech i opowiedzialem im wszystko o indyjskim gangu.
- Wiec ci Ruscy zrobili to bezinteresownie? - spytal z niedowierzaniem Marek. - Za mozliwosc ucalowania kawalka plotna?!
- Jedwabiu, a nie plotna - poprawilem. - Nie bede rozwijal calej teorii zwiazanej z ta relikwia. Nie ma takiej potrzeby, grunt, ze oni wierza, iz sztandar poblogoslawil sam Archaniol Michal.
- A ty? W co ty wierzysz? - Marek spojrzal na mnie spod oka.
- To nieistotne - mruknalem.
Nie mialem zamiaru wdawac sie w dyskusje religijne.
- Jest wazniejsza rzecz, co do ktorej chce poznac wasza opinie - oznajmilem.
Wlozylem plyte do odtwarzacza i odpalilem film. Na ekranie pojawily sie sceny ze szkolenia Centralnej Grupy Realizacyjnej: szturm na samolot, trening strzelecki, forsowanie drzwi. Jednak migawki dobrano tak, zeby nie mozna bylo stwierdzic na sto procent, ze wystepuja w nich operatorzy CGR. W tle kilkakrotnie ukazywal sie animowany skorpion, podobny, choc nie identyczny z logo oddzialu. Wreszcie jakas zamaskowana postac zaczela ustawiac na stole odciete glowy… Sekwencje zakonczyl napis w powszechnie uzywanym w Indiach alfabecie dewanagari.
- Co to znaczy? - zainteresowal sie Maks.
- „Oni sprobowali, czy chcesz byc nastepny?” - wyjasnilem. - Film zostal poddany specjalnej obrobce, nie mozna powiekszyc fragmentow ani w zaden inny sposob zidentyfikowac bioracych w nim udzial ludzi. Mozna