natomiast ustalic moment, w ktorym doszlo do likwidacji magazynu. Wy byliscie wtedy za granica, wiec nie ma mowy, ze ktos was z tym powiaze. Mowie tu o wladzach. Z drugiej strony watpie, aby film poddano szczegolowej analizie, a wtedy niektorzy widzowie dojda do wniosku, ze w Polsce nie ma tolerancji dla ciezko pracujacych hinduskich mafioso. I klimat jest ogolnie niesprzyjajacy.

- Na pewno przekaz jest sugestywny, ale odcinanie glow… - Skrzywil sie Marek.

- Czasem argumenty trzeba dostosowac do poziomu rozmowcy - oznajmilem zimno. - Ten na pewno zrozumieja. Chce wyslac film do szefow czolowych gangow w Delhi, takze do czlowieka, ktory to wszystko zorganizowal.

- Straci twarz - powiedzial w zadumie Maks. - To spektakularna kleska, nie sadze, aby po czyms takim pozyl zbyt dlugo.

- Mam nadzieje! - warknalem. - Dostanie tez drugi prezent: glowy swoich ludzi zalane jakims laminatem czy innym tworzywem sztucznym, zeby sie nie popsuly.

- Co z… reszta zwlok? - spytal Marek.

- Zostaly pochowane. Bez ekscesow - dodalem. - Zgodnie z ich tradycja religijna.

- Znalazles jakiegos hinduskiego kaplana? - Uniosl brwi Maks.

- Tak, zajal sie tez zwlokami tego niemowlaka.

- No nie wiem, nie wiem… - powiedzial niezdecydowanym tonem Marek. - Psychologicznie to na pewno dobry chwyt, jednak nie chcialbym, aby nasz kraj kojarzyl sie z takimi… akcjami.

- Komu kojarzyl? Hinduskim bandziorom? To moze niech sie lepiej kojarzy? Mniej dzieci skonczy z rozprutym brzuchem jako skrytka na narkotyki! Myslisz, ze oni zloza protest w naszej ambasadzie? - Rozesmialem sie sardonicznie. - Nikt z nich nie zginal w meczarniach, kazdy zasluzyl na smierc. Wszyscy umarli z bronia w reku. Zasady pozostaly nienaruszone.

Odruchowo polozylem dlon na pulsujacym bolem zoladku. Jego stan wyraznie swiadczyl, ze to, co przed chwila powiedzialem, nie do konca jest prawda, ale byla to wylacznie moja sprawa. Moja i Archistratiga. Swiadomosc, ze w jakims sensie zawiodlem - przytlaczala mnie i powodowala bolesci.

- Jakie zasady? - nie zrozumial Marek.

- Niewazne! - Machnalem reka. - Decyduj. Jesli choc jeden z was bedzie przeciw, nie wysle ani filmu, ani glow. Tylko ze wtedy oni sprobuja znowu, za pare miesiecy. Ta albo inna grupa. Nie przeszkodzi im fakt, ze ktos tam zginal. W Azji ludzkie zycie jest tanie…

- Jestem za - oznajmil Maks.

Obaj skierowalismy wzrok na Marka.

- Niech bedzie - westchnal. - Nie lubie zabijania dzieci.

* * *

Dolalem Malgorzacie odrobine wina, podsunalem kawalek wlasnorecznie zrobionego tortu Sachera.

- Utyje - jeknela.

- Watpie - odparlem, obrzucajac ja taksujacym spojrzeniem.

A bylo na co popatrzec, bo moja przyjaciolka, na co dzien ubrana skromnie, choc elegancko, dzisiaj postanowila zapewnic mi niezapomniane wrazenia wizualne. I nie ma co ukrywac - zapewnila. Jestem wrazliwy na kobieca urode, mozna chyba powiedziec - nadwrazliwy. A jesli jeszcze za uroda stoi wybitna inteligencja i niewymuszony, naturalny wdziek…

Przynajmniej raz w tygodniu jedlismy u mnie kolacje, z czasem stalo sie to naszym rytualem. Rozmawialismy o wszystkim i o niczym. Poznawalismy sie.

- Jadlam pare razy tort Sachera, ale ten jest wyjatkowo dobry.

- Bo robie go wedlug oryginalnego przepisu z XIX wieku. Czasem wiedza historyczna sie przydaje.

- Do czego jeszcze sie przydaje? - spytala z figlarnym blyskiem w oku.

- Do wielu rzeczy. - Pokazalem jej jezyk.

Po chwili wrocilismy do tematu Anity. Moja „siostra” zwierzyla sie zarowno mnie, jak i Malgorzacie, ze jest beznadziejnie zakochana w starszym o dziesiec lat malarzu. Tamten nie zwracal na nia kompletnie uwagi. Rozmowe przerwal nam dzwonek u drzwi, chwile pozniej ktos uzyl piesci. Malgorzata podskoczyla nerwowo na krzesle.

- Spokojnie - mruknalem. - To pewnie ktorys z moich rosyjskich przyjaciol sie zabawia, niektorzy z nich nie oswoili sie jeszcze z technika.

Nie pomylilem sie, w korytarzu stal Anton.

- Musimy pogadac - rzucil, wchodzac.

Od razu skierowal sie do pokoju.

- Margarita - Anton, Anton - Margarita - dokonalem prezentacji.

Rosjanin pocalowal Malgorzate w reke, zasiadl przy stole i poczestowal sie tortem. Mimo pozorow beztroski widac bylo, ze cos zaprzata jego mysli.

- Myslalem, ze w Rosji nie ma zwyczaju calowania kobiet w reke? I zwolnij troche z tym tortem, bo sie porzygasz! - ostrzeglem, widzac, ze wpycha do ust trzeci kawalek.

- Zwyczaju nie ma, ale jesli zdarzy sie okazja - wymamrotal. - Masz dobry gust… Trzy dni prawie nic nie jadlem - wyjasnil.

- Margarita, przynies troche zupy - poprosilem.

Вы читаете Chorangiew Michala Archaniola
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату