— Jesli potrafisz z czystym sumieniem wyrzucic Tirina z pamieci jako bumelanta, nie wydaje mi sie, abym mial ci cos wiecej do powiedzenia — szepnal skulony na krzesle Bedap. W jego glosie zabrzmial tak wielki i szczery zal, ze swiete oburzenie Szeveka w jednej chwili zgaslo.

Przez chwile obaj milczeli.

— Pojde juz lepiej — oznajmil Bedap, rozprostowujac zesztywniale czlonki i wstajac.

— Alez to godzina drogi. Nie wyglupiaj sie.

— No coz, myslalem… Skoro…

— Nie wyglupiaj sie.

— W porzadku. Gdzie jest sracz?

— Trzecie drzwi na lewo.

Wrociwszy z ubikacji, Bedap zaproponowal, ze przespi sie na podlodze, ale poniewaz nie bylo dywanu, cieply zas koc tylko jeden, Szevek uznal ten pomysl za glupi. Obaj byli w ponurym nastroju i wsciekli, przepelnieni uraza, jakby stoczyli ze soba pojedynek na piesci, lecz nie zdolali wyladowac calego gniewu. Szevek rozwinal posciel i polozyli sie. Po zgaszeniu lampy napelnila pokoj srebrzysta ciemnosc — polmrok miejskiej nocy, kiedy to swiatlo odbija sie blada luna od lezacego na ziemi sniegu. Bylo zimno.

Z wdziecznoscia przyjmowali cieplo swoich cial.

— Wycofuje to o kocu.

— Sluchaj, Dap, ja nie chcialem…

— Och, pogadamy o tym jutro.

— W porzadku.

Przysuneli sie do siebie blizej. Szevek przekrecil sie na brzuch i po paru minutach juz spal. Bedap probowal nie usnac, ale po chwili zsunal sie w cieplo, i glebiej jeszcze: w bezbronnosc i ufnosc snu. W nocy jeden z nich krzyczal cos przez sen. Drugi, mamroczac slowa otuchy, wyciagnal ospale reke — i slepy, cieply ciezar tego dotyku przewazyl nad wszelkim strachem.

Spotkali sie nastepnego dnia wieczorem, aby sie zastanowic, czy powinni, czy tez nie, zyc ze soba przez jakis czas jak za mlodych lat. Nalezalo to omowic, poniewaz Szevek byl zdecydowanie heteroseksualny, Bedap zas zdecydowanie homoseksualny, wiec przyjemnosc z takiego zwiazku przypadlaby glownie Bedapowi.

Szevekowi zalezalo jednak bardzo na odnowieniu starej przyjazni, gdy sie wiec zorientowal, jak wiele znaczy dla Bedapa jej seksualna strona, ze stanowi dlan ona prawdziwe jej dopelnienie, ujal sprawy w swoje rece i dopilnowal, z czulym naleganiem, zeby Dap spedzil z nim rowniez i noc. Wprowadzili sie do wolnej pojedynki w bloku w srodmiesciu i mieszkali tam razem okolo dekady; potem sie znowu rozeszli, Bedap wrocil do swojej noclegowni, Szevek do pokoju numer 46. Zadna ze stron nie odczuwala dostatecznie silnego pozadania, aby ten zwiazek mogl trwac. Odnowili po prostu wzajemne do siebie zaufanie.

Widujac sie z Bedapem niemal codziennie, Szevek zastanawial sie czasem, za co tez darzy go taka sympatia i ufnoscia. Obecne poglady przyjaciela uwazal za odpychajace, jego natretna zas sklonnosc do ich omawiania za meczaca. Spierali sie zazarcie niemal przy kazdym spotkaniu. Zadali jeden drugiemu niemalo bolu.

Rozstajac sie z Bedapem, Szevek wyrzucal sobie czepianie sie przezytej lojalnosci, nic wiecej, i przysiegal sobie z gniewem, ze wiecej sie z Bedapem nie zobaczy.

Nie sposob bylo jednak zaprzeczyc, ze bardziej lubil go jako mezczyzne niz przedtem jako chlopca. Nieporadny, namolny, dogmatyczny, wywrotowy — to wszystko mozna mu bylo zarzucic, zdobyl sobie jednak wolnosc mysli, ktorej Szevek pragnal, chociaz jej przejawow nienawidzil. Mial swiadomosc, ze Bedap odmienil jego zycie, ze ruszyl wreszcie z martwego punktu i ze stalo sie to za sprawa druha z lat mlodosci. Walczyl z nim o kazdy krok na tej drodze, a jednak wciaz do niego wracal — zeby klocic sie, zadawac rany i rany odbierac, zeby — wsrod zaprzeczen, odtracen, gniewnych dasow — znalezc to, czego szukal. Nie wiedzial, czego szuka.

Ale wiedzial, gdzie tego szukac.

W sferze mysli byl to w jego zyciu okres rownie smutny co wczesniejsze lata. Nadal nie posuwal sie w swej pracy; prawde mowiac, odszedl calkowicie od fizyki czasu i wrocil do skromnych prac laboratoryjnych; w asyscie zrecznego, milczacego technika przeprowadzal rozmaite doswiadczenia nad promieniotworczoscia, badal predkosci subatomowe. Bylo to pole dobrze juz wydeptane, totez jego spoznione na nie wstapienie zostalo przez jego kolegow przyjete jako przyznanie sie do porazki w probach uchodzenia za oryginalnego. Syndykat czlonkow Instytutu przydzielil mu kurs przygotowawczy z fizyki matematycznej. Nie doznal uczucia triumfu z przyznania mu nareszcie samodzielnych zajec, tak to bowiem wlasnie wygladalo — przydzielono mu je, zezwolono mu na nie. Nic go juz nie cieszylo. Fakt, ze sciany jego sztywnego, purytanskiego sumienia poszerzyly sie tak radykalnie, zapewnialo wszystko procz komfortu. Odczuwal chlod, czul sie zagubiony. Ale poniewaz nie mial sie dokad wycofac, zadnego miejsca, gdzie moglby sie schronic, brnal w ten ziab coraz dalej, coraz beznadziejniej zagubiony.

Bedap mial wielu przyjaciol — kaprysna, wiecznie niezadowolona paczke — sposrod ktorych paru zapalalo sympatia do niesmialego odludka. Szevekowi nie byli oni blizsi od jego pospolitszych znajomych z Instytutu, ciekawsza jednak wydawala sie ich umyslowa niezaleznosc. Zachowywali wolnosc przekonan nawet za cene ekscentrycznosci. Kilku z nich nalezalo do intelektualnych nuchnibi, ktorzy od lat nie splamili sie praca na stalej posadzie.

Szevek — gdy nie przebywal w ich towarzystwie — potepial ich surowo.

Byl w ich gronie kompozytor imieniem Salas. On i Szevek zapragneli uczyc sie jeden od drugiego. Salas byl na bakier z matematyka, lecz gdy tylko Szevek byl w stanie objasniac mu fizyke w analogicznym albo doswiadczalnym trybie, okazywal sie chetnym i pojetnym uczniem. Szevek rownie chlonnie sluchal wszystkiego, co Salas mogl mu wylozyc z teorii muzyki, oraz wszystkiego, co mu puszczal z tasmy lub wygrywal na swym portatywie. Niektore jednak rzeczy, jakich sie od kompozytora dowiedzial, poruszyly go do glebi. Salas dostal skierowanie do brygady kopaczy kanalow na rowninach Temae, na wschod od Abbenay.

Na trzy dni, ktore mial wolne w dekadzie, zjezdzal do miasta i zatrzymywal sie u ktorejs z dziewczat. Szevek zakladal, ze bierze on te skierowania, bo chce dla odmiany popracowac troche na swiezym powietrzu, lecz pozniej dowiedzial sie, ze Salas nigdy nie dostal skierowania na posade zwiazana z muzyka ani do zadnej innej pracy jak tylko do niewykwalifikowanej.

— Jakie ty masz zaszeregowanie w Kompopracu? — zapytal zdumiony.

— Kartel robot ogolnych.

— Alez ty jestes wykwalifikowany! Spedziles szesc czy osiem lat w konserwatorium Syndykatu Muzyki, czyz nie? Dlaczego nie skieruja cie do uczenia muzyki?

— Kierowali. Odmowilem. Jeszcze przez jakies dziesiec lat nie bede gotow do nauczania. Pamietaj, ze jestem kompozytorem, a nie wykonawca.

— Ale przeciez musza istniec jakies posady i dla kompozytorow.

— Gdzie?

— W Syndykacie Muzyki, jak przypuszczam.

— Tylko ze syndykom muzyki nie podobaja sie moje kompozycje. Ani wielu innych nie bardzo, jak na razie, za nimi przepada.

Nie moge stanowic syndykatu sam dla siebie, prawda?

Salas byl malym koscistym czlowiekiem, wylysialym juz na gornej czesci twarzy i ciemieniu; resztke wlosow nosil krotko w postaci jedwabistego, bezowego opierzenia na karku i wokol podbrodka. Mial zniewalajacy usmiech, siateczka zmarszczek pokrywajacy jego wyrazista twarz.

— Widzisz, ja nie pisze tak, jak mnie nauczono pisac w konserwatorium. Pisze muzyke dysfunkcjonalna. — Usmiechnal sie jeszcze bardziej ujmujaco niz zwykle. — Oni zycza sobie choralow. Ja nie znosze choralow. Oni zycza sobie takich rozwlekle harmonicznych kawalkow, jakie pisal Sessur. Ja nie znosze muzyki Sessura… Pisze teraz utwor na orkiestre kameralna. Sadze, ze moglbym dac mu tytul Zasada jednoczesnosci. Piec instrumentow, z ktorych kazdy gra odrebny, powracajacy temat; zadnej przyczynowosci muzycznej; proces progresywny dokonuje sie wylacznie poprzez wzajemna relacje czesci. Stwarza to cudowna harmonie. Ale oni jej nie slysza. Nigdy jej nie uslysza. Nie sa do tego zdolni.

Szevek zamyslil sie na chwile.

— A gdybys tak nazwal swoja kompozycje Uroki solidarnosci — zapytal — czy wowczas by uslyszeli?

— Do czorta! — wtracil Bedap, ktory sie im przysluchiwal. — To pierwsza cyniczna uwaga, jaka w zyciu wyglosiles, Szev. Witaj w naszym gronie!

Salas rozesmial sie.

Вы читаете Wydziedziczeni
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ОБРАНЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату