ze jest to eksperyment na polu nieautorytarnego komunizmu, trwajacy juz od stu siedemdziesieciu lat. Czytalam troche pism Odo — niezbyt wiele. Sadzilam jednak, ze to wszystko nie ma istotniejszego znaczenia dla obecnego biegu spraw na Urras; ze to cos odleglego — ot, ciekawy eksperyment. Mylilam sie jednak, prawda? To jest wazne. Byc moze Anarres stanowi klucz do Urras… Rewolucjonisci z Nio wywodza sie z tej samej co wy tradycji. Nie strajkowali wylacznie o podwyzke plac ani w protescie przeciw poborowi. Sa nie tylko socjalistami — to anarchisci; strajkowali przeciwko wladzy. Rozmiary demonstracji, natezenie zbiorowych emocji, paniczna reakcja rzadu — widzisz, to wszystko wydaje sie niezwykle trudne do pojecia.
Skad az tak gwaltowny bunt? Tutejszy rzad nie jest znow az tak despotyczny. Bogaci sa istotnie szalenie bogaci, ale biedni wcale nie sa tacy biedni. Nie zyja w niewoli, nie cierpia glodu. Dlaczego nie kontentuja sie chlebem i narzekaniem? Czemu sa tacy przewrazliwieni?… Zaczynam juz pojmowac przyczyne. Niezrozumiale pozostaje jednak dla mnie, dlaczego rzad A-Io, wiedzac, ze ta liberalna tradycja jest nadal zywa, zdajac sobie sprawe z nastrojow niezadowolenia panujacych w miastach przemyslowych, mimo wszystko cie tutaj sprowadzil. To jakby wnosic zapalke do fabryki prochu!
— Nie zamierzano mnie dopuszczac do fabryki prochu. Chciano mnie trzymac z dala od narodu, mialem pedzic zycie posrod uczonych i bogaczy. Nie ogladac nedzy. Nie ogladac brzydoty.
Chciano mnie trzymac w wymoszczonym wata pudeleczku, zapakowanym w kartonowe pudlo owiniete w celofan, jak wszystko tutaj. Mialem zyc szczesliwie na tej wysciolce i zajac sie praca, ktorej nie moglem wykonywac na Anarres. Skonczywszy mialem im wreczyc rezultaty, by wam mogli grozic.
— Grozic nam? Chcesz powiedziec: grozic Terrze, Hain i innym gwiezdnym mocarstwom? Czym grozic?
— Anihilacja przestrzeni.
Umilkla na chwile.
— Tym sie wiec zajmujesz? — zapytala swym pokornym, zabawnym glosem.
— Nie. Nie tym sie zajmuje! Przede wszystkim nie jestem wynalazca, inzynierem. Jestem teoretykiem. Oczekuja ode mnie teorii. Ogolnej teorii pola w fizyce czasu. Czy wiesz, co to takiego?
— Wasza cetenska fizyka, wasza Nauka Szlachetna, to dla mnie czarna magia, Szevek. Nie mam przygotowania z matematyki, z fizyki, z filozofii, a ona wydaje sie miescic w sobie to wszystko, plus kosmologie i inne dziedziny na dokladke. Wiem jednak, co masz na mysli, gdy mowisz: teoria jednoczesnosci, orientuje sie tez, co znaczy teoria wzglednosci; to znaczy wiem, do jak niezwyklych rezultatow praktycznych teoria ta doprowadzila; przyjmuje wiec, ze i wasza fizyka czasu moze otworzyc droge nowym technologiom.
Skinal glowa.
— To, na czym im zalezy — powiedzial — to momentalne przerzuty materii w przestrzeni. Przeskok. Podroze kosmiczne, pojmujesz, bez pokonywania przestrzeni i uplywu czasu. Moga to jeszcze osiagnac, choc nie dzieki moim rownaniom, jak sadze. Moga jednak, jesli zechca, zbudowac przy ich pomocy astrograf. Czlowiek nie zdola przeskakiwac ogromnych otchlani, lecz idee tak.
— Co to jest astrograf, Szevek?
— Pewna koncepcja. — Usmiechnal sie niewesolo. — Ma to byc urzadzenie umozliwiajace komunikowanie sie pomiedzy dwoma dowolnymi punktami w przestrzeni bez przedzialu czasu. Nie bedzie ono, oczywiscie, przesylalo wiadomosci; jednoczesnosc oznacza identycznosc. Naszym jednak zmyslom taka jednoczesnosc bedzie sie przedstawiala jako transmisja, przekaz. Totez bedziemy mogli poslugiwac sie nia do prowadzenia rozmow miedzy swiatami bez tego dlugiego wyczekiwania na dotarcie wiadomosci i powrot odpowiedzi, ktorego wymagaja fale elektromagnetyczne.
Prosty sobie w gruncie rzeczy przyrzad. Cos w rodzaju telefonu.
Rozesmiala sie.
— Ach, ta prostota fizykow! Moglabym wiec podniesc taki — astrograf? — i porozmawiac z moim synem w Delhi? I z wnuczka, ktora miala piec lat, kiedy wyjechalam, a przybylo jej nastepnych jedenascie w czasie mej podrozy z Terry na Urras statkiem poruszajacym sie z predkoscia bliska predkosci swiatla… Moglabym sie dowiedziec, co dzieje sie w domu teraz, a nie co sie zdarzylo jedenascie lat temu. Mozna by podejmowac decyzje, osiagac porozumienia, dzielic sie informacjami. Moglabym rozmawiac z dyplomatami z Chiffewaru, a ty — z fizykami na Hain. Nie trzeba by czekac pokolen, zeby jakas mysl przeniosla sie ze swiata do swiata… Wiesz co, Szevek? Wydaje mi sie, ze ten twoj prosciutki przyrzadzik moglby odmienic zycie miliardow ludzi dziewieciu Znanych Swiatow.
Przytaknal.
— Umozliwilby powstanie ligi swiatow. Zawiazanie federacji.
Dotychczas lata, dekady dzielily odjazd od przyjazdu, pytanie od odpowiedzi. To tak, jakbys wynalazl mowe! Mozemy rozmawiac — nareszcie bedziemy mogli ze soba rozmawiac.
— I co bys takiego powiedziala?
Gorycz w jego glosie sploszyla ja. Popatrzyla na niego i milczala.
Pochylil sie na fotelu i potarl bolesnie czolo.
— Posluchaj — rzekl — musze ci wytlumaczyc, po co do was przybylem, po co w ogole przyjechalem na ten swiat. Przybylem tu dla idei. Z powodu idei. Aby sie jej uczyc, zeby jej uczyc, by sienia dzielic. Widzisz, my na Anarres odcielismy sie od pozostalych swiatow. Nie rozmawiamy z innymi ludzmi, z reszta ludzkosci.
Tam nie moglbym ukonczyc mojej pracy. A chocbym i mogl, oni jej nie chcieli, nie widzieli z niej pozytku. Przybylem wiec tutaj.
Tu znajduje to, czego mi potrzeba: rozmowy, dzielenie sie przemysleniami, doswiadczenia w Laboratoriach Badan nad Swiatlem dowodzace czegos, co nie bylo ich celem, ksiegi teorii wzglednosci z obcego swiata — bodziec, jakiego mi brakowalo. Tak wiec doprowadzilem wreszcie ma prace do konca. Nie jest jeszcze spisana, mam juz jednak rownania, ogolny zarys, jest w gruncie rzeczy gotowa. Ale dla mnie wazne sa nie tylko idee w mojej glowie. Moje spoleczenstwo to takze idea. Ona mnie stworzyla. Idea wolnosci, przemiany, ludzkiej solidarnosci, idea wzniosla. Bylem przerazliwie glupi, ale przeciez dostrzeglem wreszcie, ze poswiecajac sie jednej — fizyce — zdradzam druga. Pozwalam, zeby posiadacze kupili ode mnie prawde.
— A coz innego mogles zrobic, Szevek?
— Czy naprawde nie ma alternatywy dla sprzedazy? Czy nie istnieje cos takiego jak dar?
— Owszem…
— Czy nie rozumiesz, ze chce wam ja dac, wam, Hain oraz innym swiatom, i krajom na Urras tez? Ofiarowac ja, ale wam wszystkim! By zadne z was nie moglo jej uzyc w sposob, w jaki chciala to uczynic A-Io — dla zdobycia wladzy nad innymi, dla wzbogacenia sie, dla wygrywania wojen. Zebyscie nie mogli zrobic z tej prawdy samolubnego uzytku, a uzyli jej dla dobra wspolnego.
— W koncu prawda zawsze sluzy wspolnemu dobru — zauwazyla Keng.
— W koncu, zgoda, lecz ja nie chce czekac konca. Mam tylko I jedno zycie i nie mysle poswiecac go zachlannosci, spekulacji i klamstwu. Nie zamierzam sluzyc zadnemu panu.
Spokoj Keng byl juz znacznie bardziej wymuszony i narzucony sobie niz na poczatku ich rozmowy. Sila osobowosci Szeveka, nie mitygowanej kalkulacja ani wzgledem na samego siebie, byla przemozna. Wstrzasnal nia ten czlowiek, wpatrywala sie wen ze wspolczuciem i nieomal zgroza.
— Jakie ono jest — odezwala sie — jakie tez moze byc to spoleczenstwo, ktore cie wydalo? Sluchalam, kiedy mowiles o Anarres tam na placu, i plakalam, lecz tak naprawde nie wierzylam ci. Ludzie zawsze tak mowia o domu, o dalekiej ojczyznie… Ale ty nie jestes taki jak inni. Ty sie roznisz.
— Odroznia mnie idea — przyznal. — Rowniez i dla niej tu przybylem. Dla tej idei — Anarres. Skoro moj narod odmawia wyjrzenia za wlasne oplotki, pomyslalem, ze moglbym naklonic innych, zeby zainteresowali sie nami. Pomyslalem sobie, ze zamiast trzymac sie na uboczu, za murem, byloby lepiej stac sie spoleczenstwem jak inne spoleczenstwa, swiatem jak inne swiaty, takim, ktory daje i bierze. Lecz tu sie mylilem, mylilem sie gruntownie.
— Czemuz to? Z pewnoscia…
— Bo tu na Urras nie ma nic, ale to nic takiego, czego my, Anarresyjczycy, bysmy potrzebowali! Sto siedemdziesiat lat temu odeszlismy stad z pustymi rekami — i dobrzesmy zrobili. Nie wzielismy ze soba nic. Bo tez nie ma tu nic godziwego — sa tylko panstwa z ich arsenalami, bogacze z ich klamstwami i biedacy z ich nedza.
Na Urras nie mozna dzialac uczciwie, z czystym sumieniem. Nie mozesz uczynic nic, zeby sie w to nie wmieszal zysk, strach przed strata, pragnienie wladzy. Nie mozesz powiedziec nikomu dzien dobry, nie ustaliwszy, kto z was dwoch stoi wyzej, albo nie probujac swojej wyzszosci dokazac. Nie mozesz odnosic sie do innych jak