— Taka jak ta?

Z kieszeni plaszcza wyjal ksiazke — mala, przeznaczona do noszenia w kieszeni, oprawiona na zielono (jak wiekszosc ksiazek), z wytloczonym na okladce Kolem Zycia. Byla gesto zadrukowana, drobna czcionka, z waskimi marginesami, papier byl bowiem substancja, dla wytworzenia ktorej trzeba bylo duzo drzew holum i ludzkiej pracy — jak to zawsze podkreslal magazynier w osrodku ksztalceniowym, gdy sie podarlo kartke i przychodzilo po nowa.

Palat otworzyl ksiazke. Dwukolumnowa strone wypelnialy kolumny liczb. Mial je oto przed oczami — takie, jakie sobie wyobrazil.

Bral do reki przymierze sprawiedliwosci wiecznej. „Tablice logarytmiczne, podstawy 10 i 12” — glosil tytul nad Kolem Zycia na okladce.

Jakis czas studiowal pierwsza strone.

— Do czego to sluzy? — zapytal, owe wzory przedstawiono tam bowiem najwyrazniej nie dla samego tylko ich piekna.

Siedzac obok niego na twardej lawce w zimnej, marnie oswietlonej swietlicy domicylu, inzynier zaczal objasniac synowi logarytmy. Dwaj starcy grali w drugim koncu pomieszczenia w pchelki, wybuchajac co chwila rechotliwym smiechem. Weszla para nastolatkow; zapytali o wolna pojedynke i szybko sie do niej udali.

O metalowy dach parterowego domicylu zabebnil deszcz i wnet ustal. Nigdy nie padal dlugo. Palat wyjal suwak logarytmiczny i objasnil Szevekowi jego dzialanie; Szevek w zamian pokazal mu Kwadrat i wytlumaczyl zasade jego ulozenia. Zrobilo sie bardzo Pozno, nim zdali sobie sprawe, ktora jest godzina. Puscili sie biegiem przez cudownie pachnaca deszczem, blotnista ciemnosc do domu chlopca. Dostali bure od stroza; duszac sie ze smiechu, cmokneli sie na pozegnanie, po czym Szevek pobiegl do okna w zbiorowej sypialni, z ktorego mogl widziec, jak Palat odchodzi jedyna ulica w Rowninnem, tonaca w wilgotnej, naelektryzowanej ciemnosci.

Polozyl sie do lozka z ubloconymi nogami i zaraz zasnal. Przysnilo mu sie, ze idzie droga przez nagie pole — Daleko w przodzie widniala jakas linia, przecinajaca droge. Zblizywszy sie do niej, stwierdzil, ze to mur. Przecinal naga rownine od horyzontu po horyzont — solidny, mroczny i niezwykle wysoki. Droga dobiegala do niego i konczyla sie.

Musial isc dalej, ale nie mogl. Mur go zatrzymal. Wzbieral w nim bolesny, gniewny strach. Musi isc dalej albo juz nigdy nie wroci do domu. Ale przed nim stal mur. Przejscia nie bylo.

Uderzyl piesciami w gladka powierzchnie, krzyknal. Jego ochryply krzyk przypominal krakanie. Skulil sie, przerazony tym dzwiekiem, a wtedy jakis glos powiedzial: „Spojrz”. Byl to glos ojca. Odniosl wrazenie, ze byla tam i jego matka, Rulag, choc nie widzial jej (nie pamietal jej twarzy). Wydawalo mu sie, ze ona i Palat stoja w ciemnosci pod murem na czworakach, zwalisci i uksztaltowani odmiennie od istot ludzkich. Wskazywali mu cos, co lezalo na ziemi, w jalowym pyle, na ktorym nic nie roslo. Lezal tam kamien, ciemny jak sam mur; na jego powierzchni (a moze w jego wnetrzu) widniala jakas cyfra; pomyslal zrazu, ze to piatka, potem wzial ja za jedynke, wreszcie zrozumial, jaka to liczba — byla to liczba prymarna, ktora jest zarazem jednoscia i wieloscia.

„Oto kamien wegielny” — odezwal sie czyjs znajomy, ukochany glos; Szeveka przejela radosc. W mroku cienia nie wznosil sie juz mur; zrozumial, ze wrocil — byl w domu.

Pozniej nie byl w stanie przypomniec sobie szczegolow tego snu, owego jednak uczucia przepelniajacej go radosci nie zapomnial. Nigdy niczego podobnego nie doswiadczyl. Byl tak pewien istnienia tej radosci — niczym pojedynczego blysku palacego sie stale swiatla — ze nigdy, mimo ze doznal jej we snie, nie uwazal jej za nierzeczywista. Jakkolwiek istniala naprawde, nie mogl jej odzyskac, ani teskniac za nia, ani probujac ja wysilkiem woli poczuc.

Mogl sobie o niej tylko przypominac — po przebudzeniu. Gdy zas nawiedzaly go ponownie sny o murze (co niekiedy sie zdarzalo), byly to sny posepne i przepelnione poczuciem bezradnosci.

Idee „wiezienia” zaczerpneli z epizodow Zywota Odo — lektury obowiazkowej dla wszystkich, ktorzy obrali sobie za przedmiot historie. W ksiazce tej natykali sie na wiele miejsc niejasnych, a w Rowninnem nie bylo nikogo, kto by na tyle znal historie, zeby je im objasnic; nim jednak dotarli do lat spedzonych przez Odo w twierdzy w Drio, pojecie „wiezienia” wyjasnilo sie samo. Wedrowny nauczyciel historii, ktory podowczas zawital w miescie, objasnil im to zagadnienie obszerniej — acz z niechecia, jakiej zwykle doswiadcza przyzwoity czlowiek, zmuszony tlumaczyc dzieciom rzeczy nieprzyzwoite. Istotnie — przyznal — wiezienie bylo miejscem, do ktorego panstwo wsadzalo ludzi, ktorzy zlamali jego prawa. Wiec czemu stamtad po prostu nie wychodzili? Nie mogli, drzwi byly zamkniete. Jak to zamkniete? No, jak drzwi jadacej ciezarowki, zebyscie nie wypadli, gluptasy! I co oni robili, siedzac tyle czasu w jednym pomieszczeniu? Nic. Nie mieli tam nic do roboty. Ogladaliscie obrazki przedstawiajace Odo w celi wieziennej w Drio, prawda? Wizerunek cierpliwej buntowniczki — pochylona siwa glowa, zacisniete dlonie — nieruchomej w gestniejacym mroku. Czasem wiezniow skazywano na roboty. Skazywano? Hm, to znaczy, ze sedzia — osoba upowazniona przez prawo — nakazywal im wykonywanie jakiejs fizycznej pracy. Nakazywal? A jesli nie chcieli jej wykonywac? Hm, byli do tego zmuszani; jesli nie pracowali, byli bici. — Dreszcz zgrozy przebiegl dzieciecych sluchaczy, jedenaste — i dwunastolatkow; zaden nie zostal nigdy uderzony ani nie byl swiadkiem, jak kogos uderzono (chyba ze w naglym porywie gniewu).

Tirin zadal pytanie, ktore cisnelo sie na usta wszystkim:

— Chcesz powiedziec, ze kilku bilo jednego?

— Tak.

— Dlaczego ich nie powstrzymywano?

— Straznicy mieli bron. Wiezniowie nie — odparl nauczyciel.

Wyrzucil to z siebie ze zloscia, jak czlowiek zmuszony do powiedzenia czegos ohydnego i faktem tym zaklopotany.

Zwykly powab perwersji zblizyl do siebie Tirina, Szeveka i trzech innych chlopcow. Dziewczeta ze swojego grona wykluczyli — nie potrafiliby wyjasnic dlaczego. Tirin wynalazl idealne wiezienie — pod zachodnim skrzydlem osrodka ksztalceniowego.

Byl to zalom w fundamentach, na tyle przestronny, by moc pomiescic jedna siedzaca badz lezaca osobe, ograniczony z bokow trzema betonowymi scianami, a od gory stropem; poniewaz fundamenty stanowily czesc betonowej formy, podloga owej wneki byla spojona ze scianami, ciezka zas plyta oblicowki z piankowca szczelnie ja zamykala. Drzwi owe powinny byc jednak zawarte.

Stwierdzili doswiadczalnie, ze dwie podpory, zaklinowane o licowa sciane, unieruchamialy plyte z zatrwazajaca skutecznoscia.

Nikt, kogo by tam zamknieto, nie zdolalby otworzyc tych drzwi.

— A swiatlo?

— Nie bedzie swiatla — zawyrokowal Tirin. Mowil o podobnych sprawach tonem znawcy, gdyz jego wyobraznia pozwalala mu dotrzec do ich istoty. Wykorzystywal w tym celu wszystkie znane sobie fakty, ale to nie fakty natchnely go ta pewnoscia siebie. — W twierdzy w Drio trzymano wiezniow w ciemnosciach. Przez cale lata.

— Musi byc choc dostep powietrza — zauwazyl Szevek. — Te drzwi sa szczelne jak drzwi komory prozniowej. Musimy w nich zrobic otwor.

— Przewiercenie sie przez piankowiec zajeloby nam godziny.

A zreszta kto wytrzyma w tym pudle tyle, zeby mu az zabraklo powietrza!

Chor ochotnikow i pretendentow.

Tirin obrzucil ich drwiacym spojrzeniem.

— Powariowaliscie wszyscy. Kto by sie dobrowolnie dawal zamykac w czyms takim? Po co?

Zadowalal go sam pomysl — zreszta jego wlasny — zbudowania wiezienia; nie podejrzewal nawet, ze niektorym wyobraznia nie wystarcza: musza wejsc do celi, sprobowac otworzyc zamkniete na glucho drzwi.

— Chce sie przekonac, jak to jest — oswiadczyl Kadagv, zuchwaly, powazny dwunastolatek o rozrosnietej piersi.

— Puknij sie w glowe! — zasmial sie kpiaco Tirin, lecz pozostali chlopcy poparli Kadagva.

Szevek przyniosl z warsztatu swider i wywiercili w „drzwiach” dwucentymetrowy otwor na wysokosci nosa. Trwalo to — zgodnie z przewidywaniami Tirina — blisko godzine.

— Jak dlugo chcesz tam siedziec, Kad? Godzinke?

— Sluchajcie — rzekl Kadagv — skoro mam byc wiezniem, nie moge sam o tym decydowac. Nie jestem wolny. Wy musicie postanowic, kiedy mnie wypuscic.

Вы читаете Wydziedziczeni
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×