— To sie jeszcze okaze — mruknela Cappuccio. Skinela na mnie glowa. — Pan Morgan moze rzucic na to troche swiatla.

— W porzadku — rzekl Matthews. — Nie badzmy, hm… — Polozyl dlonie plasko na stole konferencyjnym. — Najwazniejsze, zebysmy, hm, Irene?

Cappuccio skinela glowa i spojrzala na mnie.

— Moze nam pan powiedziec, co dokladnie zaszlo wczoraj, tuz przed napadem na detektyw Morgan?

— Irene, dobrze wiesz, ze w sadzie to by nie przeszlo — powiedzial Simeon. — Napad? Badzmy powazni.

Cappuccio patrzyla na niego zimnym, nieruchomym wzrokiem, jak sie zdawalo, bardzo dlugo, choc tak naprawde trwalo to moze dziesiec sekund.

— No dobrze — odezwala sie, odwracajac sie do mnie. — Tuz zanim jego klient ugodzil nozem Debore Morgan. Chyba nie zaprzeczysz, ze to zrobil, prawda? — spytala Simeona.

— Posluchajmy, co sie stalo — powiedzial Simeon z cierpkim usmiechem.

Cappuccio skinela mi glowa.

— Prosze bardzo — rzucila. — Niech pan zacznie od poczatku.

— Coz — wymamrotalem i na razie tylko tyle moglem z siebie wydobyc. Czulem na sobie spojrzenia; wiedzialem, ze czas plynie, ale nie przychodzilo mi do glowy nic bardziej przekonujacego. Milo bylo wreszcie sie dowiedziec, kim jest Alex Doncevic; zawsze dobrze jest znac nazwiska ludzi, ktorzy dzgaja nozem czlonkow twojej rodziny.

Tyle ze kimkolwiek byl, nie figurowal na liscie, ktora sprawdzalismy z Debora. Zapukala do tych drzwi, bo szukala kogos nazwiskiem Brandon Weiss…

…i dostala nozem od kogos zupelnie innego, kto na sam widok jej odznaki wpadl w taka panike, ze chcial uciec i posunal sie do proby zabojstwa?

Dexter nie wymaga, by swiat rzadzil sie rozumem. W koncu zyje tu dosc dlugo, by wiedziec, ze logika to towar deficytowy. To jednak mialo sens, tylko gdyby przyjac, ze jesli zapukasz do losowo wybranych domow w Miami, jedna osoba na trzy, ktore otworza, gotowa bedzie cie zabic. I choc hipoteza ta miala ogromny urok, nie wydawala sie wielce prawdopodobna.

Co wiecej, w tej chwili wazniejszy byl fakt, ze Doncevic pchnal Debore nozem, niz pytanie, dlaczego to zrobil. Po co jednak zwolywac z tego powodu tak dostojne grono, nie mialem pojecia. Matthews, Cappuccio, Salguero — ci ludzie nie spotykali sie codziennie przy kawie.

Domyslilem sie wiec, ze dzieje sie cos nieprzyjemnego i ze od tego, co powiem, zalezy, jak bardzo bedzie to nieprzyjemne. Poniewaz jednak nie wiedzialem, o co tak naprawde chodzi, nie mialem pojecia, co nalezy powiedziec. Bylo zbyt wiele informacji, ktore nijak nie trzymaly sie kupy, i nawet moj wszechpotezny mozg sobie nie radzil. Odchrzaknalem, by zyskac na czasie, ale dalo mi to raptem kilka sekund i gdy minely, wszyscy wciaz na mnie patrzyli.

— Coz — powtorzylem. — Hm, od poczatku? To znaczy, ee…

— Pojechaliscie przesluchac pana Doncevicia — podpowiedziala mi Cappuccio.

— Nie, hm… nie do konca.

— Nie do konca — powiedzial Simeon, jakby ktorys z nas nie rozumial tych slow. — Co to wlasciwie znaczy „nie do konca”?

— Pojechalismy przesluchac czlowieka nazwiskiem Brandon Weiss — wyjasnilem. — Otworzyl Doncevic.

Cappuccio skinela glowa.

— Co powiedzial, kiedy sierzant Morgan sie wylegitymowala?

— Nie wiem — odparlem.

Simeon zerknal na Cappuccio.

— Obstrukcja — odezwala sie bardzo glosnym szeptem. Zbyla go machnieciem reki.

— Panie Morgan. — Zerknela w rozlozone przed nia akta. — Dexter. — Spojrzala na mnie z lekkim drgnieniem ust, ktore zapewne stanowilo jej wersje serdecznego usmiechu. — Nie zeznajesz pod przysiega, nic ci nie grozi. Chcemy tylko ustalic, co zaszlo przed samym napadem.

— Rozumiem — odrzeklem. — Ale ja bylem w samochodzie.

Simeon wyprezyl sie jak struna.

— W samochodzie — skomentowal. — Nie pod drzwiami z sierzant Morgan.

— Zgadza sie.

— Czyli nie slyszal pan, co zostalo badz nie zostalo powiedziane. — Uniosl brew tak wysoko, ze mozna by ja wziac za maly tupecik na tej lsniacej lysej glowie.

— Zgadza sie.

Cappuccio wychylila sie w moja strone.

— Ale zeznales, ze sierzant Morgan sie wylegitymowala.

— Tak — potwierdzilem. — Widzialem ja.

— Siedzac w samochodzie, ktory jak daleko stal? — odparl Simeon. — Wiecie, co moglbym zrobic z tym w sadzie?

Matthews odkaszlnal.

— Nie badzmy, ee… Sad to nie, hm, nie musimy zakladac, ze to sie skonczy w sadzie — powiedzial.

— Bylem duzo blizej, kiedy zaatakowal mnie — dodalem w nadziei, ze to choc troche pomoze.

Ale Simeon zbyl mnie machnieciem reki.

— Obrona wlasna — orzekl. — Jesli nie wylegitymowala sie jak nalezy, mial swiete prawo sie bronic!

— Wylegitymowala sie, jestem tego pewien — odparlem.

— Nie mozna byc tego pewnym; nie z odleglosci pietnastu metrow! — rzucil Simeon.

— Widzialem to — oznajmilem i mialem nadzieje, ze nie zabrzmialo to tak, jakbym marudzil. — Poza tym Debora nigdy by o tym nie zapomniala; zna wlasciwa procedure, odkad nauczyla sie chodzic.

Simeon pogrozil mi bardzo dlugim palcem wskazujacym.

— A to jeszcze jeden szczegol, ktory mi sie nie podoba. Co pana laczy z sierzant Morgan?

— Jest moja siostra — odparlem.

— Panska siostra — powtorzyl i w jego ustach zabrzmialo to jak „panska nikczemna pomagierka”. Teatralnie pokrecil glowa i rozejrzal sie po sali. Uwaga wszystkich bezapelacyjnie skupiala sie na nim i wyraznie byl z tego zadowolony. — Coraz lepiej — powiedzial z usmiechem o wiele ladniejszym od usmiechu Cappuccio.

Salguero po raz pierwszy zabral glos.

— Debora Morgan ma czysta kartoteke. Pochodzi z policyjnej rodziny, jest i zawsze byla czysta pod kazdym wzgledem.

— To, ze rodzina jest policyjna, nie znaczy, ze jest czysta — podsumowal Simeon. — Policjanci kryja sie nawzajem i dobrze o tym wiecie. To oczywiste, ze mamy tu do czynienia z dzialaniem w obronie wlasnej, naduzyciem wladzy i proba tuszowania faktow. — Wyrzucil rece do gory. — Rzecz jasna nigdy nie poznamy calej prawdy w obliczu tej iscie bizantyjskiej sieci powiazan rodzinnych i zawodowych. Chyba trzeba sie bedzie zdac na sad.

Po raz pierwszy odezwal sie Ed Beasley — szorstko, bez popadania w histerie tak, ze zapragnalem serdecznie uscisnac mu dlon.

— Policjantka jest na intensywnej terapii — powiedzial. — Dlatego ze twoj klient przebil ja nozem. Nie potrzebujemy sadu, zeby to ustalic, Kwami.

Simeon pokazal Beasleyowi wyszczerzone biale zeby.

— Moze i nie, Ed — odrzekl. — Ale moj klient ma taka mozliwosc. Przynajmniej dopoki nie obalicie konstytucji.

Wstal.

— Tak czy owak — dodal — mysle, ze to wystarczy, by zalatwic mojemu klientowi zwolnienie za kaucja. — Kiwnal glowa Cappuccio i wyszedl.

Nastapila chwila ciszy, po czym Matthews odchrzaknal.

— Wypuszcza go, Irene?

Cappuccio zlamala olowek, ktory trzymala w dloniach.

Вы читаете Dzielo Dextera
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату