tyle dobry, na ile skromnosc pozwalala mi przyznac, znajde go duzo szybciej, niz mu sie wydawalo. W porzadku: jesli Weiss chce sie bawic, to sie pobawmy.

Ale bedziemy sie bawic na zasadach Dextera, nie jego.

20

Zawsze zaczynac od poczatku — taka jest moja dewiza, glownie dlatego, ze nie ma w niej krzty sensu. W koncu od czegokolwiek sie zaczyna, z natury rzeczy musi to byc poczatek, mam racje? Tak czy owak, komunaly istnieja po to, zeby podnosic cymbalow na duchu, a nie zeby cokolwiek znaczyc. A ze sam w tej chwili czulem sie lekko ociezaly na umysle, wyzej wspomniana mysl troche mnie pocieszyla, kiedy zajrzalem do policyjnej kartoteki Brandona Weissa.

Niewiele tego bylo: zaplacony mandat za zle parkowanie i skarga wniesiona przez Izbe Turystyczna. Nie byl poszukiwany, nie mial zadnych szczegolnych zezwolen poza prawem jazdy, nie wystapil o zgode na posiadanie broni — ani pily mechanicznej, skoro juz o tym mowa. Adres znalem; ten sam, pod ktorym Debora dostala nozem. Kiedy poszperalem troche glebiej, znalazlem jeden wczesniejszy, w Syracuse w stanie Nowy Jork. Weiss przeniosl sie tam z Kanady, z Montrealu. Szybko ustalilem, ze nadal jest obywatelem kanadyjskim.

Zadnego dobrego tropu: nic, co mozna by uznac za najmniejsza wskazowke. Inna sprawa, ze w gruncie rzeczy na nic nie liczylem, ale moja praca i moj przybrany ojciec skutecznie wpoili mi, ze sumiennosc czasem poplaca. To byl dopiero poczatek.

Pora na nastepny krok. Adres e — mailowy Weissa. Z tym bylo troche trudniej. Po pewnych nie do konca legalnych manewrach dostalem sie do listy abonentow AOL i minimalnie stan swojej poprawilem wiedzy. Obok adresu zamieszkania — tego samego, w Dzielnicy Artystycznej — podany byl bowiem takze numer telefonu komorkowego. Zapisalem go sobie, a nuz kiedys sie przyda. I tyle. Nic wiecej, z czego mialbym pozytek — az dziw, ze taka firma jak AOL nie zadaje prostych, acz kluczowych pytan typu „Gdzie schowalbys sie przed Dexterem?”

Coz, nic, co warto robic, nie jest latwe — kolejny fascynujaco idiotyczny banal. W koncu oddychanie to czynnosc wzglednie prosta, a, jak sadze, wielu madrych ludzi zgodzi sie, ze przynosi calkiem spore korzysci. Tak czy owak, w bazie danych AOL nie znalazlem nic ciekawego oprocz numeru telefonu, ktory zostawilem sobie na pozniej jako ostatnia deske ratunku. Z billingow tez pewnie nie dowiem sie niczego nowego, ale moze uda mi sie namierzyc aparat telefoniczny, jak to juz raz zrobilem, kiedy prawie uratowalem sierzanta Doakesa przed chirurgiczna modyfikacja.

Bez konkretnego powodu wrocilem na YouTube. Moze po prostu chcialem jeszcze raz popatrzec na siebie, zrelaksowanego i naturalnego. W koncu bylo to cos, czego nigdy nie widzialem, a nawet nie spodziewalem sie kiedykolwiek zobaczyc. Dexter w akcji, jak to tylko on potrafi. Obejrzalem wideo ponownie, zachwycony moja naturalnoscia i gracja. Prosze, z jakim fasonem podnioslem pile do kamery. Piekne. Prawdziwy artyzm. Powinienem pomyslec o karierze filmowej.

I w tej chwili do mojej powoli budzacej sie swiadomosci wpadla kolejna mysl. Obok okienka z filmem widnial podkreslony adres e — mailowy. Moze i nie bylem specem od YouTube’a, ale wiedzialem, ze podkreslony adres musi dokads prowadzic. Kliknalem wiec i na ekranie niemal natychmiast wyskoczylo pomaranczowe tlo osobistej strony uzytkownika YouTube. Wielkie, plomienne litery u gory strony tworzyly naglowek: „Nowe Miami”. Zsunalem kursor nizej, do okienka z napisem „Wideo (5)” zawierajacego miniatury kazdego filmu. Ten z moimi plecami mial numer cztery.

Postanowilem dzialac metodycznie i nie ograniczac sie do ponownego podziwiania mojej wybitnej kreacji, kliknalem wiec pierwszy kadr, pokazujacy twarz mezczyzny wykrzywiona w grymasie obrzydzenia. Zaczal sie film i na ekranie znow pojawil sie tytul, wypisany ognistymi literami: „Nowe Miami 1”.

Potem nastapilo bardzo ladne ujecie bujnej tropikalnej roslinnosci w swietle zachodzacego slonca: rzadek slicznych orchidei, ptaki ladujace jeden za drugim na powierzchni malego stawu, az wreszcie kamera cofnela sie, ukazujac cialo, ktore znalezlismy w Fairchild Gardens. Gdzies poza kadrem rozlegl sie przerazliwy jek i ktos jakby zduszonym glosem powiedzial: „O Jezu”, kamera ruszyla za oddalajacymi sie plecami mezczyzny, a z glosnika dobiegl przenikliwy wrzask. Brzmial dziwnie znajomo, co przez chwile mnie zastanawialo, wiec cofnawszy nagranie, odsluchalem go jeszcze raz. No tak: to byl ten sam krzyk, co na pierwszym filmie, ktory ogladalismy w Izbie Turystycznej. Z jakiegos osobliwego powodu Weiss wykorzystal go takze w tym nagraniu. Moze to taki znak rozpoznawczy, cos jak klaun McDonalda.

Puscilem dalszy ciag nagrania; kamera sunela przez tlum na parkingu Fairchild i wychwytywala twarze, na ktorych malowaly sie szok, odraza albo zwykla ciekawosc. I znow obraz zawirowal i niektore bardziej wyraziste twarze ulozyly sie w rzedzie na tle poczatkowego ujecia roslinnosci zalanej swiatlem zachodzacego slonca, a na nich ukazal sie napis:

„Nowe Miami: czysta natura”

Coz, przynajmniej wyzbylem sie resztek watpliwosci dotyczacych winy Weissa. Bylem prawie pewien, ze pozostale filmy pokazuja inne ofiary i reakcje tlumu. Ale zeby byc skrupulatnym, postanowilem obejrzec je po kolei, wszystkie piec…

Chwileczke, przeciez powinny byc tylko trzy filmy, po jednym z kazdego miejsca, w ktorym znalezlismy ciala. No i jeszcze jeden, ten z oscarowa kreacja Dextera, czyli w sumie cztery — skad zatem wzial sie piaty? Czy to mozliwe, ze Weiss dorzucil cos jeszcze, cos bardziej osobistego, co da mi jakas wskazowke, gdzie moge go znalezc?

Cos gruchnelo w laboratorium i Vince Masuoka zawolal: „Ej, Dexter!”, a ja szybko wylaczylem przegladarke. Nie mialem ochoty chwalic sie Vince’owi swoim wybitnym aktorstwem, nie tylko przez falszywa skromnosc. O wiele za trudno byloby sie z tej roli wytlumaczyc. I w tej samej chwili, kiedy monitor opustoszal, Vince wpadl do mojego boksu z zestawem do zbierania sladow w reku.

— Co, nie odbierasz telefonu? — spytal.

— Pewnie akurat bylem w lazience — powiedzialem.

— Licho nie spi — stwierdzil. — Chodz, robota czeka.

— Aha — mruknalem. — Co sie dzieje?

— Nie wiem, ale mundurowi na miejscu prawie ze wpadli w histerie — odparl Vince. — To w Kendall.

Oczywiscie, paskudne rzeczy zdarzaja sie w Kendall na co dzien, ale bardzo niewiele z nich jest przedmiotem mojego zawodowego zainteresowania. Gdy teraz o tym mysle, pewnie powinienem sie wtedy bardziej zaciekawic, ale wciaz zaprzatalo mnie odkrycie, ze mimo woli zostalem gwiazda YouTube, i strasznie chcialem zobaczyc pozostale filmiki. Dlatego tez jadac z Vince’em, ograniczalem sie do niemal nieswiadomej wymiany uprzejmosci, a tymczasem myslalem tylko o tym, co tez Weiss pokazywal w tym ostatnim, nieobejrzanym nagraniu. I tym wiekszy byl moj szok, kiedy Vince skrecil na parking i zgasil silnik, a ja poznalem cel naszej podrozy.

— Chodzmy — powiedzial.

Stalismy przed duzym budynkiem publicznym, ktory juz raz widzialem. Dokladniej mowiac, poprzedniego dnia, kiedy zabralem Cody’ego na zbiorke zuchow.

Szkola podstawowa Golden Lakes.

Oczywiscie musial to byc czysty przypadek. Ludzie gina co rusz, nawet w szkolach podstawowych, i zakladac, ze to niejeden z tych przezabawnych zbiegow okolicznosci, ktore tak ubarwiaja nasze zycie, to tak jakby uwazac, ze caly swiat kreci sie wokol Dextera — co, rzecz jasna, w ograniczonym zakresie bylo prawda, ale jeszcze nie sfiksowalem na tyle, zeby wierzyc w to doslownie.

Dlatego zadumany i nieco zaniepokojony Dexter powlokl sie za Vince’em, przeszedl pod zolta tasma i ruszyl do bocznych drzwi szkoly, przy ktorych znaleziono zwloki. I kiedy zblizalem sie do czujnie strzezonego miejsca, gdzie lezaly w pelnej krasie, uslyszalem dziwny i wrecz idiotyczny gwizd, i to — o dziwo — swoj wlasny. Bowiem mimo przyklejonej do twarzy przezroczystej plastikowej maski, mimo ziejacej jamy brzusznej, wypchanej, zdaje sie, elementami mundurka i rynsztunku zucha, i mimo ze po prostu nie moglem miec racji, rozpoznalem cialo z odleglosci trzech metrow.

To byl Roger Deutsch, druzynowy Cody’ego.

Вы читаете Dzielo Dextera
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату