Ktos cos mowil, ale swiat skurczyl sie i zostalismy tylko ja, Doakes i dwa czarne cienie nawolujace do walki. Nie slyszelismy ani slowa, tylko irytujacy poszum w tle.

I wreszcie przez mgle przedarl sie glos Debory:

— Sierzancie Doakes. — Glina w koncu odwrocil sie do niej i czar prysl. A ja, z lekkim poczuciem triumfu plynacym z mocy — o radosci! o rozkoszy! — Pasazera i drobnego zwyciestwa, jakie odnioslem, zmuszajac Doakesa, by pierwszy uciekl spojrzeniem, wtopilem sie w tlo i zrobilem krok w tyl, zeby obejrzec to, co zostalo z mojego niegdys poteznego wroga.

Sierzant Doakes wciaz byl rekordzista wydzialu w wyciskaniu, lezac, ale nie zanosilo sie na to, by w najblizszym czasie mial swoj rekord obronic. Wychudl i, nie liczac ognia tlacego sie w glebi oczu, wygladal mizernie. Stal sztywno na dwoch protezach stop, ze zwieszonymi po bokach rekami, na ktorych koncach lsnily jakies srebrne ustrojstwa przypominajace wymyslne uchwyty imadla.

Slyszalem, jak inni w sali oddychaja, ale poza tym panowala zupelna cisza. Wszyscy wpatrywali sie w to cos, co kiedys bylo Doakesem, a on wpatrywal sie w Debore, ktora oblizala wargi, jakby szukala czegos sensownego do powiedzenia. W koncu stanelo na:

— Siadaj, Doakes. Hm. Moze wprowadze cie w temat?

Doakes dlugo na nia patrzyl. Wreszcie odwrocil sie niezgrabnie, spojrzal na mnie spode lba i, ciezko tupiac, wyszedl z sali. Jego dziwne, miarowe kroki niosly sie echem po korytarzu, coraz dalsze i dalsze, az zupelnie ucichly.

Ogolnie rzecz biorac, gliniarze nie lubia pokazywac po sobie, ze cos zrobilo na nich wrazenie albo ich wystraszylo, dlatego przez kilka sekund nikt nie oddychal, zeby nie zdradzic jakiegos niepozadanego uczucia. Naturalnie, to Debora pierwsza przerwala te nienaturalna cisze.

— No dobrze — powiedziala i nagle wszyscy zaczeli odchrzakiwac i wiercic sie na krzeslach.

— No dobrze — powtorzyla — czyli glow nie znajdziemy na miejscu zbrodni.

— Glowy sie nie wynurzaja — upierala sie Camilla Figg wzgardliwym tonem i znow bylismy w tym samym punkcie, co przed naglym pojawieniem sie polowy sierzanta Doakesa. Gledzili tak jeszcze jakies dziesiec minut, niestrudzenie walczac z przestepczoscia metoda klotni o to, kto wypelni papierki, kiedy znow zaklocilo narade otwarcie drzwi obok mnie.

— Przepraszam, ze przeszkadzam. — Wszedl kapitan Matthews. — Mam… ee… wspaniala, jak sadze, wiadomosc. — Rozejrzal sie po sali, marszczac czolo. Nawet ja moglem mu doradzic, ze nie jest to odpowiednia mina do podawania wspanialych wiadomosci. — To… ten… ehem. Wrocil sierzant Doakes i jest… ee… Musicie zrozumiec, ze jest mocno… nno… okaleczony. Zostalo mu tylko pare lat do pelnej emerytury, wiec prawnicy, ee… pomyslelismy, ze w tych okolicznosciach, hm… — Urwal i bladzil wzrokiem po sali. — Ktos juz wam powiedzial?

— Sierzant Doakes dopiero co tu byl — wyjasnila Debora.

— Aha. Skoro tak… — Wzruszyl ramionami. — W porzadku. Dobrze wiec. Mozecie kontynuowac. Cos do zameldowania?

— Na razie zadnych postepow, kapitanie.

— Coz, wierze, ze to rozwiklacie, zanim prasa… to znaczy, we wlasciwym czasie.

— Tak jest.

— Dobrze wiec — powtorzyl. Jeszcze raz rzucil okiem po sali, wyprostowal ramiona i wyszedl.

— Glowy sie nie wynurzaja — powiedzial ktos i rozlegla sie salwa smiechu.

— Boze — jeknela Debora. — Moglibysmy sie skupic? Mamy tu dwa ciala.

I bedzie ich wiecej, pomyslalem, a Mroczny Pasazer zadrzal lekko, jakby bardzo dzielnie walczyl z pokusa ucieczki, ale to bylo wszystko i nie zaprzatalem sobie tym glowy.

9

Nie snie. To znaczy, jestem pewien, ze w ktoryms momencie normalnego snu przez moja podswiadomosc musza paradowac obrazy i urywki jakichs bredni. Podobno zdarza sie to wszystkim. Jednak nawet jesli mam sny, to jakos nigdy ich nie pamietam, co podobno nie zdarza sie nikomu. Dlatego zakladam, ze nie snie.

Nic wiec dziwnego, ze doznalem szoku, kiedy tej nocy obudzilem sie w ramionach Rity, krzyczalem cos, czego nie moglem doslyszec; bylo tylko echo mojego zduszonego glosu, dochodzace z otulajacej mnie ciemnosci, chlodna dlon Rity na moim czole i jej szept: — Juz dobrze, kochanie, nie zostawie cie.

— Dziekuje ci bardzo — wychrypialem. Odkaszlnalem i usiadlem prosto.

— Miales zly sen.

— Powaznie? O czym? — Wciaz nie pamietalem nic procz moich krzykow i niejasnego poczucia zagrozenia osaczajacego mnie, samego jak palec.

— Nie wiem. Krzyczales „Wroc! Nie zostawiaj mnie samego”. — Odchrzaknela. — Dexter… wiem, ze jestes troche zestresowany slubem…

— A skad.

— Chcialabym, zebys wiedzial, ze nigdy cie nie zostawie. — Znow siegnela po moja reke. — Zawsze bedziemy razem, misiu. Nigdzie cie nie puszcze. — Przysunela sie i polozyla glowe na moim ramieniu.

Nie boj sie. Dexter, nigdy cie nie zostawie.

Choc nie znam sie na snach, bylem prawie pewien, ze moja podswiadomosc nie martwila sie zbytnio o to, czy Rita mnie zostawi. To znaczy, taka mozliwosc nawet nie przyszla mi do glowy, co wcale nie dowodzilo zaufania z mojej strony. Po prostu o tym nie pomyslalem. Prawde mowiac, nie mialem pojecia, czemu w ogole chciala ze mna byc, wiec ewentualne rozstanie staloby sie rownie wielka zagadka.

Nie, to odezwala sie moja podswiadomosc. Jesli krzyczala z bolu wywolanego grozba porzucenia, doskonale wiedzialem, co boi sie stracic: Mrocznego Pasazera. Mojego serdecznego kumpla, nieodlacznego towarzysza podrozy przez smutki i ostre przyjemnosci zycia. Za tym snem kryl sie strach przed utrata czegos, co bylo wazna czescia mnie, co mnie wrecz okreslalo przez cale moje zycie.

Najwyrazniej kiedy to dalo drapaka do kryjowki na miejscu zbrodni przy uniwersytecie, doznalem wiekszego wstrzasu, niz przypuszczalem. Nagly i mocno przerazajacy powrot szescdziesieciu pieciu procent sierzanta Doakesa rozbudzil poczucie zagrozenia, a dalej to juz prosta sprawa. Podswiadomosc dorzucila swoje trzy grosze i podsunela mi sen na ten temat. Wszystko jasne — psychologia dla poczatkujacych, podrecznikowy przypadek, nic, czym nalezaloby sie martwic.

To dlaczego wciaz sie martwilem?

Bo Pasazer nigdy dotad nawet sie nie wzdrygnal i nadal nie wiedzialem, czemu zrobil to teraz. Czy Rita miala racje co do stresu zwiazanego z nadchodzacym slubem? A moze te dwa bezglowe ciala nad przyuczelnianym jeziorem rzeczywiscie mialy w sobie cos, co wyploszylo ze mnie Mrok?

Nie wiedzialem — a poniewaz Rita w pocieszaniu mnie zaczela przechodzic od slow do czynow, nie zanosilo sie, zebym mial sie tego wkrotce dowiedziec.

— Chodz tu, kotku — szepnela.

Ostatecznie w podwojnym lozku nie bardzo jest dokad uciec, mam racje?

Nastepny ranek uplynal pod znakiem obsesji Debory na punkcie odnalezienia brakujacych glow dwoch trupow spod uczelni. Jakims sposobem wyciekla do prasy informacja, ze policja szuka dwoch czaszek, ktore gdzies sie zawieruszyly. To bylo Miami i naprawde spodziewalbym sie, ze zaginiona glowa wzbudzi mniejsze zainteresowanie mediow niz taki korek na autostradzie numer 95, ale fakt, ze byly dwie glowy, i podobno mlodych kobiet, wywolal spore poruszenie. Kapitan Matthews doskonale wiedzial, jak wiele warta jest kazda wzmianka o nim w prasie, ale nawet jemu nie podobal sie opryskliwy, histeryczny ton, ktory zdominowal wszystkie relacje na ten temat.

I tak oto wszyscy znalezlismy sie pod presja; kapitan przycisnal Debore, a ona przerzucila swoje brzemie na nas. Vince Masuoka nabral przekonania, ze dostarczy jej klucz do calej sprawy, jesli tylko ustali, ktora dziwaczna sekta odpowiada za to, co sie stalo. Skutek byl taki, ze tego ranka wsadzil glowe do mojego gabinetu, bez zadnego ostrzezenia obdarzyl mnie swoim najlepszym sztucznym usmiechem i powiedzial, glosno i wyraznie:

— Candomble.

— Wstydz sie — powiedzialem. — Kto to widzial tak sie wyrazac o tej porze.

Вы читаете Dylematy Dextera
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату