do zlewu i zaczela zmywac.

— Pamietaj, obiecales, ze dzis rano zabierzesz gdzies Cody'ego i Astor — uslyszalem przez szum wody lejacej sie z kranu.

— Tak obiecalem?

— Dexter, wiesz, ze mam przymiarke. Do sukni slubnej. Juz dawno cie uprzedzalam, a ty powiedziales, ze nie ma sprawy, popilnujesz dzieci, kiedy ja pojde na przymiarke do Susan, a potem musze jeszcze wpasc do kwiaciarni i obejrzec pare bukietow, nawet Vince chcial pomoc, podobno ma jakiegos znajomego?

— Watpie — mruknalem, myslac o Mannym Boraue. — Nie Vince.

— Ale nie skorzystalam. Mysle, ze dobrze zrobilam?

— Doskonale — odparlem. — Mamy tylko jeden dom do sprzedania.

— Nie chcialam zrobic mu przykrosci i nie watpie, ze ten jego znajomy jest swietny, ale kwiaty od zawsze kupuje u Hansa i serce by mu peklo, gdybym te na slub zamowila gdzie indziej.

— W porzadku — powiedzialem. — Wezme dzieci.

Liczylem na okazje, by powaznie zajac sie swoim osobistym nieszczesciem i znalezc jakis pomysl, jak zabrac sie do rozwiklania problemu nieobecnego Pasazera. A gdyby nic z tego nie wyszlo, milo byloby choc troche zrelaksowac sie, moze nawet odespac zarwana czesc nocy, bo to przeciez moje swiete prawo.

W koncu byla sobota. Jak wiadomo, wiele powszechnie szanowanych religii i zwiazkow zawodowych zaleca, by dzien ten poswiecic na relaks i rozwoj osobisty; na oderwanie sie od goraczkowej bieganiny, zasluzony wypoczynek i rekreacje. Dexter jednak ostatnio robil praktycznie za meza i ojca, co, jak sie przekonywalem, zmienia wszystko. A skoro Rita rzucila sie w wir przygotowan do slubu i smigala to tu, to tam jak tornado z blond grzywka, mnie nie pozostawalo nic innego, jak tylko zgarnac Cody'ego i Astor i dac im odetchnac od tego chaosu przy jakims zajeciu uznanym przez spoleczenstwo za stosowne dla doroslych i dzieci.

Po wnikliwym przestudiowaniu wszystkich mozliwosci, zdecydowalem sie na Muzeum Nauki i Planetarium w Miami. Pelno tam bedzie innych rodzin, co mnie pozwoli zachowac kamuflaz, a dzieciom zaczac pracowac nad swoim. Skoro zamierzaly wstapic na Droge Mroku, musialy powoli oswajac sie z mysla, ze im bardziej jest sie nienormalnym, tym wazniejsze, by sprawiac wrazenie normalnosci.

A w wypadku naszej trojki trudno o cos bardziej normalnie wygladajacego od wizyty w muzeum z Kochajacym Papciem Dexterem. Mialo to jeszcze jedna niebagatelna zalete — to bylo Dla Nich Pozyteczne, duzy plus, bez wzgledu na to, jak silnie wzdrygali sie na te mysl.

Dlatego obiecalem wirujacej Ricie, ze bezpiecznie wrocimy na kolacje, zapakowalem nasza trojke do mojego samochodu i ruszylem autostrada numer 1 na polnoc. Przejechalem przez Coconut Grove i tuz przed Rickenbacker Causeway skrecilem na parking muzeum. Jednak nie znaczylo to, ze dalej poszlo jak z platka, co to, to nie. Cody wysiadl i stanal na parkingu jak slup. Astor chwile patrzyla na niego, po czym odwrocila sie do mnie.

— Po co tam idziemy? — spytala.

— Zeby sie czegos nauczyc — wyjasnilem.

— Ble. — Wykrzywila sie, a Cody pokiwal glowa.

— Wazne jest, zebysmy spedzali czas ze soba — dodalem.

— W muzeum? — rzucila Astor. — Zalosne.

— Ladne slowo — stwierdzilem. — Gdzie je podlapalas?

— Nie idziemy — zdecydowala. — Chcemy cos robic.

— Bylas kiedys w tym muzeum?

— Nie — powiedziala, przeciagajac slowo do trzech pelnych pogardy glosek tak, jak tylko dziesieciolatki potrafia.

— Coz, moze bedziesz zaskoczona — zauwazylem. — Moze sie nawet, o dziwo, czegos nauczysz.

— Nie tego chcemy sie uczyc — zaprotestowala. — Nie w muzeum.

— A czego wlasciwie chcielibyscie sie uczyc? — Sam bylem pod wrazeniem tego, ze mowie zupelnie jak cierpliwy dorosly.

Astor zrobila mine.

— No wiesz. Mowiles, ze nam cos pokazesz.

— Jestes pewna, ze tego wlasnie nie robie? — spytalem.

Chwile patrzyla na mnie z wahaniem i odwrocila sie do Cody'ego. Cokolwiek mieli sobie do powiedzenia, obyli sie bez slow. Kiedy znow odwrocila sie do mnie, byla smiertelnie powazna, obstawala przy swoim.

— W zyciu — powiedziala.

— Co wiesz o tym, co wam chce pokazac?

— Deeexter. A po co bysmy prosili, zebys nam pokazal?

— Bo nic o tym nie wiecie, a ja owszem.

— Phi.

— Wasza nauka zaczyna sie w tym budynku — oswiadczylem z moja najbardziej powazna mina. — Chodzcie i sie uczcie. — Przez chwile przygladalem sie im, patrzylem, jak narasta w nich niepewnosc, az w koncu odwrocilem sie i ruszylem w strone muzeum. Moze bylem zrzedliwy z niewyspania, no i nie mialem pewnosci, czy za mna pojda, ale wiedzialem, ze trzeba od razu ustalic pewne zasady. Musieli zrobic to po mojemu, tak, jak ja dawno temu zrozumialem, ze musze sluchac Harry'ego i przestrzegac jego kodeksu.

15

Nielatwo byc czternastolatkiem, nawet gdy jest sie sztucznym czlowiekiem. W tym wieku biologia bierze gore i rzadzi zelazna reka, takze wtedy, gdy czternastolatek, o ktorym mowa, bardziej zainteresowany jest biologia kliniczna niz ta, o ktorej z wypiekami na twarzy rozprawiaja jego koledzy z klasy w gimnazjum Ponce de Leon.

Jednym z imperatywow kategorycznych wieku dojrzewania, stosujacym sie takze do mlodych potworow, jest to, ze nikt powyzej dwudziestki nic nie wie. A poniewaz Harry w owym czasie dwudziestke mial dawno za soba, wszedlem w krotki okres buntu przeciwko niczym nieuzasadnionym ograniczeniom, ktore nalozyl na moje najzupelniej naturalne i zdrowe pragnienie, by posiekac kumpli z klasy na plasterki.

Harry przygotowal urzekajaco logiczny plan, jak mnie naprostowac, co bylo jego okresleniem na doprowadzanie rzeczy — i ludzi — do ladu i porzadku. Tyle ze logika traci znaczenie, kiedy nieopierzony Mroczny Pasazer po raz pierwszy rozposciera skrzydla i tlucze nimi w kraty klatki, pragnac wzbic sie w przestworza i runac na ofiare jak ostra, stalowa blyskawica.

Harry wiedzial tak wiele rzeczy, ktorych musialem sie nauczyc, by bezpiecznie i po cichu stac sie soba, przepoczwarzyc sie z dzikiego, dojrzewajacego potwora w Mrocznego Msciciela: jak udawac czlowieka, jak byc pewnym i ostroznym, jak po sobie sprzatac. Znal sie na tym wszystkim tak, jak znac sie mogl tylko glina. Rozumialem to nawet wtedy, ale wydawalo mi sie nudne i niepotrzebne.

A poza tym przeciez Harry nie mogl naprawde wszystkiego wiedziec. Na przyklad nie wiedzial o Stevie Gonzalezie, wyjatkowo uroczym okazie pokwitajacej ludzkosci, ktory zaskarbil sobie moje szczegolne wzgledy.

Steve byl ode mnie wiekszy i rok, dwa lata starszy; nad gorna warga mial juz cos, co nazywal wasami. Chodzilismy razem na WF i uwazal, ze dana mu przez Boga misja jest uprzykrzac mi zycie przy kazdej nadarzajacej sie okazji. Jesli mial racje, Bog musial byc zadowolony, ze Steve oddal sie porzuconej misji calym sercem.

Do incydentu doszlo na dlugo przed tym, kiedy Dexter stal sie Zywa Kostka Lodu, no i zebralo sie w chlopaku troche burzliwych i bardzo gwaltownych emocji. Wyraznie zadowolilo to Steve'a i zachecilo go, by wzniesc sie na wyzyny pomyslowosci w przesladowaniach kipiacego ze zlosci mlodego Dextera. Obaj wiedzielismy, ze moze sie to skonczyc tylko w jeden sposob, ale niestety dla Steve'a, nie skonczylo sie tak, jak sobie zaplanowal.

Pewnego popoludnia zbytnio pracowity wozny wmaszerowal do laboratorium biologicznego w Ponce de Leon, gdzie zastal Dextera i Steve'a rozstrzygajacych swoj konflikt charakterow. Nie byla to klasyczna szkolna solowa z gradem wyzwisk i bezladnie zadawanych ciosow, choc zdaje sie, ze Steve na cos takiego liczyl. Nie

Вы читаете Dylematy Dextera
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату