/>

Tu pokazywal strzelbe przedziwnej roboty

Choc malenka, i zaczal wyliczac jej cnoty.

'Ja bieglem - przerwal Rejent, otarlszy pot z czola -

Bieglem tuz za niedzwiedziem; a pan Wojski wola:

<<Stoj na miejscu! >> Jak tam stac? Niedzwiedz w pole wali,

Rwac z kopyta jak zajac, coraz dalej, dalej,

Az mi ducha nie stalo, dobiec ni nadziei;

Az spojrze w prawo: sadzi, a tu rzadko w kniei...

Jak tez wzialem na oko; postojze, marucha!

Pomyslilem, i basta: ot, lezy bez ducha;

Tega strzelba, prawdziwa to Sagalasowka,

Napis: <<Sagalas London a Balabanowka>>.

(Slawny tam mieszkal slusarz Polak, ktory robil

Polskie strzelby, ale je po angielsku zdobil)'.

'Jak to - parsknal Asesor - do krocset niedzwiedzi!

To to niby Pan zabil? co tez to Pan bredzi?'

'Sluchaj no - odparl Rejent - tu, Panie, nie sledztwo,

Tu oblawa; tu wszystkich wezmiem na swiadectwo'.

Wiec klotnia miedzy zgraja wszczela sie zawzieta,

Ci strone Asesora, ci brali Rejenta;

O Gerwazym nie wspomnial nikt, bo wszyscy biegli

Z bokow i, co sie z przodu dzialo, nie postrzegli.

Wojski glos zabral: 'Teraz jest przynajmniej za co,

Bo to, Panowie, nie jest ow szarak ladaco,

To niedzwiedz, tu juz nie zal poszukac odwetu,

Czy szarpentyna, czyli nawet z pistoletu;

Spor wasz trudno pogodzic, wiec dawnym zwyczajem

Na pojedynek nasze pozwolenie dajem.

Pamietam, za mych czasow zylo dwoch sasiadow,

Oba ludzie uczciwi, szlachta z prapradziadow,

Mieszkali po dwoch stronach nad rzeka Wilejka,

Jeden zwal sie Domejko, a drugi Dowejko,

Do niedzwiedzicy oba razem wystrzelili:

Kto zabil, trudno dociec; strasznie sie klocili

I przysiegli strzelac sie przez niedzwiedzia skore:

To mi to po szlachecku, prawie rura w rure.

Pojedynek ten wiele narobil halasu;

Piesni o nim spiewano za owego czasu.

Ja bylem sekundantem; jak sie wszystko dzialo,

Opowiem od poczatku historyje cala'.

Nim Wojski zaczal mowic, Gerwazy spor zgodzil;

On niedzwiedzia z uwaga dokola obchodzil,

Nareszcie dobyl tasak, rozcial pysk na dwoje

I w tylcu glowy, mozgu rozkroiwszy sloje,

Znalazl kule, wydobyl, suknia ochedozyl,

Przymierzyl do ladunku, do flinty przylozyl;

A potem, dlon podnoszac i kule na dloni:

'Panowie - rzekl - ta kula nie jest z waszej broni,

Ona z tej Horeszkowskiej wyszla jednorurki

(Tu podniosl flinte stara, obwiazana w sznurki),

Lecz nie ja wystrzelilem. O, trzeba tam bylo

Odwagi; straszno wspomniec, w oczach mi sie cmilo!

Bo prosto biegli ku mnie oba paniczowie,

A niedzwiedz z tylu juz - juz na Hrabiego glowie,

Ostatniego z Horeszkow! chociaz po kadzieli.

<<Jezus Maria!>> krzyknalem; i Panscy anieli

Zeslali mi na pomoc ksiedza Bernardyna.

On nas wszystkich zawstydzil; oj, dzielny ksiezyna!

Gdym drzal, gdym sie do cyngla dotknac nie osmielil,

On mi z rak flinte wyrwal, wycelil, wystrzelil:

Miedzy dwie glowy strzelic! Sto krokow! Nie chybic!

I w sam srodek paszczeki! Tak mu zeby wybic!

Panowie! Dlugo zyje, jednego widzialem

Czlowieka, co mogl takim popisac sie strzalem.

Ow glosny niegdys u nas z tylu pojedynkow,

Ow, co korki kobietom wystrzelal z patynkow,

Ow lotr nad lotry, slawny w czasy wiekopomne,

Ow Jacek, vulgo Wasal; nazwiska nie wspomne.

Ale mu nie czas teraz dojezdzac niedzwiedzi:

Pewnie po same wasy hultaj w piekle siedzi.

Chwala Ksiedzu! Dwom ludziom on zycie ocalil,

Moze i trzem; Gerwazy nie bedzie sie chwalil,

Ale gdyby ostatnie z krwi Horeszkow dziecie

Wpadlo w bestyi paszcze, nie bylbym na swiecie,

I moje by tam stare pogryzl niedzwiedz kosci;

Pojdz, Ksieze, wypijemy zdrowie Jegomosci'.

Prozno szukano Ksiedza; wiedza tylko tyle,

Ze po zabiciu zwierza zjawil sie na chwile,

Podskoczyl ku Hrabiemu i Tadeuszowi,

A widzac, ze obadwa cali sa i zdrowi,

Podniosl ku niebu oczy, cicho pacierz zmowil

I pobiegl w pole szybko, jakby go kto lowil.

Tymczasem na Wojskiego rozkaz peki wrzosu,

Suche chrosty i pniaki rzucono do stosu;

Bucha ogien, wyrasta szara sosna dymu

I rozszerza sie w gorze na ksztalt baldakimu.

Nad plomieniem oszczepy zlozono w koziolki,

Na grotach zawieszono brzuchate kociolki;

Z wozow niosa jarzyny, maki i pieczyste,

I chleb.

Sedzia otworzyl puzderko zamczyste,

W ktorym rzedami flaszek biale stercza glowy;

Wybiera z nich najwiekszy kufel krysztalowy

(Dostal go Sedzia w darze od ksiedza Robaka):

Wodka to gdanska, napoj mily dla Polaka.

'Niech zyje - krzyknal Sedzia, w gore wznoszac flasze -

Miasto Gdansk! niegdys nasze, bedzie znowu nasze!'

I lal srebrzysty likwor w kolej, az na koncu

Zaczelo zloto kapac i blyskac na sloncu.

W kociolkach bigos grzano; w slowach wydac trudno

Bigosu smak przedziwny, kolor i won cudna;

Slow tylko brzek uslyszy i rymow porzadek,

Ale tresci ich miejski nie pojmie zoladek.

Aby cenic litewskie piesni i potrawy,

Trzeba miec zdrowie, na wsi zyc, wracac z oblawy.

Przeciez i bez tych przypraw potrawa nie lada

Jest bigos, bo sie z jarzyn dobrych sztucznie sklada.

Bierze sie don siekana, kwaszona kapusta,

Ktora, wedle przyslowia, sama idzie w usta;

Zamknieta w kotle, lonem wilgotnem okrywa

Wyszukanego czastki najlepsze miesiwa;

I prazy sie, az ogien wszystkie z niej wycisnie

Soki zywne, az z brzegow naczynia war prysnie

I powietrze dokola zionie aromatem.

Bigos juz gotow. Strzelcy z trzykrotnym wiwatem,

Zbrojni lyzkami, biega i boda naczynie,

Miedz grzmi, dym bucha, bigos jak kamfora ginie,

Zniknal, ulecial; tylko w czelusciach saganow

Wre para jak w kraterze zagaslych wulkanow.

Kiedy sie juz do woli napili, najedli,

Zwierza na woz wlozyli, sami na kon siedli,

Radzi wszyscy, rozmowni, oprocz Asesora

I Rejenta; ci byli gniewliwsi niz wczora,

Klocac sie o zalety, ten swej Sanguszkowki,

A ten - balabanowskiej swej Sagalasowki.

Hrabia tez i Tadeusz jada nieweseli,

Wstydzac sie, ze chybili i ze sie cofneli:

Bo na Litwie - kto zwierza wypusci z oblawy,

Dlugo musi pracowac, nim poprawi slawy.

Hrabia mowil, ze pierwszy do oszczepu godzil

I ze spotkaniu z zwierzem Tadeusz przeszkodzil;

Tadeusz utrzymywal, ze bedac silniejszy

I do robienia ciezkim oszczepem zreczniejszy,

Chcial wyreczyc Hrabiego: tak sobie niekiedy

Przymawiali srod gwaru i wrzasku czeredy.

Wojski jechal posrodku; staruszek szanowny

Wesoly byl nadzwyczaj i bardzo rozmowny;

Chcac klotnikow zabawic i do zgody dowiesc,

Konczyl im o Dowejce i Domejce powiesc:

'Asesorze, jezeli chcialem, bys z Rejentem

Pojedynkowal, nie mysl, ze jestem zawzietym

Na krew ludzka; bron Boze! chcialem was zabawic,

Chcialem wam komedyje niby to wyprawic,

Wznowic koncept, ktory ja lat temu czterdziescie

Wymyslilem - przedziwny! - Wy mlodzi jestescie,

Nie pamietacie o nim, lecz za moich czasow

Glosny byl od tej puszczy do poleskich lasow.

'Domejki i Dowejki wszystkie sprzeciwienstwa

Pochodzily, rzecz dziwna, z nazwisk podobienstwa

Bardzo niewygodnego. Bo gdy w czas sejmikow

Przyjaciele Dowejki skarbili

Вы читаете Pan Tadeusz
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату