Stoja kupkami, kazda kupka sie naradza.
Patrzcie, iz w kazdej kupce stoi w srodku czlowiek,
Z ktorego ust otwartych, z podniesionych powiek,
Rak niespokojnych, widac - mowca; cos tlomaczy,
I palcem eksplikuje, i na dloni znaczy.
Ci mowcy zalecaja swoich kandydatow
Z roznym skutkiem, jak widac z miny szlachty bratow.
Wprawdzie tam w drugiej kupie szlachta pilnie slucha,
Ten rece za pas zatknal i przylozyl ucha,
Ow dlon przy uchu trzyma i milczkiem was kreci,
Zapewne slowa zbiera i nize w pamieci;
Cieszy sie mowca, widzac, ze sa nawroceni,
Gladzi kieszen, bo kreski ich juz ma w kieszeni.
Lecz za to w trzeciem gronie dzieje sie inaczej;
Tu mowca musi lowic za pasy sluchaczy.
Patrzcie! wyrywaja sie i cofaja uszy;
Patrzcie, jako ten sluchacz od gniewu sie puszy,
Wzniosl rece, grozi mowcy, usta mu zatyka,
Pewnie slyszal pochwaly swego przeciwnika;
Ten drugi, pochyliwszy czolo na ksztalt byka,
Powiedzialbys, ze mowce pochwyci na rogi;
Ci biora sie do szabel, tamci poszli w nogi.
Jeden miedzy kupkami szlachcic cichy stoi,
Widac, ze czlek bezstronny, waha sie i boi;
Za kim dac kreske? nie wie i sam z soba w walce,
Pyta losu, wzniosl rece, wytknal wielkie palce,
Zmruzyl oczy, paznokciem do paznokcia mierzy,
Widac, ze kreske swoje kabale powierzy:
Jesli palce trafia sie, da afirmatywe,
A jezeli sie chybia, rzuci negatywe.
Na lewej druga scena: refektarz klasztoru,
Obrocony na sale szlacheckiego zboru.
Starsi rzedem na lawach siedza, mlodsi staja
I ciekawi przez glowy w srodek zagladaja;
W srodku marszalek stoi, wazon w reku trzyma,
Liczy galki, szlachta je pozera oczyma.
Wlasnie wytrzasl ostatnia; wozni rece wznosza
I imie obranego urzednika glosza.
Jeden szlachcic na zgode powszechna nie zwaza.
Patrz, wytknal glowe oknem z kuchni refektarza,
Patrz, jak oczy wytrzeszczyl, jak poglada smialo,
Usta otworzyl, jakby chcial zjesc izbe cala:
Latwo zgadnac, ze szlachcic ten zawolal: <<Veto!>>
Patrzcie, jak za ta nagla do klotni podnieta
Tloczy sie do drzwi cizba, pewnie ida w kuchnie;
Dostali szable, pewnie krwawy boj wybuchnie.
Lecz tam, na korytarzu, Panstwo uwazacie
Tego starego ksiedza, co idzie w ornacie -
To przeor; Sanctissimum z oltarza wynosi,
A chlopiec w komzy dzwoni i na ustap prosi;
Szlachta wnet szable chowa, zegna sie i kleka,
A ksiadz tam sie obraca, gdzie jeszcze bron szczeka;
Skoro przyjdzie, wnet wszystkich uciszy i zgodzi.
Ach! wy nie pamietacie tego, Panstwo mlodzi,
Jak wsrod naszej burzliwej szlachty samowladnej,
Zbrojnej, nie trzeba bylo policyi zadnej;
Dopoki wiara kwitla, szanowano prawa,
Byla wolnosc z porzadkiem i z dostatkiem slawa!
W innych krajach, jak slysze, trzyma urzad drabow,
Policyjantow roznych, zandarmow, konstabow;
Ale jesli miecz tylko bezpieczenstwa strzeze,
Zeby w tych krajach byla wolnosc - nie uwierze'.
Wtem dzwoniac w tabakiere rzekl pan Podkomorzy:
'Panie Wojski, niech Wasze na potem odlozy
Te historyje; prawda, ze sejmik ciekawy,
Ale my glodni, kaz Wac przynosic potrawy'.
Na to Wojski, sklaniajac az do ziemi laske:
'Jasnie Wielmozny Panie, zrobze mi te laske,
Zaraz dokoncze scene ostatnia sejmikow:
Oto nowy marszalek na reku stronnikow
Wyniesion z refektarza; patrz, jak szlachta braty
Rzucaja czapki, usta otwarli - wiwaty!
A tam po drugiej stronie pan przekreskowany,
Sam jeden, czapke wcisnal na leb zadumany,
Zona przed domem czeka, zgadla, co sie dzieje,
Biedna! oto na reku pokojowej mdleje.
Biedna! Jasnie Wielmoznej tytua r przybrac miala,
A znow tylko Wielmozna na lat trzy zostala!'
Tu Wojski skonczyl opis i laska znak daje,
I wnet zaczeli wchodzic parami lokaje
Roznoszacy potrawy: barszcz krolewskim zwany
I rosol staropolski sztucznie gotowany,
Do ktorego pan Wojski z dziwnemi sekrety
Wrzucil kilka perelek i sztuke monety
(Taki rosol krew czysci i pokrzepia zdrowie).
Dalej inne potrawy, a ktoz je wypowie!
Kto zrozumie nie znane juz za naszych czasow
Te polmiski kontuzow, arkasow, blemasow,
Z ingredyjencyjami pomuchl, figatelow,
Cybetow, pizm, dragantow, pinelow, brunelow;
Owe ryby! lososie suche, dunajeckie,
Wyzyny, kawijary weneckie, tureckie,
Szczuki glowne i szczuki podglowne, lokietne,
Fladry i karpie cwiki, i karpie szlachetne!
W koncu sekret kucharski: ryba nie krojona,
U glowy przysmazona, we srodku pieczona,
A majaca potrawke z sosem u ogona.
Goscie ani pytali nazwiska potrawy,
Ani ich zastanowil ow sekret ciekawy;
Wszystko predko z zolnierskim jedli apetytem,
Kieliszki napelniajac wegrzynem obfitym.
Ale tymczasem wielki serwis barwe zmienil
I odarty ze sniegu juz sie zazielenil,
Bo lekka, cieplem letnim powoli rozgrzana,
Roztopila sie lodu cukrowego piana
I dno odkryla, dotad zatajone oku;
Wiec krajobraz przedstawil nowa pore roku,
Zablysnawszy zielona, roznofarbna wiosna.
Wychodza rozne zboza, jak na drozdzach rosna,
Pszenicy szafranowej buja klos zlocisty,
Zyto ubrane w srebra malarskiego listy
I gryka wyrabiana sztucznie z czokolady,
I kwitnace gruszkami i jablkami sady.
Ledwie maja czas goscie darow lata uzyc.
Darmo prosza Wojskiego, zeby je przedluzyc:
Juz serwis, jak planeta koniecznym obrotem,
Zmienia pore, juz zboza malowane zlotem,
Nabrawszy ciepla w izbie powoli topnieja,
Juz trawy pozolknialy, liscia czerwienieja,
Sypia sie, rzeklbys, iz wiatr jesienny powiewa;
Na koniec owe chwile przedtem strojne drzewa -
Teraz, jakby odarte od wichrow i sronu,
Stoja nagie; byly to laski cynamonu
Lub udajace sosne galazki wawrzynu,
Odziane zamiast kolcow ziarenkami kminu.
Goscie pijacy wino zaczeli galazki,
Pnie i korzenie zrywac i gryzc dla zakaski.
Wojski obchodzil serwis i, pelen radosci,
Tryumfujace oczy obracal na gosci.
Henryk Dabrowski udal wielkie zadziwienie
I rzekl: 'Moj Panie Wojski, czy to chinskie cienie?
Czy to Pinety Panu dal w sluzbe swe bisy?
Czy dotad u was w Litwie sa takie serwisy
I wszyscy takim starym ucztuja zwyczajem?
Powiedz mi, bo ja zycie strawilem za krajem'.
Wojski rzekl, klaniajac sie: 'Nie, Jasnie Wielmozny
Jenerale, nie jest to zaden kunszt bezbozny!
Jest to pamiatka tylko owych biesiad slawnych,
Ktore dawano w domach panow starodawnych,
Gdy Polska uzywala szczescia i potegi!
Com zrobil, tom wyczytal z tej tu oto ksiegi.
Pytasz, czy wszedzie w Litwie ten sie zwyczaj chowa?
Niestety! Juz i do nas wlazi moda nowa.
Niejeden panicz krzyczy, ze nie cierpi zbytkow,
Je jak Zyd, skapi gosciom potraw i napitkow,
Wegrzyna pozaluje, a pije szatanskie
Falszywe wino modne, moskiewskie, szampanskie;
Potem w wieczor na karty tyle zlota straci,
Ze za nie dalbys uczte na stu szlachty braci.
Nawet (bo co na sercu mam, dzis powiem szczerze,
Niech tego Podkomorzy za zle mi nie bierze)
Kiedym ten serwis cudny ze skarbca dobywal,
To nawet Podkomorzy, i on mnie przedrwiwal,
Mowiac, ze to machina zmudna,