niesmialo:
'Nie pamietam juz dobrze, co sie dawniej dzialo;
Wiem, ze wszyscy mowili, iz za maz isc trzeba
Za Pana; ja sie zawsze zgadzam z wola Nieba
I z wola starszych'. Potem, spusciwszy oczeta,
Dodala: 'Przed odjazdem, jesli Pan pamieta,
Kiedy umarl ksiadz Robak, w owa burze nocna,
Widzialam, ze Pan jadac zalowal nas mocno:
Pan lzy mial w oczach; te lzy, powiem Panu szczerze,
Wpadly mnie az do serca; odtad Panu wierze,
Ze mnie lubisz; ilekroc mowilam pacierze
Za Pana powodzenie, zawsze przed oczami
Stal Pan z temi duzemi, blyszczacemi lzami.
Potem Podkomorzyna do Wilna jezdzila,
Wziela mie tam na zime, alem ja tesknila
Do Soplicowa i do tego pokoiku,
Gdzie mnie Pan naprzod w wieczor spotkal przy stoliku,
Potem pozegnal; nie wiem, skad pamiatka Pana,
Cos niby jak rozsada w jesieni zasiana,
Przez cala zime w mojem sercu sie krzewila,
Ze jako mowie Panu - ustawniem tesknila
Do tego pokoiku i cos mi szeptalo,
Ze tam znow Pana znajde, i tak sie tez stalo.
Majac to w glowie, czesto tez mialam na ustach
Imie Pana - bylo to w Wilnie za zapustach;
Panny mowily, ze ja jestem zakochana:
Juzci, jezeli kocham, to juz chyba Pana'.
Tadeusz, rad z takiego milosci dowodu,
Wzial ja pod reke, scisnal i wyszli z ogrodu
Do pokoju damskiego, do owej komnaty,
Kedy Tadeusz mieszkal przed dziesiecia laty.
Teraz bawil tam Rejent, cudnie wystrojony
I uslugiwal damie, swojej narzeczonej,
Biegajac i podajac sygnety, lancuszki,
Sloiki i flaszeczki, i proszki, i muszki;
Wesol, na panne mloda patrzyl tryumfalnie.
Panna mloda konczyla robic gotowalnie;
Siedziala przed zwierciadlem, radzac sie bostw wdzieku;
Pokojowe zas - jedne z zelazkami w reku
Odswiezaja nadstygle warkoczow pierscionki,
Drugie kleczac pracuja okolo falbonki.
Gdy sie tak Rejent bawi ze swa narzeczona,
Kuchcik stuknal don w okno: kota postrzezono!
Kot, wykradlszy sie z lozy, przesmignal po lace
I wskoczyl w sad pomiedzy jarzyny wschodzace;
Tam siedzi, wystraszyc go lacno z rozsadniku
I uszczuc, postawiwszy charty na przesmyku.
Biezy Asesor, ciagnac za obroz Sokola,
Pospiesza za nim Rejent i Kusego wola.
Wojski obu z chartami przy plocie ustawil,
A sam sie z placka musza do sadu wyprawil.
Depcac, swiszczac i klaszczac, bardzo zwierza trwozy:
Szczwacze, trzymajac kazdy charta na obrozy,
Ukazuja palcami, skad zajac wyruszy,
Cmokaja z cicha; charty nadstawily uszy,
Wytknely pyski na wiatr i drza niecierpliwie,
Jak dwie strzaly zlozone na jednej cieciwie.
Wtem Wojski krzyknal: 'Wycz-ha!'
Zajac smyk zza plotu
Na lake, charty za nim, i wnet bez obrotu
Sokol i Kusy razem spadli na szaraka
Ze dwoch stron w jednej chwili, jak dwa skrzydla ptaka.
I zeby mu jak szpony zatopili w grzbiecie.
Kot jeknal raz, jak nowo narodzone dziecie.
Zalosnie! Biega szczwacze: juz lezy bez ducha,
A charty mu sierc biala targaja spod brzucha.
Szczwacze poglaskali psy, a Wojski tymczasem
Dobyl nozyk strzelecki wiszacy za pasem,
Oderznal skoki i rzekl: 'Dzis rowna odprawe
Wezma pieski, bo rowna pozyskali slawe;
Rowna ich byla raczosc, rowna byla praca;
Godzien jest palac Paca, godzien Pac palaca,
Godni sa szczwacze chartow, godne szczwaczow charty;
Otoz skonczony spor wasz dlugi i zazarty;
Ja, ktoregoscie sedzia zakladu obrali,
Wydaje wreszcie wyrok: obascie wygrali.
Wracam fanty, niech kazdy przy swoim zostanie,
A wy podpiszcie zgode'.
Na starca wezwanie
Szczwacze zwrocili na sie rozjasnione lice
I dlugo rozdzielone zlaczyli prawice.
Wtem rzekl Rejent:
'Stawilem niegdys konia z rzedem,
Opisalem sie takze przed ziemskim urzedem,
Iz pierscien moj sedziemu w salaryjum zloze;
Fant postawiony w zaklad wracac sie nie moze.
Pierscien niechaj Pan Wojski na pamiatke przymie
I kaze na nim wyryc albo swoje imie,
Lub, gdy zechce, herbowne Hreczechow ozdoby;
Krwawnik jest gladki, zloto jedenastej proby.
Konia teraz ulani pod jazde zabrali,
Rzed zostal przy mnie; kazdy znawca ten rzed chwali,
Iz jest wygodny, trwaly, a piekny jak cacko:
Kulbaczka waska, moda z turecka kozacka,
Kula na przodzie, w kuli sa drogie kamienie,
Poduszeczka z rubrontu wysciela siedzenie,
A kiedy na lek wskoczysz, na tym miekkim puszku
Miedzy kulami siedzisz wygodnie jak w lozku;
A gdy w galop puscisz sie (tu rejent Bolesta,
Ktory, jako wiadomo, bardzo lubil gesta,
Rozstawil nogi, jakby na konia wskakiwal,
Potem galop udajac powoli sie kiwal),
A gdy w galop puscisz sie, natenczas z czapraka
Blask bije, jakby zloto kapalo z rumaka,
Bo tabenki sa gesto zlotem nakrapiane
I szerokie strzemiona srebrne pozlacane;
Na rzemieniach munsztuka i na uzdzienicy
Polyskaja guziki perlowej macicy,
U napiersnika wisi ksiezyc w ksztalt Leliwy,
To jest w ksztalt nowiu. Caly ten sprzet osobliwy,
Zdobyty (jak wiesc niesie) w boju podhajeckim
Na jakims bardzo znacznym szlachcicu tureckim,
Przyjm, Asesorze, w dowod mojego szacunku'.
A na to rzekl Asesor, wesol z podarunku:
'Ja niegdys darowane od ksiecia Sanguszki
Stawilem w zaklad moje przesliczne obrozki,
Jaszczurem wykladane, z kolcami ze zlota,
I utkana z jedwabiu smycz, ktorej robota
Rownie droga jak kamien, co sie na niej swieci.
Chcialem sprzet ten zostawic w dziedzictwie dla dzieci;
Dzieci pewnie miec bede, wiesz, ze sie dzis zenie;
Ale ten sprzet, Rejencie, prosze unizenie,
Badz laskaw przyjac w zamian za twoj rzed bogaty
I na pamiatke sporu, co dlugiemi laty
Toczyl sie i nareszcie zakonczyl zaszczytnie
Dla nas obu. - Niech zgoda miedzy nami kwitnie!'
Wiec wracali do domu oznajmic za stolem,
Ze sie skonczyl spor miedzy Kusym i Sokolem.
Byla wiesc, ze zajaca tego Wojski w domu
Wyhodowal i w ogrod puscil po kryjomu,
Azeby szczwaczow zgodzic zbyt latwa zdobycza.
Staruszek tak swa sztuke zrobil tajemniczo,
Ze oszukal zupelnie cale Soplicowo.
Kuchcik w lat kilka pozniej szepnal o tem slowo,
Chcac Asesora sklocic z Rejentem na nowo;
Ale prozno krzywdzace chartow wiesci szerzyl:
Wojski zaprzeczyl i nikt kuchcie nie uwierzyl.
Juz goscie, zgromadzeni w wielkiej zamku sali,
Czekajac uczty, wkolo stolu rozmawiali,
Gdy pan Sedzia w mundurze wojewodzkim wchodzi
I pana Tadeusza z Zofija przywodzi.
Tadeusz, lewa dlonia dotykajac glowy,
Pozdrowil swych dowodcow przez uklon wojskowy.
Zofija z opuszczonem ku ziemi wejrzeniem,
Zaploniwszy sie, gosci witala dygnieniem
(Od Telimeny pieknie dygac wyuczona).
Miala wianek na glowie jako narzeczona,
Zreszta ubior ten samy, w jakim dzis w kaplicy
Skladala snop wiosenny dla Boga Rodzicy.
Uzela znow dla gosci nowy snopek ziela;
Jedna reka zen kwiaty i trawy rozdziela,
Druga swoj sierp blyszczacy poprawia na glowie.
Brali ziolka, calujac jej rece, wodzowie.
Zosia znowu dygala w kolej, zaploniona.
Wtem jeneral Kniaziewicz