sad, gdzie wsrod paczkow barwistego maku
Stal ulan jak slonecznik w blyszczacym kolpaku
Strojnym blacha zlocista i piorem koguta;
Przy nim dziewcze, w zielonej sukience jak ruta
Pozioma, wznosi oczki blekitne jak bratki
Ku oczom chlopca; dalej panny rwaly kwiatki
Po ogrodzie, umyslnie odwracajac glowy
Od kochankow, zeby im nie mieszac rozmowy.
Ale starce miod pija, tabakierka z kory
Czestujac sie nawzajem, tocza rozhowory.
'Tak, tak, moj Protazenku' - rzekl klucznik Gerwazy.
'Tak, tak, moj Gerwazenku' - rzekl wozny Protazy.
'Tak to, tak!' - powtorzyli zgodnie kilka razy,
Kiwajac w takt glowami; wreszcie Wozny rzecze:
'Iz proces nasz skonczy sie dziwnie, ja nie przecze;
Wszakze byly przyklady; pamietam procesy,
W ktorych sie dzialy gorsze niz u nas ekscesy,
A intercyza caly zakonczyla klopot:
Tak z Borzdobohatymi pogodzil sie Lopot,
Krepsztulowie z Kupsciami, Putrament z Pikturna,
Z Odyncami Mackiewicz, z Kwileckimi Turno.
Co mowie! wszak Polacy miewali zamieszki
Z Litwa gorsze nizeli z Soplica Horeszki,
A gdy na rozum wziela krolowa Jadwiga,
To sie bez sadow owa skonczyla intryga.
Dobrze, gdy strony maja panny albo wdowy
Na wydaniu: to zawsze kompromis gotowy.
Najdluzszy proces zwykle bywa z duchowienstwem
Katolickiem albo tez z bliskiem pokrewienstwem,
Bo wtenczas sprawy skonczyc nie mozna malzenstwem.
Stad to Lachy z Rusami w sporach nieskonczonych,
Idac z Lecha i Rusa, dwu braci rodzonych;
Stad sie tyle procesow litewskich ciagnelo
Dlugo z ksiezmi Krzyzaki, az wygral Jagiello.
Stad na koniec pendebat dlugo przed aktami
Slawny ow proces Rymszow z dominikanami,
Az wygral wreszcie syndyk klasztorny ksiadz Dymsza,
Skad jest przyslowie: Wiekszy Pan Bog niz pan Rymsza;
Ja zas doloze: lepszy miod od Scyzoryka'.
To mowiac, polgarcowka przepil do Klucznika.
'Prawda! prawda! - rzekl na to Gerwazy wzruszony. -
Dziwnec to byly losy tej naszej Korony
I naszej Litwy! wszak to jak malzonkow dwoje!
Bog zlaczyl, a czart dzieli, Bog swoje, czart swoje!
Ach, bracie Protazenku! ze to oczy nasze
Widza! ze znowu do nas ci Koronijasze
Zawitali! Sluzylem ja z nimi przed laty,
Pamietam, dzielne byly z nich konfederaty!
Gdyby nieboszczyk pan moj Stolnik dozyl chwili!
O Jacku! Jacku! - lecz coz bedziemy kwilili?
Skoro dzis znowu Litwa laczy sie z Korona,
Toc tem samym juz wszystko zgodzono, zgladzono'.
'I to dziw - rzekl Protazy - ze o tej to Zosi,
O ktorej reke teraz nasz Tadeusz prosi,
Bylo przed rokiem omen, jakoby znak z nieba!'
'Panna Zofija - przerwal Klucznik - zwac ja trzeba,
Bo juz dorosla, nie jest dziewczyna maluczka,
Przy tym z krwi dygnitarskiej, jest Stolnika wnuczka'.
'Owoz - konczyl Protazy - byl to znak proroczy
O jej losie, widzialem znak na wlasne oczy.
Przed rokiem tu siedziala w swieto czeladz nasza
Pijac miod, alic patrzym: pec, pada z poddasza
Dwoch wroblow bijacych sie, oba samcy stare,
Jeden, mlodszy cokolwiek, mial podgarle szare,
Drugi czarne; dalejze tluc sie po podworzu,
Przewracac kulki, ze az zaryli sie w kurzu;
My patrzym, a tymczasem szepca sobie slugi,
Ze ten czarny niech bedzie Horeszko, a drugi
Soplica; wiec ilekroc szary byl na gorze,
Krzycza: <<Wiwat Soplica! pfe, Horeszki tchorze! >>
A gdy spadal, wolali: <<Popraw sie, Soplica!
Nie daj sie magnatowi, to wstyd na szlachcica!>>
Tak smiejac sie czekamy, kto kogo pokona;
Wtem Zosienka, nad ptastwem litoscia wzruszona,
Podbiegla i nakryla raczka te rycerze;
Jeszcze sie w reku bili, az lecialo pierze,
Taka byla zawzietosc w tem malenkiem lichu.
Baby, patrzac na Zosie, gadaly po cichu,
Ze pewnie przeznaczeniem bedzie tej dziewczyny
Pogodzic dwie od dawna zwasnione rodziny.
A widze, ze sie dzisiaj ziscil omen babi.
Prawdac to, ze naonczas myslano o Hrabi,
Nie zas o Tadeuszu'.
Na to Klucznik rzecze:
'Dziwne sa sprawy w swiecie; kto wszystko dociecze!
Ja tez powiem Waszeci rzecz, choc nie tak cudna
Jak ow omen, a przeciez do pojecia trudna.
Wiesz, iz dawniej rad bym byl Soplicow rodzine
W lyzce wody utopic; a tego chlopczyne,
Tadeusza, od dziecka niezmierniem polubil.
Uwazalem, ze gdy sie z chlopietami czubil,
Zawsze ich zbil; wiec ilekroc do zamku biegal,
Jam go zawsze do trudnych imprezow podzegal.
Wszystko mu sie udalo; czy wydrzec golebie
Na wiezy, czy jemiole oberwac na debie,
Czyli z najwyzszej sosny zlupic wronie gniazdo,
Wszystko umial; myslilem: pod szczesliwa gwiazda
Urodzil sie ten chlopiec; szkoda, ze Soplica!
Ktoz by zgadl, ze w nim zamku powitam dziedzica,
Meza panny Zofiji, mej Wielmoznej Pani!'
Tu skonczyli rozmowe, pija zadumani,
Slychac tylko niekiedy te krotkie wyrazy:
'Tak, tak, Panie Gerwazy'. - 'Tak, Panie Protazy'.
Przyzba tykala kuchni, ktorej okna staly
Otworem i dym jako z pozaru buchaly,
Az z klebow dymu, niby biala golebica,
Mignela swiecaca sie kuchmistrza szlafmyca.
Wojski przez okno kuchni, ponad starcow glowy
Wytknawszy glowe, milczkiem sluchal ich rozmowy
I podal im nareszcie filizanki spodek
Pelen biszkoktow, mowiac: 'Zakascie wasz miodek.
A ja wam tez opowiem historia ciekawa
Sporu, ktory mial bitwa zakonczyc sie krwawa,
Gdy polujacy w glebi nalibockich lasow
Rejtan wyplatal sztuke ksiazeciu Denassow.
Tej sztuki omal wlasnem nie przyplacil zdrowiem;
Jam klotnie panow zgodzil, jak to wam opowiem'.
Ale Wojskiego powiesc przerwali kucharze
Pytajac, komu serwis ustawiac rozkaze.
Wojski odszedl, a starcy, zaczerpnawszy miodu,
Zadumani zwrocili oczy w glab ogrodu,
Gdzie ow dorodny ulan rozmawial z panienka.
Wlasnie ulan ujawszy jej dlon lewa reka
(Prawa mial na temlaku, widac, ze byl ranny),
Z takiemi odezwal sie slowami do panny:
'Zofijo, musisz to mnie koniecznie powiedziec,
Nim zamienim pierscionki, musze o tem wiedziec.
I coz, ze przeszlej zimy bylas juz gotowa
Dac slowo mnie? Ja wtenczas nie przyjalem slowa:
Bo i coz mi po takiem wymuszonem slowie?
Wtenczas bawilem bardzo krotko w Soplicowie;
Nie bylem taki prozny, azebym sie ludzil,
Zem jednem mem spojrzeniem milosc w tobie wzbudzil.
Ja nie fanfaron; chcialem ma wlasna zasluga
Zyskac twe wzgledy, chocby przyszlo czekac dlugo.
Teraz jestes laskawa twe slowo powtorzyc;
Czymze na tyle laski umialem zasluzyc?
Moze mnie bierzesz, Zosiu, nie tak z przywiazania,
Tylko ze stryj i ciotka do tego cie sklania;
Ale malzenstwo, Zosiu, jest rzecz wielkiej wagi;
Radz sie serca wlasnego, niczyjej powagi
Tu nie sluchaj, ni stryja grozb, ni namow cioci;
Jesli nie czujesz dla mnie nic oprocz dobroci,
Mozem te zareczyny czas jakis odwlekac;
Wiezic twej woli nie chce, bedziem, Zosiu, czekac.
Nic nas nie nagli, zwlaszcza ze wczora wieczorem
Dano mi rozkaz zostac w Litwie instruktorem
W pulku tutejszym, nim sie z mych ran nie wylecze.
I coz, kochana Zosiu?'
Na to Zosia rzecze,
Wznoszac glowe i patrzac w oczy mu