byl o wiele bogatszy, sadzac zas po dziewiecdziesieciu dziewieciu procentach przebiegu konwersacji, rozmowca zdolny bylby przejsc spokojnie test Turinga, czyli, inaczej mowiac, nie daloby sie rozroznic, ze ma sie do czynienia z maszyna, a nie z wysoce inteligentnym czlowiekiem.
Zdarzaly mu sie okazjonalne potkniecia, na przyklad uzycie niewlasciwego slowa wieloznacznego, brak tez bylo emocjonalnych podtekstow przekazywanych wiadomosci. Ale tego nalezalo oczekiwac, gdyz podobnie jak zaawansowane ziemskie komputery przejmuja od swych tworcow rowniez zdolnosc odtwarzania pozornych stanow emocjonalnych, tak i Szybowiec musial raczej przejawiac sklonnosc do nasladowania wlasnych, obcych nam budowniczych, ktorych sposob myslenia mogl byc mocno odmienny od ludzkiego.
No i
Jeszcze gorzej bylo w przypadku fragmentu:
Tak czy inaczej, w nadziei przezwyciezenia tej jego slabosci, zaprezentowano Szybowcowi tysiace godzin muzyki, tworczosci poetyckiej, sztuk teatralnych, scen z ziemskiego zycia, zarowno dotyczacych ludzi, jak i innych istot. Za ogolna zgoda material ten zostal do pewnego stopnia ocenzurowany. Wprawdzie nie bylo mozliwe ani sensowne ukrywanie calego bagazu gwaltu i przemocy obecnych w dziejach ludzkosci, jak rowniez wojowniczosci naszej rasy (bylo tez za pozno, by anulowac nadanie
Przez stulecia filozofowie beda roztrzasac, czy Szybowiec naprawde potrafil zrozumiec ludzkie sprawy i problemy, i dyskusja ta nie umilknie byc moze nawet i wtedy, gdy sonda dotrze do nastepnej gwiazdy. W jednej wszakze kwestii zgoda panuje juz teraz. Sto dni podrozy Szybowca przez Uklad Sloneczny nieodwolalnie zmienilo ludzki obraz wszechswiata, poglady na temat pochodzenia czlowieka i jego miejsca posrod gwiazd.
Po wizycie Szybowca ludzka cywilizacja juz nigdy nie moze pozostac taka sama.
15. Bodhidharma
Gdy tylko masywne, rzezbione we wzory kwiatow lotosu drzwi zamknely sie z cichym trzaskiem za plecami Morgana, inzynier poczul, ze trafil do zupelnie innego swiata. Nie po raz pierwszy znalazl sie na terenie poswieconym jakiejs religii, zwiedzal juz Notre Dame i swiatynie Sophii, widzial Stonehenge, Partenon, Karnak, katedre Swietego Pawla oraz dziesiatki pomniejszych kosciolow i meczetow, jednak zawsze patrzyl na nie jako na zabytki minionych religii, wspaniale dziela sztuki, rowniez inzynierskiej, bez jakichkolwiek wszakze emocjonalnych zwiazkow z terazniejszoscia. Wiara, ktora je stworzyla i utrzymywala, odeszla w niepamiec, chociaz po prawdzie pozostalosci niektorych religii istnialy jeszcze w dwudziestym drugim wieku.
Tutaj jednak zdawalo sie, ze czas stanal w miejscu. Wichry historii omijaly te samotna cytadele wiary, nie powodujac zadnych zmian. Od trzech tysiecy lat mnisi wciaz tak samo zanosili modly, oddawali sie medytacjom i spogladali o brzasku w niebo.
Stapajac po wyslizganych przez stopy niezliczonych pielgrzymow plytach dziedzinca, Morgan stracil nagle pewnosc siebie. Oto probowal zniszczyc cos pradawnego i szlachetnego, cos, czego nigdy w pelni nie zrozumie.
Zatrzymal sie nagle na widok olbrzymiego dzwonu z brazu, ktory wisial na dzwonnicy wyrastajacej ze sciany klasztoru. Inzynier oszacowal blyskawicznie, ze dzwon musi wazyc przynajmniej piec ton i ze jest bardzo stary. Ale jakim cudem…?
Mnich zauwazyl ciekawe spojrzenie i usmiechnal sie ze zrozumieniem.
— Ma dwa tysiace lat — powiedzial. — To dar od Kalidasy Przekletego. Niezrecznie bylo odmowic przyjecia takiego daru. Wedle legendy dziesiec lat trwalo, nim wniesiono ten dzwon na gore. Zginela przy tym setka ludzi.
— Kiedy dzwoni? — spytal Morgan, przetrawiwszy pierwsza odpowiedz.
— Przez wzglad na darczynce, slychac go tylko w czasie klesk i katastrof. Nigdy go nie slyszalem, nikt z zywych go nie slyszal. Raz odezwal sie bez pomocy ludzkich rak, podczas wielkiego trzesienia ziemi w roku 2017. Przedtem dzwonil w roku 1522, kiedy iberyjscy najezdzcy spalili Swiatynie Zeba i porwali swieta relikwie.
— Zatem, mimo tylu wysilkow, prawie sie go nie uzywa?
— Z dziesiec razy w ciagu ostatnich dwoch tysiecy lat. Wciaz ciazy na nim klatwa Kalidasy.
Moze to i dobra religia, pomyslal Morgan, ale rozrzutna jak diabli. Ilu to mnichow, zastanowil sie jeszcze, walczylo przez te stulecia z pokusa, by postukac w dzwon chocby paznokciem i uslyszec zakazane brzmienie…
Mijali wlasnie wielki glaz z krotkimi schodkami prowadzacymi do pozlacanego pawilonu. Tam byl wlasciwy wierzcholek gory. Morgan wiedzial, co kryje pawilon, ale mnich i tak wzial sie za wyjasnienia.
— To slad stopy — powiedzial. — Katolicy wierzyli, ze Adam stanal tam zaraz po wygnaniu z raju, Hindusi mowili, ze to Siwa lub Saman, ale buddysci, rzecz jasna, uznawali to za slad Oswieconego.
— Uzyl pan czasu przeszlego — powiedzial Morgan, starajac sie nadac glosowi beznamietne brzmienie. — A co mysli sie teraz?
— Budda byl czlowiekiem, jak pan czy ja — odparl zakonnik rownie obojetnie. — Odcisk na skale, a jest to bardzo twarda skala, mierzy dwa metry dlugosci.
To wyjasnienie zamykalo sprawe i Morgan nie mial juz dalszych pytan. W koncu wyszli na nieduzy kruzganek zakon — czony otwartymi drzwiami. Mnich zapukal, ale nie czekal na odpowiedz, tylko wskazal gosciowi gestem, by wchodzil.
Morgan oczekiwal podswiadomie, ze ujrzy osobe Mahanayakego Thero siedzacego ze skrzyzowanymi nogami na macie, byc moze w otoczeniu zawodzacych modlitwy akolitow i dymow kadzidel. Won kadzidla rzeczywiscie unosila sie w chlodnym powietrzu, ale przelozony
Mimo biurowego otoczenia, trudno byloby jednak pomylic glowe zakonu z jakimkolwiek typem urzednika. Poza zolta szata, Mahanayake Thero wyroznialy jeszcze dwie rzeczy — po pierwsze, mimo nie tak starego jeszcze wieku, byl kompletnie lysy, po drugie — nosil okulary.
Jedno i drugie bylo skutkiem swiadomego wyboru, domyslil sie Morgan. Klopotow z porostem wlosow mozna bylo sie juz od dawna pozbyc dzieki krotkiej kuracji, a zatem ta lsniaca glaca musiala byc wynikiem starannego golenia lub depilacji. Morgan nie pamietal tez, w jakiej sztuce historycznej widzial po raz ostatni okulary.
Niemniej taka kombinacja cech byla zarowno fascynujaca, jak i deprymujaca. Morgan stwierdzil, ze zadnym sposobem nie potrafi okreslic nawet w przyblizeniu wieku Mahanayakego: moze czterdziestka, a moze dobrze zakonserwowana osiemdziesiatka. A okulary, chociaz idealnie przejrzyste, zdawaly sie maskowac