Niestety, nie zapytano wowczas, ile mocy obliczeniowej musial Szybowiec zaangazowac do tego zadania. Pytanie pojawilo sie dopiero po zniknieciu probnika. Niemniej wczesniej odebrano jeszcze bardziej szokujace odpowiedzi…
04 czerwca, 2069, 07:59 GMT, wiadomosc 9056, sekwencja 2. Szybowiec do Ziemi:
05 czerwca, 2069, 20:38 GMT, wiadomosc 4675, sekwencja 2. Szybowiec do Ziemi:
06 czerwca, 1069, 12:09 GMT, wiadomosc 5897, sekwencja 2. Szybowiec do Ziemi:
08 czerwca, 2069, 15:37 GMT, wiadomosc 6943, sekwencja 2. Szybowiec do Ziemi:
11 czerwca, 2069, 06:34, wiadomosc 8964, sekwencja 2. Szybowiec do Ziemi:
W opinii wielu sluchaczy finalna wiadomosc nadana przez Szybowiec dowodzila jasno, ze probnik posiadal cos na ksztalt poczucia humoru. Po coz inaczej czekalby z tak „wybuchowym” materialem do ostatniej chwili? A moze cala rozmowa byla czescia planu majacego na celu nakierowanie ludzkosci na wlasciwa droge, by za sto cztery lata, kiedy moze nadejdzie wiadomosc z Ostrowia, wnioski byly juz gotowe?
Byli tez tacy, ktorzy proponowali podjecie poscigu za Szybowcem, ktory unosil z Systemu Slonecznego nie tylko gigantyczna ilosc informacji, ale takze dziela wysoce zaawansowanej techniki. Wprawdzie nie istnial akurat zaden statek, ktory moglby najpierw doscignac sonde, a potem, po rozwinieciu tak olbrzymiej szybkosci, wrocic jeszcze na Ziemie. Niemniej budowa takiej jednostki byla mozliwa.
Rozsadek jednak przewazyl. Nawet automatyczna sonda mogla posiadac jakies urzadzenia obronne, wlaczajac w to zdolnosc do autodestrukcji. Wiekszosc wszakze uczestnikow dyskusji przekonywala, ze przeciez tworcy probnika mieszkaja „ledwie” piecdziesiat dwa lata swietlne od nas. Przez te tysiace lat, jakie minely od wystrzelenia statku, musieli w niewyobrazalnym dla nas stopniu rozwinac technike kosmiczna. Jesli ludzkosc ich sprowokuje, moga poczuc sie zobowiazani do zlozenia nam niekoniecznie przyjaznej wizyty, i to juz za kilkaset lat.
Niezaleznie od owych sporow, Szybowiec znacznie przyspieszyl proces, ktory i tak zachodzil juz z wolna od paru setek lat. Zakonczyl wplyw miliardow wypowiedzianych przez wieki poboznych slow, ktore tylko zasmiecaly umysly inteligentnych przeciez ludzi.
17. Parakarma
Przypomniawszy sobie napredce dotychczasowy przebieg rozmowy Morgan uznal, ze wlasciwie nie wyszedl wcale na glupca. To raczej Mahanayake Thero ryzykowal utrate przewagi, skoro ujawnil tozsamosc czcigodnego Parakarmy. Wszakze to ostatnie nie bylo zadna tajemnica, pewnie sam mnich przypuszczal, ze Morgan z dawna wie, kim jest sekretarz.
Dwoch mlodych akolitow ppjawilo sie akurat w pore, by zatrzec nieprzyjemny efekt. Jeden niosl tace z miseczkami ryzu, owocow i cienkich placuszkow, drugi dzwigal imbryk z nieodzowna w buddyjskich klasztorach herbata. Wsrod dan nic nie przypominalo miesa. Zmeczony zarwana noca, Morgan z checia zjadlby pare jajek, ale takie potrawy byly tu zapewne zakazane. Nie, zakaz to zbytmocne slowo. Sarath powiedzial, ze tutejsza regula niczego nie zakazuje, bowiem nie uznaje zadnych absolutow. Mnisi holdowali raczej wywazonej stosownie tolerancji, niemniej odbieranie zycia, nawet potencjalnego zycia czajacego sie wewnatrz skorupyjajka, bylo czyms, czemu nijak nie przyznawali priorytetu.
Probujac zawartosci poszczegolnych miseczek, w wiekszosci przypadkow kompletnie nieznanej, Morgan spojrzal ze zdumieniem na siedzacego w bezruchu Mahanayakego Thero. Mnich potrzasnal glowa.
— My nie jadamy przed poludniem. Rano umysl funkcjonuje najlepiej i nie nalezy macic koncentracji skupiajac sie na sprawach ciala. Zajmujac sie calkiem smakowicie przyrzadzona papaya, Morgan rozwazal osobliwosc takiej postawy. Dla niego pusty zoladek byl raczej czynnikiem wadzacym mysleniu i uniemozliwiajacym pelne wykorzystanie wyzszych funkcji umyslu. Cieszac sie zawsze dobrym zdrowiem, nigdy nie czynil rozroznienia miedzy stanem ciala a stanem ducha i nie widzial zadnego powodu, by popadac w taki dualizm.
Morgan palaszowal egzotyczne sniadanie, tymczasem Mahanayake Thero przeprosil go na chwile i zaczal z obledna szybkoscia stukac cos na klawiaturze swojego komputera. Ekran byl dobrze widoczny, zatem Morgan odwrocil z uprzejmosci spojrzenie, wbijajac oczy w glowe Buddy. Chyba jednak byla prawdziwa, bowiem postument rzucal cien na sciane… Chociaz… kolumienka mogla byc z kamienia, zas glowa tylko projekcja. To czesto spotykana sztuczka.
Podobnie jak w przypadku Mony Lisy, dzielo pozwalalo domyslic sie emocjonalnego zaangazowania tworcy jak i podziwu, ktory artysta czul wobec portretowanej postaci. Tyle tylko, ze Gioconda miala otwarte oczy i wpatrywala sie w cos czy kogos. Budda praktycznie nie mial oczu, tylko gladkie plaszczyzny wyrazajace pustke, w ktorej mozna zatracic dusze lub odnalezc caly wszechswiat.