mlody ksiaze Kalidasa prezyl sie dumnie u boku swego ojca. Zyciodajna woda poplynela przez spragniony kraj. W calym krolestwie nie mozna bylo znalezc widoku piekniejszego, niz odbicie wiez i gmachow Ranapury w tafli zwierciadla wod uczynionego ludzka reka. Ranapura, Zlote Miasto, pradawna stolica, ktora krol porzucil, by zrealizowac swe marzenia…
Kolejny grzmot przetoczyl sie po niebie, jednak Kalidasa wiedzial juz, ze deszczu z tego nie bedzie. Powietrze nad wierzcholkiem Skaly Demona trwalo w bezruchu, nie czulo sie tego charakterystycznego, raptownego podmuchu poprzedzajacego nadejscie monsunu. Nim deszcz nadejdzie, glod zajrzy w oczy ludowi, przysparzajac wladcy dodatkowych trosk.
— Wasza Wysokosc — rozlegl sie spokojny glos dworzanina, cierpliwego Adigara. — Wyslannicy zaraz wyjezdzaja. Pragna sie jeszcze pozegnac. Ach tak, tych dwoch ambasadorow o bladych obliczach, ktorzy przybyli zza zachodniego oceanu! Szkoda, ze odchodza, bo przywiezli wiele nowin na obrzydla juz krolowi wyspe. Opowiadali niejedno o cudach dalekiego swiata, jednak sami przyznawali, ze zaden nie mogl sie rownac z podniebna forteca i palacem.
Kalidasa odwrocil sie od zwienczonej biela Swietej Gory i laciatej szachownicy zalanych slonecznym blaskiem pol. Po granitowych stopniach ruszyl do sali audiencyjnej. Za nim szambelan z pomocnikami dzwigali skarby z kosci sloniowej i drogocennych kamieni, dary dla wysokich i dumnych mezczyzn, ktorzy przyszli zlozyc uszanowanie i pozegnac gospodarza. Juz niebawem opuszcza Taprobane i poplyna za morze, do miasta mlodszego o cale wieki od Ranapury. Dary wezma ze soba, by przekazac je swojemu wladcy. Mozliwe, ze widok tych cudow chociaz na chwile rozjasni ponure mysli cesarza Hadriana.
Poblyskujac jasnopomaranczowa szata na tle bialego muru, Mahanayake Thero podszedl powoli do jego polnocnej krawedzi. Daleko w dole ciagnela sie po horyzont pstrokata szachownica pol ryzowych obrysowanych ciemnymi liniami kanalow nawadniajacych, lsnilo blekitem jezioro, Morze Paravany, za nim zas widnialy ogromne nawet z tej odleglosci budowle Ranapury. Od trzydziestu lat mnich wciaz podziwial wiecznie zmienna panorame, wiedzial jednak, ze nigdy nie uchwyci, nie zapamieta wszystkich szczegolow tego krajobrazu. Jego kolory i faktura zmienialy sie wraz z porami roku, ba, z kazda przeplywajaca chmura. Ja takze kiedys odplyne jak chmura, pomyslal Bodhidharma, i nawet wtedy ujrze cos nowego…
Jedno tylko macilo doskonaly w proporcjach krajobraz: szary glaz Skaly Demona sterczacej niby intruz z rowniny. Zgodnie z legenda skala ta miala zostac przyniesiona tu przez malpiego boga, Hanumana, z Himalajow. Bog porwal wowczas porosniety ziolami wierzcholek niewysokiej gory i poniosl calosc, nie chcac zwlekac z lekami dla swych rannych towarzyszy. Mialo sie to dziac zaraz po zakonczeniu bitew
Z tej odleglosci trudno bylo, rzecz jasna, odroznic jakiekolwiek szczegoly siedziby Kalidasy procz linii fosy i walow otaczajacych Ogrody Rozkoszy. Jednak Skala Demona wywierala na kazdym widzu wrazenie na tyle silne, ze trudno bylo zapomniec jej widok. Mahanayake Thero wciaz mial przed oczami widziane niegdys lapy lwa wystajace ze skalnej sciany sporo ponizej blankow. Tam w gorze przechadzal sie przeklety krol. Niegdys, a moze i dzisiaj…
Grom runal nagle i zdalo sie, ze huk wstrzasnal samymi podstawami gory. Grzmot przemknal przez niebo i zginal gdzies na wschodzie, a jego echo dlugo jeszcze blakalo sie miedzy horyzontami. Ten odglos nie zapowiadal deszczu i nikt nie dalby sie juz na to nabrac. Zgodnie z decyzja Urzedu Kontroli Monsunow, opady mialy nadejsc dopiero za trzy tygodnie, a Urzad nie mylil sie nigdy o wiecej niz dwadziescia cztery godziny. Gdy huk ucichl wreszcie, Mahanayake odwrocil sie do swego towarzysza.
— I to by bylo na tyle, jesli chodzi o droge ladowania — rzekl, okazujac o wiele wiecej wzburzenia niz przystoi przedstawicielowi Dharmy. — Jak odczyty?
Mlodszy mnich powiedzial kilka slow do narecznego mikrofonu i poczekal na odpowiedz.
— Szczyt sto dwadziescia. Piec decybeli wiecej, niz przy poprzednim zapisie.
— Wyslac zwykly protest do Centrum Kennedy’ego lub Centrum Gagarina, ktore tam jest za to odpowiedzialne. Albo do obu. Chociaz to i tak nic nie da.
Spojrzal na rozpraszajaca sie z wolna biala smuge kondensacyjna przecinajaca niebo na dwoje. Bodhidharma Mahanayake Thero, osiemdziesiaty piaty tego imienia, pomyslal nagle o czyms, co powinno byc obce mnichowi. Kalidasa z pewnoscia znalazlby jakis sposob na tych fachowcow od kosmosu, ktorzy mysleli tylko o tym, ile dolarow kosztuje wyslanie kilograma masy na orbite… Moze by ich wbil na pal, moze rzucil na pastwe obutych w metalowe lapcie sloni, moze skapal we wrzacym oleju…
Ale coz, wiadomo, ze dwa tysiace lat temu zycie bylo o wiele latwiejsze.
2. Inzynier
Przyjaciele, ktorych liczba topniala z kazdym rokiem, zwali go Johan. Reszta swiata znala go pod imieniem Raja, jednak swiat z rzadka sobie o nim przypominal. Cale zas jego miano zawieralo w sobie slady pieciuset lat historii: Johan Oliver de Alwis Sri Rajasinghe.
Byl czas, ze odwiedzajacy Skale turysci szukali go z kamerami i magnetofonami, jednak obecne pokolenia nie poznawaly juz jego oblicza, niegdys najpopularniejszej twarzy w Ukladzie Slonecznym. Nie zalowal, ze dni chwaly juz minely, bowiem zaznal wdziecznosci ze strony calego rodzaju ludzkiego. Czas przyniosl jednak rowniez rozwazania nad popelnionymi bledami i zal za tymi, ktorzy zgineli za sprawa zwyklego braku cierpliwosci i nieumiejetnosci przewidywania. Oczywiscie teraz, z perspektywy lat, wszystko zdawalo sie latwe. Teraz wiedzial, jak mozna bylo zazegnac kryzys auklandzki czy przekonac niechetnych do porozumienia sygnatariuszy paktu szykowanego w Samarkandzie. Obwinianie siebie za niegdysiejsze bledy niczemu nie sluzylo, bylo wrecz glupota, jednak czasem sumienie dokuczalo mu bardziej niz stara rana, ktora odniosl, gdy postrzelono go w Patagonii.
Nikt nie wierzyl, ze wytrzyma dlugo na emeryturze.
— Wrocisz za pol roku — powiedzial mu Prezydent Swiata, Chu. — Wladza jest jak narkotyk.
— Nie dla mnie — odparl wowczas szczerze. Wladza bowiem sama weszla mu w rece, nigdy sie o nia nie staral. Zawsze tez dysponowal tylko ograniczona wladza, doradcza raczej niz wykonawcza. Byl asystentem do spraw specjalnych (w randze ambasadora), a polem jego dzialania byla polityka. Za to co robil, odpowiadal bezposrednio przed Prezydentem i Rada, ktora nigdy nie liczyla wiecej niz dziesieciu czlonkow; no, jedenastu, jesli doliczyc Arystotelesa (jego domowy komputer mial wciaz swobodny dostep do bankow pamieci i procesorow Arystotelesa i kilka razy do roku zdarzalo im sie uciac mala pogawedke). Jednak przez caly czas Rada niezmiennie przyjmowala jego rady i swiat darzyl go wielkim zaufaniem i wdziecznoscia. Lwia czesc tych odczuc nalezala sie w rzeczywistosci nie jemu, ale bezimiennej i nie zaszczycanej pochwalami armii urzednikow Komitetu Pokoju.
Tak zatem, jako Ambasador Swiata, Rajasinghe zdobywal popularnosc przemierzajac Ziemie od jednego do drugiego zapalnego miejsca, tutaj wzmacniajac czyjes ego, gdzie indziej oddalajac grozbe kryzysu, z niedoscigla wprawa manipulujac kategoriami prawdy. Nigdy, rzecz jasna, nie skalal sie klamstwem, to mogloby miec fatalne skutki. Bez niezawodnej pamieci Arystotelesa nigdy nie zdolalby powiazac watkow tych wszystkich spraw, z ktorymi przyszlo mu sie zmierzyc, aby ludzkosc mogla zyc w pokoju. W koncu rozgrywka sama w sobie zaczela sprawiac mu satysfakcje i to byl znak, ze pora sie wycofac.
Rzecz miala miejsce dwadziescia lat temu i nigdy nie zdarzylo sie, by pozalowal owej decyzji. Ci, ktorzy przewidywali, ze nuda pokona tego, kto oparl sie pokusom wladzy, albo go nie znali, albo nie rozumieli kultury otaczajacej Johana od dziecinstwa. Wrocil miedzy pola i lasy mlodosci i zamieszkal o kilometr od wielkiej ponurej skaly, obecnej we wszystkich wspomnieniach ze szczeniecych lat. Sama willa zostala wzniesiona wewnatrz niegdysiejszej szerokiej fosy otaczajacej dawniej Ogrody Rozkoszy, a zbudowane przez architekta krola Kalidasy fontanny tryskaly teraz na podworku domu Johana, znow szemraly po dwoch tysiacach lat milczenia. Woda doplywala niezmiennie oryginalnymi, kamiennymi akweduktami, wszystko pozostalo takie samo i tylko cysterny na szczycie skaly napelnialy sie obecnie dzieki pracy pomp elektrycznych, a nie mozolowi spoconych niewolnikow. Zdobycie tego przesiaknietego historia splachetka ziemi pod emerycka siedzibe sprawilo Johanowi wiecej satysfakcji, niz cala dotychczasowa kariera; oto spelnilo sie marzenie uznawane dotad za nieziszczalne. Aby dopiac swego, musial siegnac po caly kunszt wprawnego dyplomaty i po cichu zaszantazowac nawet Ministerstwo Archeologii. Pozniej pojawilo sie wprawdzie kilka interpelacji w parlamencie, ale wszyscy zbyli je milczeniem.
Odizolowal sie od swiata poszerzajac fose. Tylko najbardziej zdeterminowani turysci i studenci gotowi byli pokonac taka przeszkode. Przed wscibskimi spojrzeniami chronila go zwarta sciana zmutowanych drzew ashoka,