przez caly rok okrytych kwiatami. Na drzewach tych przemieszkiwalo takze kilka rodzin malp, stworzen zabawnych, jednak sklonnych co jakis czas urzadzac najazdy na dom i przywlaszczac sobie cale mienie ruchome, ktore wzbudzilo ich zainteresowanie. Ostatecznie doszlo do kilku kampanii miedzygatunkowych z uzyciem petard i odtwarzanych z tasmy krzykow ostrzegajacych o zagrozeniu, co okazalo sie bardziej stresujace dla ludzi niz dla malpiatek, ktore zreszta rychlo wracaly. Bestie juz dawno nauczyly sie, ze tak naprawde nikt nie czyni im tu krzywdy.

Niebo nad Taprobane rozjasnial wlasnie jeden z najwspanialszych w dziejach zachodow slonca, gdy niewielki elektryczny trojkolowiec podjechal cicho miedzy drzewami i przystanal obok granitowych kolumn portyku (prawdziwy genuenski Chola z poznego okresu Ranapury, i tym samym kompletny anachronizm w takim otoczeniu, wszelako jedynie profesor Sarath zauwazyl to niegdys i skomentowal glosno; oczywiscie nie mialo to zadnego wplywu na gust gospodarza).

Doswiadczywszy wielu gorzkich pomylek, Rajasinghe przywykl nie oceniac nigdy nikogo na podstawie pierwszego wrazenia, wiedzial jednak, ze nie nalezy rowniez takich wrazen ignorowac. Oczekiwal poniekad, ze Vannevar Morgan bedzie w jakis sposob przypominal wygladem swe monumentalne dziela, jednak inzynier okazal sie wzrostu mniej niz sredniego, wrecz watly. Niemniej smukla sylwetka emanowala sila, a okolona kruczoczarnymi wlosami twarz nalezala z pozoru do osoby o wiele mlodszej niz piecdziesieciojednoletni mezczyzna. Przechowywane w pamieci Arystotelesa nagranie bylo mylace: ten czlowiek winien zostac sklonnym do romantycznych uniesien poeta lub pianista, albo aktorem zdolnym jednym gestem hipnotyzowac tlumy widzow. Rajasinghe znal ten rodzaj wladzy, nie raz stawial mu czolo w karierze dyplomaty i oto przyszlo mu sie zmierzyc z kims takim ponownie. Nie wolno nie doceniac ludzi niewielkich wzrostem, ostrzegl sie w myslach, tacy jak oni zdolni sa ruszyc z posad bryle swiata.

Wraz z tamysla pojawil sie cien niepokoju. Niemal co tydzien zdarzalo sie, ze zagladali tu dawni przyjaciele lub niegdysiejsi adwersarze, by podzielic sie najnowszymi ploteczkami, poradzic sie, powspominac przeszlosc. Gospodarz mile wital takich gosci, bowiem dodawali kolorytu jego obecnemu zyciu, jednak zawsze potrafil precyzyjnie okreslic zakamuflowany cel podobnej wizyty i przyjety sposob maskowania. Wszelako wedle najlepszej wiedzy Rajasingha Morgan byl kims odmiennym. Nigdy dotad sie nie spotkali, nie zamienili ani slowa, nie laczyly ich zadne wspolne zainteresowania (procz tych zwyczajnych, charakterystycznych dla mezczyzn w pewnym wieku), Johan ledwo pamietal jak brzmi imie goscia. Tym niezwyklejsza wydawala sie prosba inzyniera, by fakt ich spotkania utrzymac w tajemnicy.

Rajasinghe byl niechetny takiej zabawie w sekrety. Dosc mial wszelkich tajnosci, nie pragnal ich, toczac spokojne i dobrze zorganizowane zycie emeryta. Raz na zawsze skonczyl z wszystkimi wymogami bezpieczenstwa i tajnymi sluzbami. Dziesiec lat temu, a moze jeszcze wczesniej, sam odprawil swoja ochrone. Jednak najbardziej niepokoila go nie tyle prosba o dyskrecje, ale kompletna niewiedza, czemu wlasciwie ma sluzyc owa wizyta. Naczelny inzynier (do spraw budownictwa ladowego) Terran Construction Corporation nie zwykl raczej przemierzac paru tysiecy kilometrow po to jedynie, by poprosic o autograf czy zlozyc wyrazy szacunku, jak zdarzalo sie to turystom. Musial miec konkretny cel, nader istotny i wazki zapewne. Jaki wszakze, tego Rajasinghe nie potrafil sobie wyobrazic.

Nawet w czasach aktywnej dzialalnosci Johanowi Rajasinghe nie zdarzylo sie nigdy zetknac z TCC, z zadna z trzech jej agend: Budownictwa Ladowego, Dzialalnosci Podmorskiej i Konstrukcji Kosmicznych. Chociaz kazda byla nad wyraz potezna instytucja, nie przysparzaly zmartwien wyspecjalizowanym agendom Swiatowej Federacji. Chyba ze zdarzala sie jakas obfitujaca w powazne konsekwencje katastrofa budowlana lub obroncy srodowiska czy innych wartosci, na przyklad historycznych, podnosili krzyk przeciwko jakiejs inwestycji, wyciagajac przy tej okazji TCC z cienia. Ostatnia z takich konfrontacji dotyczyla rurociagu antarktycznego, prawdziwego cudu inzynierii dwudziestego pierwszego wieku, przesylajacego na caly swiat uwodniony wegiel z bogatych zloz polarnych. Popadajac w ekologiczny zapal, TCC zaproponowalo rozebranie ostatniej sekcji rurociagu i przekazanie krainy z powrotem we wladanie pingwinom. Przerazeni perspektywa takiego aktu wandalizmu, archeolodzy przemyslu natychmiast podniesli wrzask. Zaprotestowali tez ekolodzy-naturalisci dowodzac, ze pingwiny juz dawno ukochaly nieczynny i opuszczony rurociag. Urzadzily sobie tam wspaniale siedziby o standardzie przewyzszajacym wszystko, co poznal dotad rod pingwini, i mnozyly sie dzieki temu tak efektywnie, ze orki ledwie dawaly sobie rade z ograniczaniem ich populacji. Ostatecznie TCC poddalo sie bez walki.

Rajasinghe nie mial pojecia, czy Morgan byl w jakikolwiek sposob zaangazowany w te drugorzedna debate. Zreszta to niewazne, skoro imie jego kojarzono z najwiekszym triumfem TCC…

Ochrzczono to arcydzielo Mostem Mostow i zapewne trafnie wybrano te nazwe. Razem z polowa mieszkancow swiata Rajasinghe przygladal sie wowczas, jak ostatnia sekcja mostu uniosla sie lekko w przestworza podczepiona pod brzuchem Grafa Zeppelina, sterowca, ktory sam w sobie byl jeszcze jednym z cudow epoki. Na te okazje usunieto cale luksusowe wyposazenie ogromnego statku powietrznego, oprozniono slynny basen plywacki, a reaktory dodatkowo podgrzaly powietrze w zbiornikach wypornosciowych. Po raz pierwszy zdarzylo sie, ze upiorny ciezar ponad trzech tysiecy ton zostal dzwigniety na wysokosc trzech kilometrow i wszystko (bez watpienia ku pewnemu zawodowi milionow widzow) poszlo jak z platka.

Odtad zaden statek mijajacy Slupy Herkulesa nie przeplywal pod mostem bez oddania honorow tej najwiekszej budowli stworzonej reka czlowieka. Blizniacze wieze wznoszace sie na granicy wod Morza Srodziemnego i Atlantyku byly najwyzszymi konstrukcjami swiata, a pomiedzy nimi rozciagal sie misterny luk Mostu Gibraltarskiego — pietnascie kilometrow zawieszonej jakby w powietrzu jezdni. Spojrzenie w twarz czlowieka, ktory to zaprojektowal, mozna bylo spokojnie uznac za przywilej. Nawet jesli czlowiek ten spoznil sie o godzine.

— Prosze przyjac moje przeprosiny, panie ambasadorze — powiedzial Morgan, schodzac z trojkolowca. — Mam nadzieje, ze nie pokrzyzowalem panu zadnych planow moim spoznieniem.

— W zadnym razie, jestem panem mojego czasu. Mam nadzieje, ze zdazyl pan juz cos przekasic?

— Tak. Jakby w nagrode za odwolanie spotkania w Rzymie uraczono mnie wspanialym lunchem.

— Zapewne byl on o wiele lepszy niz to, co moglby pan dostac w hotelu Yakkagala. Zarezerwowalem tam dla pana nocleg. To ledwie kilometr stad. Obawiam sie, ze bedziemy musieli odlozyc nasza rozmowe do jutrzejszego sniadania.

Morgan nie zdolal ukryc rozczarowania, ale ostatecznie wzruszyl ramionami z rezygnacja.

— Coz, mam wiele pracy, ale rozumiem, ze hotel dysponuje standardowym wyposazeniem, a przynajmniej funkcjonujacym w sieci terminalem.

Rajasinghe rozesmial sie.

— Nie sadze, by mieli tam cokolwiek wiecej ponad wynalazek telefonu. Jednak chcialbym panu cos zaproponowac. Za pol godziny wybieram sie z grupka przyjaciol na szczyt skaly, by podziwiac przedstawienie typu sonet-lumiere. Panu tez jestem sklonny je polecic. Prosze sie z nami zabrac.

Morgan wyraznie zawahal sie i zaczac szukac uprzejmej wymowki.

— To bardzo milo z pana strony, ale musze skontaktowac sie z moim biurem…

— Moze pan skorzystac z mojego komputera. Zapewniam, ze widowisko pana zachwyci, a potrwa tylko godzine. Och, zapomnialbym, ze nie chce pan ujawniac swojej obecnosci na wyspie… Przedstawie pana jako doktora Smitha z Uniwersytetu Tasmanii. Pewien jestem, ze moi przyjaciele pana nie rozpoznaja. Rajasinghe nie mial w zadnym przypadku zamiaru urazic Morgana, ale ten najwyrazniej lekko sie zirytowal. W gospodarzu obudzil sie momentalnie duch bylego dyplomaty, ktory zapisal taka a nie inna reakcje goscia w pamieci. Kto wie, co jeszcze moze sie przydac?

— Z pewnoscia mnie nie rozpoznaja — odparl Morgan, a Rajasinghe uchwycil gorzka nute pobrzmiewajaca w jego glosie. — Niech bedzie doktor Smith. Musze tylko skorzystac z panskiego terminalu.

Ciekawe, chociaz najpewniej bez wiekszego znaczenia, pomyslal Rajasinghe, prowadzac goscia do wnetrza willi i wysnuwajac wstepna hipoteze na temat Morgana: to czlowiek sfrustrowany, moze nawet nieszczesliwy. Czemu? Trudno powiedziec, bowiem jest jednym z najlepszych w swej profesji. Czegoz jeszcze moze pragnac? Istniala jedna oczywista odpowiedz; Rajasinghe dobrze znal te symptomy… Chociaz w jego wlasnym przypadku sprawa juz dawno sie wypalila.

— Slawa to ostroga, przypomnial sobie w myslach. Jak to szlo dalej? To ostatnia slabosc szlachetnego umyslu… By zbierac zaszczyty i pracowicie spedzac dni…

Tak, to by wyjasnialo owo wrazenie dyskomfortu wychwycone przez wyczulone zmysly Rajasingha, ktory

Вы читаете Fontanny raju
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×