— Tak, pewien stukilowy ochotnik. Nie nabawil sie odlezyn. Jesli ktos bedzie narzekal, to uslyszy opowiesc o pionierskich dniach awiacji, kiedy piec godzin trwala sama podroz przez Pacyfik. Poza tym oferujemy przeciez przez wiekszosc drogi komfortowe warunki bezgrawitacyjne.

Nastepny poziom byl niemal identyczny, tylko w fotelach nikt nie siedzial. Mineli go i dotarli wyzej, gdzie skupila sie najwyrazniej wiekszosc atrakcji.

Bar wygladal jakby byl czynny, i rzeczywiscie, dzialal nawet automat do kawy. Ponad nim, na starannie pozloconej plycie widnialo cos, co az zaparlo Morganowi dech w piersiach. W gornym lewym rogu dominowal Ksiezyc w pelni, a ku niemu pedzil pociag zlozony z lokomotywy i czterech wagonow. Z okien pierwszej klasy wygladali pasazerowie w wiktorianskich stroj ach.

— Gdzie to zdobyles? — spytal Morgan zdumiony i zachwycony zarazem.

— Chyba tablica z podpisem znow czemus odleciala — powiedzial Kingsley tonem przeprosin i zajrzal za kontuar. — O, jest!

Wreczyl Morganowi plastikowa karte z wykonanym starym krojem czcionki napisem:

ARMATNIE POCIAGI NA KSIEZYC

rycina pochodzaca z ksiazki

Z ZIEMI NA KSIEZYC

w 97 godzin i 2O minut

autorstwa Juliusza Veme’a

(wydanie z roku 1881)

— Wstyd sie przyznac, ale nigdy tego nie czytalem — powiedzial Morgan, obejrzawszy plakietke. — A szkoda, bo oszczedziloby mi to wielu klopotow. Ale ciekawe, jak on wyobrazal to sobie bez szyn…

— Pomyslow pana Juliusza nie nalezy traktowac zbyt doslownie. Ten obrazek tez mial byc tylko przenosnia albo zartem ilustratora.

— Dobra, przekaz dekoratorom moje gratulacje. To jeden z najlepszych ich pomyslow.

Zostawiajac w spokoju marzenia przodkow, Morgan i Kingsley zajeli sie przyszloscia. Wielki ekran zastepujacy na razie okno ukazywal obraz w dole. Morgan odnotowal z satysfakcja, ze nie byl to byle jaki obraz Ziemi, ale obraz wlasciwy, czyli caly Polwysep Dekanu oraz osniezone szczyty Himalajow. Samej Taprobane nie bylo widac, jako ze powinna znajdowac sie bezposrednio pod podloga.

— Wiesz — powiedzial nagle inzynier — to bedzie zupelnie tak, jak z mostem. Ludzie beda chcieli sie przejechac po to tylko, by ujrzec Ziemie z gory. Stacja srodkowa stanie sie najwieksza w dziejach atrakcja turystyczna. — Spojrzal na lazurowy sufit. — Warto zagladac na ostatni poziom? — Chyba nie. Gorna sluza powietrzna jest gotowa, ale nie zdecydowalismy jeszcze, gdzie umiescic system podtrzymywania zycia i elektronike trakcji.

— Sa z tym jakies problemy?

— Od kiedy mamy te nowe magnesy, to zadnych. Czy w gore, czy w dol, gwarantujemy pelne bezpieczenstwo az do szybkosci osmiu tysiecy kilometrow na godzine, czyli piecdziesiat procent ponad maksymalna projektowana predkosc podrozy.

Morgan odetchnal w duchu. Byla to jedyna dziedzina, w ktorej zupelnie nie czul sie kompetentny i musial calkowicie polegac na opinii innych. Od poczatku bylo jasne, ze przy takich szybkosciach sprawdzac sie bedzie jedynie naped magnetyczny, bowiem najmniejszy fizyczny kontakt z nosnikiem musialby spowodowac katastrofe. Cztery zas pary ciagow wiodacych umieszczone na czterech scianach wiezy mialy byc odlegle jedynie o centymetry od poteznych magnesow kapsul, trzeba bylo zatem zaprojektowac wszystkie systemy trakcyjne jako wysokoenergetyczne, zdolne do momentalnego korygowania jakichkolwiek zboczen kapsuly.

Schodzac za Kingsleyem po spiralnych schodkach biegnacych przez cala wysokosc kapsuly, Morgan poczul nagle, ze nachodza go ponure mysli. Starzeje sie, mruknal pod nosem. Owszem, moglbym spokojnie wdrapac sie na szosty poziom, ale dobrze, ze nie musialem.

Ale mam przeciez dopiero piecdziesiat dziewiec lat, a jesli wszystko dobrze pojdzie, to pierwsi pasazerowie pojada do stacji srodkowej juz za piec lat. Potem jeszcze trzy lata testow, kalibracja i dostrojenie systemu. Dla wszelkiej pewnosci powiedzmy, ze calosc ruszy za dziesiec lat…

Wprawdzie bylo cieplo, ale nagle dostal dreszczy. Po raz pierwszy dotarlo do Vannevara Morgana, ze czas triumfu nadszedl za pozno. Bezwiednie przycisnal dlon do miejsca na piersi, gdzie pod koszula kryl sie cienki metalowy dysk.

33. CZUWA

— Dlaczego zwlekal pan z tym az tak dlugo? — spytal doktor Sen tonem wymowki.

— Tak wyszlo — odparl Morgan, przesuwajac zdrowym kciukiem po szwie koszuli. — Ciagle jest cos do zrobienia. Zreszta myslalem, ze zadyszka jest wynikiem rozrzedzonego powietrza.

— To tez mialo swoje znaczenie. Lepiej niech pan podda badaniom caly swoj personel w gorach. Jak mogl pan ignorowac tak oczywiste sygnaly?

Pojecia nie mam, pomyslal Morgan z niejakim zaklopotaniem.

— Ci wszyscy mnisi, niektorzy maja ponad osiemdziesiatke! Wygladali na tak zdrowych, ze pomyslalem…

— Mnisi mieszkaja tam od lat, zaadaptowali sie. A pan jezdzil sobie w gore i w dol, czasem kilka razy dziennie…

— Gora dwa razy dziennie…

— Od poziomu morza do polowy wysokosci scislej pokrywy atmosferycznej. I to w kilka minut: W zasadzie nie jest jeszcze tak zle. I nic sie nie stanie, jesli poslucha pan moich rad. Moich i CZUWA.

— CZUWA?

— Czujnika wiencowego.

— Ach, jeden z tych genialnych wynalazkow…

— Wlasnie, jeden z tych genialnych wynalazkow. Uratowal juz okolo dziesieciu milionow istnien ludzkich. Glownie wyso — kich urzednikow, rozne znane osoby publiczne, szczegolnie zapracowanych naukowcow, wzietych inzynierow i tym podobnych kretynow. Czasem zastanawiam sie, czy warto bylo sie w ogole dla nich fatygowac. Moze to natura usiluje nam cos powiedziec w ten sposob, tylko my nie sluchamy.

— Nie zapominaj o przysiedze Hipokratesa, Bili — skrzywil sie Morgan. — Musisz przyznac, ze zawsze pilnie cie sluchalem. Od dziesieciu lat utrzymuje te sama wage.

— Hmmm… Przyznaje, ze nie jestes najgorszym z moich pacjentow — powiedzial nieco udobruchany doktor i wyszukal w biurku maly projektor holo. — Popatrz sobie, to standardowe modele. Mozesz wybrac dowolny kolor, pod warunkiem ze bedzie to kolor Czerwonego Krzyza.

Morgan przyjrzal sie obrazkom z niesmakiem.

— I gdzie ja mam to nosic? A moze to trzeba wszczepic?

— Nie trzeba, przynajmniej na razie. Moze za piec lat, ale tez niekoniecznie. Na poczatek proponuje ten model, nosi sie go bezposrednio pod mostkiem i nie trzeba zdalnego sterowania. Szybko przestaniesz zauwazac, ze cos tam jest. Jak dlugo wszystko bedzie w porzadku, slowem sie nie odezwie.

— A gdyby?

— Sluchaj.

Doktor wcisnal jeden z przyciskow na biurku.

— Proponuje, aby pan usiadl i odpoczal z dziesiec minut — odezwal sie calkiem spokojny sopran. — Dobrze bedzie polozyc sienagodzine — dodal po chwili i znow umilkl na kilka sekund. — Gdy tylko poczuje sie pan troche lepiej, prosze skontaktowac sie z doktorem Senem. — Znow przerwa. — Prosze natychmiast wziac jedna z czerwonych tabletek. Wezwalam juz pogotowie. Prosze lezec spokojnie. Wszystko bedzie w porzadku.

Morgan mial ochote zakryc uszy, bowiem nagle rozlegl sie przenikliwy gwizd.

Вы читаете Fontanny raju
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату