sobie Ziemie w dole. Zaden statek kosmiczny nie dostarczy takich wrazen. Chce jako pierwsza opisac, jak to jest. I podciac w ten sposob skrzydelka Kaczorkowi.
Morgan odczekal cale piec sekund, podczas ktorych patrzac Maxine prosto w oczy nabieral przekonania, ze dziewczyna w rzeczy samej mowi calkiem powaznie.
— Rozumiem — odparl zmeczonym glosem — ze jestes tylko dziennikarka starajaca sie ze wszystkich sil utrzymac pozycje i zdobyc nazwisko, przez co gotowa jestes wykorzystac taka okazje. Nie chce byc odpowiedzialny za nagle zakonczenie tak obiecujacej kariery. Zdecydowanie odmawiani.
Posunieta nieco w leciech dziennikarka wycedzila kilka slow nie przystojacych ani damie, ani nawet dzentelmenowi, przynajmniej w rozmowie prowadzonej za posrednictwem ogolnodostepnej sieci.
— Zanim udusze cie tym twoim superwloknem, Van, mozesz mi jeszcze powiedziec, czemu wlasciwie nie?
— Gdyby cos poszlo nie tak, nigdy bym sobie tego nie wybaczyl.
— Daruj sobie te krokodyle lzy. Oczywiscie, moj wypadek bylby prawdziwa tragedia, glownie zreszta dla twojego projektu. Ale rusze dopiero po ukonczeniu wszystkich koniecznych testow, gdy rzecz bedzie w stu procentach bezpieczna.
— Nadal nazbyt wyglada mi to na kaskaderke. — Ludzie z epoki wiktorianskiej, czy elzbietanskiej, nie pamietam, mowili w takich razach: dobra, i co z tego?
— Sluchaj Maxine, wlasnie podali, ze Nowa Zelandia zatonela, moga potrzebowac cie w studiu. Ale dziekuje za szczodra propozycje.
— Doktorze Vannevarze Morgan. Wiem dokladnie, czemu mi pan odmawia. To pan chce byc tym pierwszym.
— Jak mowili za krolowej Wiktorii: i co z tego?
—
Morgan pokrecil glowa.
— Przykro mi, Maxine. W zadnym razie…
35. Gwiezdny Szybowiec osiemdziesiat lat pozniej
Wyjatek z pozycji
(Mandala Press, Moskwa, 2149)
Dokladnie osiemdziesiat lat temu automatyczny probnik miedzygwiezdny znany jako Gwiezdny Szybowiec wniknal do Systemu Slonecznego i nawiazal krotki acz historyczny kontakt z rasa ludzka. Po raz pierwszy utwierdzilismy sie w tym, co zawsze podejrzewalismy: nie jestesmy jedyna inteligentna rasa we wszechswiecie, sa wsrod gwiazd cywilizacje i starsze, i zapewne o wiele madrzejsze od nas.
Po tym spotkaniu nic nie moglo zostac takim samym. A jednak, paradoksalnie, niewiele sie zmienilo, ludzie nadal tak samo zajmuja sie swoimi sprawami, jak zawsze od wiekow. Jak czesto nachodzi nas refleksja, ze mieszkancy Gwiezdnego Ostrowia wiedza juz od dwudziestu osmiu lat o naszym istnieniu i ze prawie na pewno przez przestrzen biegnie juz adresowany do nas sygnal, ktory odbierzemy za niecale dwadziescia cztery lata? A moze nawet, jak sugeruja niektorzy, oni sami osobiscie leca juz do nas?
Czlowiek posiada niezwykla zdolnosc (szczesliwie ja posiada) przywykania do najdziwniejszych nawet mozliwych perspektyw przyszlosci. Rzymski rolnik uprawiajacy swe poletko u stop Wezuwiusza nie zwracal uwagi na dymiaca gore. Polowe dwudziestego wieku przezylismy w cieniu bomby wodorowej, polowe wieku dwudziestego pierwszego w niemilym towarzystwie wirusa golgoty. Nauczylismy sie trwac w obliczu ciaglego zagrozenia lub tez nadziei. Na przyklad nadziei na kontakt z Gwiezdnym Ostrowem. Szybowiec przekazal nam obrazy z wielu dziwnych swiatow, pokazal wiele ras, nie ujawnil jednak niemal niczego na temat zaawansowanej technologii, tym samym jego wplyw na techniczny aspekt naszego zycia byl minimalny. Czy uczynil tak przypadkiem, czy tez byla to swiadoma decyzja? Wciaz pojawia sie wiele pytan, ktore chcielibysmy zadac Gwiezdnemu Szybowcowi, ale pojawiaja sie one za pozno. Albo za wczesnie.
Z drugiej strony, chetnie podejmowal dysputy na tematy filozoficzne i teologiczne, przez co wywarl spore pietno na rozwoju tych dziedzin. Wprawdzie nigdy nie powiedzial tego wprostjednak to jemu zawdzieczamy znany powszechnie aforyzm: „Wiara w Boga jest wynikiem sposobu rozmnazania sie ssakow”.
Ale czy to prawda? W ciagu dalszym dziela wykaze, ze tak naprawde cala ta kwestia ma sie nijak do pytania o istnienie Boga…
36. Okrutne niebo
Tasma byla o wiele lepiej widoczna w nocy, niz za dnia. Po zachodzie slonca, kiedy zapalaly sie na niej swiatla ostrzegawcze, przypominala cienka swietlista wstege, wznoszaca sie ku nieskonczonosci i niknaca w jakims punkcie nieba na tle rozmigotanych gwiazd.
Juz teraz mozna ja bylo uznac za najwieksze dziwo tego swiata. Az do chwili, gdy Morgan pojawil sie na miejscu osobiscie i zaostrzyl znacznie rygory, na teren budowy docieraly niezliczone rzesze „pielgrzymow” (jak ktos ich ironicznie ochrzcil) skladajacych hold ostatniemu cudowi Swietej Gory.
Wszyscy goscie zachowywali sie w ten sam sposob. Najpierw podchodzili, aby dotknac niesmialo szerokiej napiec centymetrow tasmy, z osobliwym szacunkiem traktujac materie opuszkami palcow. Potem probowali przyciskac uszy do gladkiej i chlodnej wstegi, jakby mieli nadzieje uslyszec muzyke sfer niebieskich. Niektorzy nawet twierdzili, ze dobieglo ich jakies glebokie, basowe buczenie na skraju slyszalnego pasma, ale wszystko to byly zludzenia. Nawet najwyzsze czestotliwosci drgan superdlugjej wstegi pozostawaly daleko ponizej skali mozliwosci ludzkiego ucha. Inni jeszcze odchodzili, krecac glowami i powtarzajac: „Nigdy mnie nie zmusicie, bym pojechalpo czyms takim!” Jednak historia pamietala wielu podobnych ludzi, to samo powiadajacych o rakietach i wahadlowcach, a wczesniej o aeroplanach, samochodach, pociagach z parowa lokomotywa… Takim sceptykom odpowiadano zwykle: „Nie ma sie czego bac, to dopiero pierwsza z czterech tasm, ktore sciagna wlasciwa strukture na Ziemie. Podroz gotowa wieza nie bedzie sie niczym roznic od jazdy winda w wysokim budynku. Tyle tylko, ze bedzie to podroz nieco dluzsza i o wiele wygodniejsza”.
Wycieczka Maxine Duval miala jednak byc znacznie krotsza, trudno tez byloby nazwac ja szczegolnie komfortowa. Niemniej raz skapitulowawszy, Morgan uczynil wszystko, co w jego mocy, aby byla to przejazdzka bezpieczna.
„Pajak”, prototyp pojazdu kontrolnego, byl na oko bardzo kruchy i przypominal zmotoryzowane krzeslo bosmanskie. Odbyl juz kilka jazd na wysokosc dwudziestu kilometrow, dwukrotnie dzwigajac podobny ladunek. Natrafiono oczywiscie na kilka usterek, tak zwanych „chorob wieku dzieciecego”, ale zadna z nich nie byla powazna i ostatnie piec rejsow przeszlo bez zadnych klopotow. A co mogloby pojsc nie tak? Gdyby zabraklo mocy — rzecz niemal nie do pomyslenia przy tak prostym, bateryjnym systemie zasilania — sila ciazenia sprowadzilaby Maxine na dol, a automatyczne hamulce ograniczylyby tempo zjazdu. Grozne byloby jedynie zaciecie sie calej maszynerii, zatrzymujace pajaka i pasazera w gornych warstwach atmosfery. Jednak Morgan znalazl sposob i na to.
— Tylko pietnascie kilometrow? — zaprotestowala Maxine. — Szybowce lataja wyzej!
— Ale wyzej czlowiek potrzebuje czegos wiecej niz maska tlenowa. Oczywiscie, zawsze mozesz poczekac z rok, az bedziemy mieli stosowne skafandry z systemem podtrzymania zycia…
— A czemu nie moglabym nalozyc zwyklego skafandra kosmicznego?
Z sobie wiadomych powodow Morgan nie ustapil jednak ani o krok. Na wszelki wypadek zadbal tez, aby u stop Sri Kandy znalazl sie niewielki latajacy dzwig z odrzutowym napedem. Jego piloci mieli juz spora wprawe w przeprowadzaniu precyzyjnych operacji i jakby co, bez trudu sciagneliby Maxine nawet z dwudziestego